Rozdział 32

40 2 0
                                    

Śledzę Huntera na tyle długo, by przejrzeć jego strategię. Chłopak porusza się po wąskich uliczkach, nieoczywistych przejściach takich jak to, które właśnie sobie stworzył, przeskakując przez bramę. Już drugi raz ląduję za nim na tyłach czyjejś posiadłości i ponownie po cichu przemykam pod ogrodzeniem, by za chwilę znaleźć się w kolejnym przesmyku. Zaskakuje mnie to, jak dobrze zna miasto, dopóki nie przypominam sobie, że przecież tutaj spędził większą część życia. Każdy kierunek podejmuje bez zastanowienia, jakby szedł po wytyczonym wcześniej szlaku. Jaki jest cel tej podróży? Co jest na tyle ważne, że Hunter decyduje się złamać polecenie mistrzyni? Obiecuję sobie, że jeśli nie dowiem się tego w przeciągu kolejnych dziesięciu minut, wracam do domu. Nie chcę myśleć o tym, jakie konsekwencje spadłyby na moją głowę, gdyby ktoś mnie przyłapał. Hunter to Hunter. Ma ojca, który może nie darzy go szczególną sympatią, ale zapewne ostatecznie wstawiłby się za synem. Ta myśl przypomina mi o czymś jeszcze. O niewykonalnym zadaniu, które pan Shelby przed nim postawił. Czy to dlatego Hunter tu jest? Czy liczy na to, że Morrigan ukrywa się w jakimś zaułku? To głupie. A on, przyznaję z niechęcią, nie jest na tyle naiwny.

Zatrzymuję się gwałtownie i cofam za mur budynku, gdy ten dochodzi do końca ślepej uliczki. Przymieram plecami do ściany i nasłuchuję jego kroków, gotowa na ucieczkę, gdyby okazało się, że zamierza wrócić. Mistrzu Sao gdzie jesteś? Spójrz na mnie teraz, czy moje zmagania nie zasługują na najwyższą notę z zajęć z kamuflażu? Uśmiecham się pod nosem. Nieśpieszne kroki Huntera odbijają się na bruku. Nie zbliżają się jednak do zakrętu, za którym się chowam. Brzmi to tak, jakby krążył w jednym miejscu. Nagły zgrzyt i następujący po nim trzask sprawiają, że podskakuję w miejscu. To tyle. Żadnych więcej kroków. Jedyne co słychać to dźwięk cichej muzyki wydobywającej się z uchylonego okna w jednym mieszkaniu i brzdęk sztućców mieszający się z ożywioną rozmową w innym. Ignoruję nęcący zapach jedzenia, od którego burczy mi w brzuchu i ostrożnie wychylam się zza budynku. Na ulicy nikogo nie ma. Gdzie on się podział? Przecież nie rozpłynął się powietrzu. Niestety. Przezornie oglądam się za siebie. Pusto. Władze Instytutu musiały wydać jakiś komunikat, bo odkąd rozstałam się z grupą szkoleniową, na ulicach nie napotykam żywej duszy. No, oprócz Huntera.

Wchodzę w ślepą uliczkę, by znaleźć przyczynę jego zniknięcia. Z wszystkich trzech stron otacza mnie kamienica, której nieliczne, małe okna wychodzą na ulicę. Po mojej prawej znajdują się jedyne drzwi. Zbyt obskurne, by uznać je za główne wejście. Może to jakiś skrót, by mieszkańcom łatwiej było się dostać do stojących w rogu koszów na bioodpady? Oprócz nich i trzech, pokaźnych zbiorników na deszczówkę, którą mieszczanie mogą nabrać i użyć do prania ubrań lub podlewania kwiatów, nie ma tu niczego więcej. Skupiam się więc na drzwiach. Podchodzę do nich, wcześniej uważnie skanując wszystkie okna. Nikt mnie nie obserwuje. Przynajmniej taką mam nadzieję. Dotykam zimnego metalu, z którego zrobiona jest klamka. Waham się. A co, jeśli Hunter jest w środku? A co, jeśli wykorzystał to miejsce, jak wiele innych, aby po prostu przejść dalej? To wydaje mi się bardziej prawdopodobne. To tylko stara, zwykła kamienica mieszkalna. Czego miałby tu szukać? Naciskam klamkę i otwieram drzwi, jednak te z hukiem zatrzaskują się przed moją twarzą, nim robię choć jeden krok.

– Dlaczego mnie śledzisz, Walker?

Dłoń Huntera, luźno oparta na drzwiach, zaciska się w pięść. Odwracam się, spuszczając wzrok z bladych, czerwonych przebarwieniach w miejscu gojących się knykci. Drzwi są zamknięte, a ja stoję nim twarzą w twarz, jednak on nie opuszcza dłoni. Czuję się jak w potrzasku, bo odsłonięta strona prowadzi wprost na ścianę budynku. Żeby wydostać się z uliczki musiałabym przejść pod jego ręką, lub obejść go dookoła. Stoję nieruchomo.

– Głucha jesteś? – cedzi. – Dlaczego, do cholery, mnie śledzisz?

Jego zielone oczy przeszywają mnie chłodnym spojrzeniem. Widzę, jak zaciska szczękę. Chyba kończy mu się cierpliwość. Przełykam gulę, która staje mi w gardle i na tyle nonszalancko, na ile potrafię, wzruszam ramionami.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz