– Nie powinno cię tu być.
– Przepraszam ja...
– Nie musisz nic mówić – przerywa mi. – Wiem, po co tu przyszłaś.
Jak to? Czyżby Finley wspominała jej o naszej rozmowie? Ale przecież żadna z nich nie mogła wiedzieć o tym, że posiadam emulsję od Lokiego. Nawet ja zdobyłam ją przez przypadek. Niepewnie splatam palce za plecami. Ona wie. Moje dalsze kłamstwa tylko pogorszą sytuację. Muszę ją jakoś udobruchać. Przekonać, że przejęłam się opowieściami jej córki. Tak, jeśli wspomnę o zamartwiającej się Finley, to może uda mi się ją przekonać, by nie informowała o wszystkim Naczelnika.
– Przysięgam, że nie mam złych zamiarów. Finley tak bardzo się o niego martwi i ja z resztą też. Nie planowałam tego. Kiedy obudziłam się w szpitalu, pomyślałam, że skorzystam z okazji i spróbuję...
– Przestań. – Ponownie mnie ucisza. Zerkam na nią z przestrachem, jednak jej twarz jest łagodna. – Spokojnie, nie musisz tłumaczyć się z tego, że chciałaś zobaczyć, jak Hunter się trzyma. Wiele razem przeszliście.
Oh. Okej. Niech będzie. Na potwierdzenie gorączkowo kiwam głową.
– Musisz jednak zrozumieć i uszanować wolę ojca Huntera. Nie został Naczelnikiem przez przypadek i jeżeli uważa, że lepiej ograniczyć wizyty w sali jego syna, to zapewne ma ku temu bardzo ważny powód.
Staram się nie skrzywić na wzmiankę o Naczelniku, ale chyba niezbyt mi to wychodzi. Twarz pani Anderson rozjaśnia się w konspiracyjnym uśmiechu. Podchodzi do mnie i ku mojemu zaskoczeniu kładzie mi dłoń na ramieniu.
– Vin bardzo dba o bezpieczeństwo i w tym wszystkim zapomina o tym, jak to jest być młodym. Wspominał mi, że podczas przesłuchania powiedziałaś, że Hunter jest ci bliski. No cóż, raczej nie dostaniesz jego błogosławieństwa, ale rozumiem twoje zmartwienie.
Chwila... co? Kilka niedorzeczeń atakuje mnie na raz. Po pierwsze. Vin? Rozumiem wszystko, ale żeby pieszczotliwie skracać imię tego człowiek, trzeba być pomylonym. Po drugie... błogosławieństwo? Ale do czego? Jedyne błogosławieństwo, jakiego oczekuję od Vincenta Shelby'ego to takie, w którym oferuje mi święty spokój.
– Hej – matka Finley przywołuje mnie łagodnym tonem. – Spokojnie. Tym razem wiedzę o tym, że się tu pojawiłaś zostawię dla siebie.
Nie doniesie na mnie. Chwytam się tego zapewnienia i odtwarzam w głowie, by jej wcześniejsze słowa zlały się w niezrozumiały bełkot. Widzisz? To kolejne potwierdzenie tego, że gdy nie słuchasz reguł, wszystko się jakoś układa. Nawet, jeśli specyfik Lokiego nie zdziała wiele z raną Huntera, to przynajmniej spróbowałam. Nie dla samego Huntera, oczywiście. Po prostu nie chcę dłużej czuć, że jestem mu coś winna.
– Hunter na pewno wkrótce dojdzie do siebie. – nadal próbuje mnie pocieszyć. – Nawet jeśli Vincent nie popiera waszego związku, to będzie musiał pogodzić się z tym, że zaczniecie spędzać razem wiele czasu.
Naszego czego?! Niemal krztuszę się własną śliną, której przełknięcie do tej pory uniemożliwiała mi wielka gula w gardle. Nie, nie. Ona kompletnie źle to odbiera. Lecz za późno na moje protesty. Nie potrafię w uprzejmy sposób przerwać jej wywodu i sprostować oczywisty fakt, że ja i Hunter Shelby nigdy nie byliśmy i nie będziemy razem.
– Gdy sytuacja się wyklaruje, będziecie kontynuować szkolenie na strażników, jednak tym razem indywidualnie. Tak będzie łatwiej pogodzić wam pracę w Radzie – zapewnia i uśmiecha się konspiracyjnie. – Brakuje mi tego, Finley jest taka skryta i nigdy nie przychodzi do mnie po porady związkowe.
Ja też po nie nie przyszłam. Ale jeśli ich udzielanie to powód, dla którego nie wzywasz Naczelnika, to śmiało. Zrób ze mnie eksperta. Przełykam zażenowanie i ślę jej uśmiech wdzięczności.
CZYTASZ
Me & the devil
FantasyW ściśle kontrolowanym przez władze mieście: Ona posiada zakazane moce i by uniknąć zniewolenia musi zdobyć miejsce w elitarnym kręgu władzy. On pochodzi z szlachetnego rodu, który gardzi tym, co magiczne. Aby nie okryć hańbą nazwiska musi wzmocnić...