Rozdział 38

9 1 0
                                    


– Proszę, proszę powstrzymaj go! – Szarpię się z więzami, które boleśnie ocierają się moją skórę. – Tato! Stój! Zatrzymaj się, błagam!

Jednak nikt mnie nie słucha. Równie dobrze mogłabym wydzierać się do samej siebie. Ojciec pokonuje ostatni krok, który dzieli go od tańczących płomieni.

Przestaję szarpać się z więzami. Zamykam oczy i próbuję przywołać mrowienie, którego tak nienawidzę. Pigułki usilnie przekonują mój umysł, że wszystko jest w porządku. Moje serce nie dudni jak szalone, co zazwyczaj jest jednym z czynników, przy których pojawia się mrowienie. Przypominam sobie słowa Morrigana. Wpływ i pigułki nie idą ze sobą w parze. Ostrzegał mnie. Wyobrażam sobie, jak śmieje się prosto w moją twarz. O ile w ogóle wie, co to śmiech. Otwieram oczy. Ojciec wstępuje w płomienie. Jego krzyk zlewa się z moim. Błagam, by wyszedł, ale on się nie rusza. Dlaczego się nie rusza? I nagle to czuję, delikatne, otępiałe mrowienie. Nie zastanawiam się. Próbuję dosięgnąć jego umysłu. W lustrze widzę błysk ciemniejących tęczówek. Nim choćby podejmuję pierwszą próbę wydania rozkazu, mężczyzna w płaszczu wpycha ścierkę kuchenną do moich ust. Usiłuję ją wypluć. Coś chłodnego styka się z moimi skroniami.

– Za każdym razem, gdy spróbujesz użyć wpływu, poczujesz to, co teraz. – Słyszę delikatny szept przy moim uchu.

I nagle nie przejmuję się już płonącym stosem. Znika ojciec, trawiony przez płomienie. Nie zastanawia mnie nagła nieobecność matki i słowa nieznajomego. Wszystkie myśli i uczucia koncentrują się na ogromnym bólu, który od głowy zalewa moje ciało. Próbuję wyrwać się z uścisku metalowych obręczy, które mężczyzna przytyka do moich skroni, jednak on sztywno trzyma mi głowę. Szarpię się z więzami, które mnie unieruchamiają. Łzy ciurkiem spływają mi po policzkach. Zagryzam szmatkę, którą mam w ustach, jednak nawet ona całkowicie nie zagłusza mojego przeraźliwego krzyku. Ból, niczym gęsta ciecz, powoli otacza każdy fragment mojej skóry. Wnika w nią, jak żrąca substancja, a gdy dociera do kości, bezlitośnie rozrywa je na miliony fragmentów. Te łączą się, skóra odżywa, a ja zachłannie nabieram powietrza. Uderza mnie kolejna fala. Wszystko zaczyna się od początku. Błagam, by to się skończyło. Wolę umrzeć niż jeszcze raz, po krótkim oddechu ulgi się z tym mierzyć.

Niespodziewanie wszystko ustępuje. Dygoczę na krześle. Mam ochotę zwinąć się w kulkę, ale więzy mi na to nie pozwalają. Nie czuję już bólu. Wewnątrz nie czuję nawet paniki czy strachu. Pigułka szybko uspokaja moje rozdygotane serce.

– Może powinniśmy... – Rozpoznaję głos matki.

– Powinniśmy powtórzyć to jeszcze kilka razy. Tylko wtedy uzyskamy zamierzony efekt.

Nie rozumiem co się dzieje. Słyszę matkę, jednak przede mną stoi zahipnotyzowany ojciec. Nic mu nie jest. Jego ubrania nie są zwęglone, a poparzona skóra nie odkleja się od kości. I tak jak poprzednio, odwraca się i idzie w stronę palącego się stosu. I tak jak poprzednio, nie słucha moich błagań. I tak jak poprzednio, przywołuję wpływ. I tak jak poprzednio, słyszę ostrzeżenie:

– Za każdym razem, gdy spróbujesz użyć wpływu, poczujesz to, co teraz.

I tak jak poprzednio, zalewa mnie fala bólu.

Nie wiem, ile razy powtarza się ten cykl. Tracę rachubę czasu. Przenikliwy ból i chęć ucieczki ustępują, gdy tylko mężczyzna odsuwa obręcze od ich skroni. Żałuję, że pigułka hamuje mój instynkt obronny. Że spowalnia bicie serca i przekonuje mnie, że wszystko jest dobrze. W końcu się poddaję. Mimo przytłumienia, które oferuje pigułka, dociera do mnie cząstka strachu. I wspomnienie bólu, który pojawia się, gdy próbuję użyć wpływu.

– Przepraszam tato – szepczę i odwracam wzrok, gdy ten ponownie znika w płomieniach.

Słyszę jego przeraźliwie krzyki. Czuję wyrzuty sumienia. Przehandlowałam jego cierpienie za swoje.

– Wystarczy. Udało jej się, powstrzymała to. – Przede mną stoi matka.

