TW: przemoc na tle seksualnym, alkohol
Wzdrygam się i wykrzywiam usta w grymasie. Otwieram usta, by go wygonić, ale ten gwałtownie się do mnie przybliża i popycha mnie na szafki. Plecami boleśnie zderzam się z metalowymi drzwiczkami. Robię szybki unik, gdy próbuje mnie chwycić. Biegnę prosto do drzwi. Ledwo muskam opuszkami klamkę, gdy gwałtowne szarpnięcie powala mnie na ziemię. Ignoruję tępy ból i przekręcam się na bok. Chcę się stąd wydostać. Tylko tyle. Trevor przygniata mnie do ziemi, a gdy próbuję krzyknąć, w usta wpycha rękaw mojej bluzy, którą zrzuca z ławki. Na chwilę pozbawia mnie oddechu. Siada na mnie okrakiem i unieruchamia moje nogi. Chociaż moje ręce przytrzymuje jedynie jedną dłonią, nie mam na tyle siły, by się wyrwać.
– Ciągle to robisz. Zaczepiasz mnie, kusisz, a później uciekasz. – Pochyla się. Wypowiada te słowa ze złością, tuż nad moją twarzą. Przekręcam głowę w bok, by nie czuć obrzydliwego zapachu z jego ust. – Czekałem na ciebie ostatnio. Liczyłem na wspólny prysznic po drugim zadaniu. Zawiodłaś mnie, ale to nic. Nie przejmuj się, dzisiaj mi to wynagrodzisz.
Przesuwa dłonią po moim nagim ramieniu, a później w dół. Odsłania mój stanik i brzuch, pozbywając górnej część munduru, którą zdążyłam zdjąć. Szarpię się. Próbuję krzyknąć, ale bluza tłumi moje starania. Gdy pochyla się nam moją szyją, zamachuję się i uderzam głową o jego głowę. Bluźni pod nosem i wzmacnia uścisk.
– Posłuchaj mnie wadliwa – warczy. – Wyświadczam ci właśnie dużą przysługę, więc zachowuj się stosownie do sytuacji. Puszczę cię teraz. Jeśli chociażby kurwa drgniesz, to najpierw zadbam o to, byś więcej nie mogła się ruszać. Nie chcę być nieprzyjemny, ale będę, jeśli mnie do tego zmusisz. Rozumiesz? Pokiwaj głową, jeśli rozumiesz.
Tłumię szloch, który siłą wydziera się z mojej piersi. Wiem, że nie mam szans. Nie z nim. Kiwam głową, a po moich policzkach spływają łzy. Trevor puszcza moje dłonie. Przez chwilę ostrzegawczo mnie obserwuje. Wyjmuje rękaw bluzy z moich ust.
– Proszę przestań – szepczę.
Drżę, gdy ten gwałtownie łapie mój podbródek.
– Powiedz "proszę" jeszcze raz, a oszpecę tę twoją śliczną buźkę – grozi.
Jego głos dobiega do mnie jak zza ściany. Przygłuszony przez szum głośno pulsującej krwi w moich żyłach. Donośne, paniczne bicie serca. Nie potrafię nie drgnąć, gdy ten przesuwa dłonie w dół i zaciska je na moich udach. Ostrożnie przesuwam dłoń i sięgam do bluzy. Powstrzymuję jęk bólu, gdy wczepia palce trochę wyżej, tuż pod moimi pośladkami. Pod opuszkami wyczuwam chłód metalu, porywam obręcze i nim zdąży zareagować, przysuwam je do jego skroni. W szatni rozlega się wrzask. Trevor natychmiast odskakuje do tyłu. Podnoszę się z trudem łapiąc oddech i wymijam jego skulone na podłodze ciało. Drży i chyba nadal jest w szoku. Nie czekam, aż mu przejdzie. Wybiegam z szatni. Za drzwiami narzucam na siebie bluzę i zaczynam biec. W szaleńczym tempie, jakby napierający na mnie wiatr mógł oczyścić parzące miejsca, których ten dotykał. W połowie drogi do pensjonatu zatrzymuję się i wymiotuję do pobliskiego rowu.
Nienawidzę go. Jak ja go cholernie nienawidzę. Gdy docieram do pokoju Huntera, zrzucam z siebie bluzę i mundur. Odkręcam gorącą wodę i zanurzam się pod prysznicem. Szoruję skórę, jakbym próbowała doczyścić bardzo przypalony piekarnik. Prysznic nie pomaga mi pozbyć się obrzydzenia, które pozostawiły po sobie jego dłonie. Nie chcę ponownie zakładać munduru ani bluzy. Nie chcę też stąd wychodzić i narazić się na ewentualną konfrontację z matką. W bieliźnie wracam do pokoju i kieruję się do komody. Wyciągam czarną koszulkę i wsuwam ją przez głowę. Sięga mi do ud, jak krótka sukienka. Chcę zatrzasnąć szufladę, gdy w światło lampy pada na szklaną butelkę. Waham się. Podnoszę ją ostrożnie, jakby była częścią niezwykle cennej kolekcji porcelany. Kodeks. Nie mogę. Moja dłoń zaciska się na zakrętce.
CZYTASZ
Me & the devil
FantasíaW ściśle kontrolowanym przez władze mieście: Ona posiada zakazane moce i by uniknąć zniewolenia musi zdobyć miejsce w elitarnym kręgu władzy. On pochodzi z szlachetnego rodu, który gardzi tym, co magiczne. Aby nie okryć hańbą nazwiska musi wzmocnić...