Nie wiem, gdzie podziewa się ojciec. Rozglądam się po pomieszczeniu. Na miejscu płonącego stosu widzę jedynie świecznik rzucający na ścianę cień. Matka drżącymi dłońmi rozpętuje kneblujące mnie węzły. W odbiciu lustra widzę, jak mężczyzna wsuwa pustą strzykawkę do kieszeni płaszcza. Do drugiej wsuwa obręcze, na których widok zamieram. Nie protestuję, gdy matka obejmuje mnie pod pachami i unosi go góry. Posłusznie, razem z nią pokonuję schodek, za schodkiem. Wysiłek fizyczny otrzeźwia mi umysł. Nie potrafię logicznie wytłumaczyć tego, co działo się w piwnicy. Pamiętam jedynie melodyjne słowa mężczyzny. Kulę się na wspomnienie bólu, który zawsze im towarzyszył. Gdy docieramy do mojego pokoju, matka kładzie mnie na łóżko i siada obok.

– To jedyne wyjście. Jutro nie będziesz niczego pamiętać, a dzięki temu... ćwiczeniu, przestaniesz używać wpływu – mówi łagodnie i wyjmuje coś z kieszeni. – Wyplenimy z ciebie tę potrzebę. Staniesz się normalna.

Matka podsuwa mi niebieską pigułkę. Kręcę głową. Ona nie wie, że dzisiaj wzięłam już trzy. To za dużo. Dużo za dużo. Nie mogę rozchorować się tak jak uprzednio. Otwieram usta, by zaprzeczyć, a ona na siłę wpycha mi tabletkę i przytrzymuje mnie, dopóki jej nie połknę. Zanim gorzko słodka substancja omamia moje zmysły, posyłam jej nienawistne spojrzenie. Jest moją matką. Obiecała mnie chronić, a zamiast tego odurzyła i pozwoliła torturować. I odurza po raz kolejny, by wspomnienia o tym nie zachwiały naszej rodziny. Osuwam się na poduszki. Słyszę trzask drzwi, gdy wychodzi z pokoju. Moje powieki lepią się do siebie, jednak podświadomość nadal próbuje walki. Resztkami sił odpycham się od ściany. Spadam z łóżka. Chwilowy ból otrzeźwia mój umysł. Nie wiem zrobić. Nie ma tu Finley, która ostatnio pozbierała mnie do kupy. Do Huntera nie pójdę. Zostaje Loki. Obawiam się jednak, że to zbyt daleko. Czy mam jakieś wyjście? Na boso zataczam się do drzwi, a później przez korytarz. Schody stanową wyzwanie. Jedną dłonią mocno trzymam się poręczy, drugą z całej siły wbijam w podrażniony od sznura nadgarstek. Paznokcie przebijają moją skórę. Ból pozwala mi iść dalej. Trzymam się bocznych dróg i polnych skrótów. Przed chatką Lokiego staję, gdy na dworze zaczyna świtać.

Chłopak wytrzeszcza oczy na mój widok. Nie mam siły dłużej walczyć ze znużeniem i spokojem, które oferuje pigułka. Upadam na progu, a moje myśli rozmywają się w czerń. Mój odpoczynek nie trwa zbyt długo. Jak mogę spać, skoro ktoś potrząsa mną z taką siłą. Otwieram oczy. Loki natychmiast łapie mój podbródek i dwa razy klepie mnie po twarzy.

– Ile wzięłaś? – W jego głosie słyszę wyraźne napięcie.

Brwi ma ściągnięte. Wygląda całkiem zabawnie, gdy się tak gniewa. Ponownie klepie mnie po policzku. Tym razem odrobinę mocniej i jeszcze mną potrząsa.

– Skup się. Ile wzięłaś?

Wyciągam dłoń i macham mu przed twarzą czterema palcami. Nagle moja głowa opada bezwładnie. Loki podtrzymuje mnie nad wiadrem i bezceremonialnie wpycha dwa palce do moich ust. Próbuję się wycofać, ale obecnie to on dużo bardziej panuje nad moim ciałem, niż ja sama. Powstrzymuję odruch wymiotny, jednak, gdy chłopak wsuwa palce nieco głębiej, już dłużej nie mogę. Wymiotuję, triumfalnie trafiając do wiadra, jednak, gdy niespodziewanie nadchodzi druga fala, część wymiocin ląduje na moich nogach.

– A mogłem po prostu zostawić cię w lesie – kwituje i marszczy nos.

Wyciera mnie jakąś szmatką i podnosi. Cała dygoczę, gdy kładzie mnie na powalonych drzwiach. Zostawia mnie tak i przykrywa płachtą. Część otępienia znika z mojego umysłu. Jest mi zimno i nadal trochę niedobrze. Loki wraca z wyszczerbionym kubkiem. Pomaga mi usiąść i wlewa do moich rozchylonych ust odrobinę cieczy. Krzywię się. Płyn smakuje gorzej od moich wymiocin. Odsuwam się, gdy po raz drugi przybliża kubek do moich ust.

– To jest okropne – mamroczę, szczękając zębami.

– I pozwoli ci stanąć na nogi – mówi, jednak, gdy widzi, jak się wykrzywiam, z irytacją przewraca oczami. – Przyszłaś do mnie po pomoc. Albo z niej skorzystasz, albo wyrzucę cię za drzwi.

Niechętnie rozchylam usta i pozwalam, by chłopak co jakiś czas poił mniekolejną dawką obrzydliwego płynu. Nie protestuję, gdy proponuje, bym na chwilęsię położyła. Pod głowę podsuwa mi swoją kurtkę i znika za foliową kurtyną.Nieprzespana noc w końcu daje o sobie znać. Kulę się pod płachtą, obejmujęramiona dłońmi i zasypiam.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz