Rozdział 33

10 1 0
                                    

– Shade Walker nawet o tym nie myśl. Nie odpowiadam za głupotę tego chłopaka, ale ty jesteś moją córką i chcę z tobą pomówić. Nie zamierzam wysyłać ci specjalnego zaproszenia.

Obcasy, które ma na sobie stukają o posadzkę, gdy kieruje się do gabinetu. Przeklinam pod nosem, odwracam się na pięcie i podążam za nią, specjalnie ociągając się po drodze. Wchodzę do małego pomieszczenia. Wymijam półki z księgami rachunkowymi, listą gości i resztą dokumentacji. Mama stoi za biurkiem. Widzę jej nikłą sylwetkę, oświetlaną przez pomarańczowo–czerwoną barwę zachodzącego słońca. Siadam na sofie, która zazwyczaj przeznaczona jest dla tych rzadkich gości, którzy przychodzą tu, by dopełnić formalności.

– Gdzieś ty się podziewała? Władze wydały komunikat, by do końca dnia nie opuszczać... – urywa, gdy w pomieszczeniu rozlega się nieprzyjemny dźwięk szurania.

Jej spojrzenie pada na moją opartą o stolik kawowy tenisówkę. Krawędź blatu wpijała mi się w kolana. Popycham go jeszcze odrobinę, by zrobić sobie więcej miejsca.

– Shade – upomina mnie. Napięcie w jej głosie sprawia, że unoszę wzrok.

– Co mam ci powiedzieć? Że jest mi przykro? Nie jest. – Wzruszam ramionami. – Wpadłaś może na to jak w przeciągu niecałych dwóch miesięcy ukryć fakt, że jestem hybrydą?

Moje pytanie sprawia, że kobieta prostuje się i jak zwykle, niepewnie rozgląda dookoła. Otwiera usta, ale zaraz je zamyka. W dłoni, niespokojnie zgniata to, co pozostało z trzymanego przez nią pergaminu. Tyle wystarczy mi za odpowiedź.

– Tak myślałam. Nie ma żadnego magicznego sposobu mamo. I nie sądzę, że siedzenie w miejscu i ćwiczenie samokontroli sprawi, że moja moc będzie niewykrywalna. – Przecieram dłonią czoło. – Muszę dostać się do Kręgu. Uniknę testów. I dobrze wiesz, że nie uda mi się wybić w szeregach strażników, jeśli będę prowadzić życie pozbawione ryzyka.

– Shade. – Matka próbuje się wtrącić.

Kontynuuję, jakbym w ogóle jej nie słyszała:

– Żeby przyjęli mnie na wyższy szczebel, muszę w ogóle zacząć się wspinać. Miałam okazję nakryć tego du... Shelby'ego na czymś... on coś knuje. Zlekceważył rozkaz mistrzyni, a nie zrobiłby tego z byle powodu.

– Shade poczekaj...

– Mam przeczucie, brak czasu i masę rzeczy do nauki, a twoje kazania mi tego nie ułatwią – kończę to, co chciałam powiedzieć i dopiero rzucam jej pytające spojrzenie.

– Masz rację – mówi, a ja prostuję się na fotelu, niepewna, czy dobrze usłyszałam. – Czas nam ucieka, więc rób co musisz, jednak błagam, na litość, nie wtedy, gdy oficjalnie ostrzegają nas przed tym mordercą. Twój ojciec pojechał szukać cię po przedmieściach.

Czuję jak w gardle rośnie mi gula. Kiwam głową.

– Gdzie on jest...

– Później – przerywa mi dość pochopnie. – Później z nim pogadasz. Już wrócił. Jest jeszcze coś, co powinnaś wiedzieć. Posłuchaj mnie uważnie, ta wiadomość jest nieco... po prostu nie daj się ponieść emocjom, dobrze?

Unoszę do góry jedną brew. Siedzę sztywno, jakby z sofy nagle miały wydobyć się ciernie, które mnie splączą.

– Przyszedł list. Zawiadomienie. Ze względu na obecną sytuację z Morriganem i fakt, że w waszej szkole niedawno wykryto hybrydę, Rada Sprawiedliwości zdecydowała, że testy odbędą się w innym terminie.

Czuję się tak, jakby matka podbiegła do mnie i mocno ścisnęła za gardło.

– Kiedy? – pytam cicho, starając się zrobić to, o co mnie prosiła. Panować nad emocjami.

– Dzień po Święcie Sprawiedliwości – mówi cicho.

Podnoszę się gwałtownie. Brakuje mi tchu, a podbródek drży niepewnie.

– Dwa tygodnie – mamroczę.

Nie słucham spokojnego tonu matki. Prosi mnie, żebym usiadła i napiła się wody, po którą właśnie sięga. Skupiam się tylko na tym. Na nurcie wody, który swobodnie opada na dno przezroczystej szklanki. I nagle się urywa. Mrugam szybko trzy razy.

– Nic mi nie jest. Muszę to po prostu przemyśleć – rzucam krótko, niepewna jak długo jeszcze wytrzymam.

Nie zważam na jej protest. Nie słucham zapewnień, że znajdziemy jakiś sposób. Wychodzę z biura. Ledwo powstrzymuję się przed tym, by nie rzucić się biegiem przez hol. Dwa tygodnie. Dokładnie piętnaście dni, na zaimponowanie mistrzom i to przy założeniu, że po poniedziałku poprawię wyniki i przejdę etap Inicjacji. W połowie drogi na drugie piętro podpieram się o barierkę przy schodach. Kręci mi się w głowie, a nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Z trudem pokonuje pozostałe stopnie i korytarz. Gdy tylko znajduję się w swoim pokoju, zatrzaskuję za sobą drzwi. Jest mi niedobrze, dlatego kieruję się do łazienki. Powstrzymuję konwulsyjne drganie mojej klatki piersiowej. Plecami przylegam do zimnych kafelków i osuwam się po nich na podłogę, gdzie przyciągam do siebie kolana. Chowam głowę między nimi i klatką piersiową i wzmacniam uścisk. Moja klatka piersiowa porusza się w dziwnym, urywanym tempie. Z ust wyrywa się przytłumiony szloch.

To nie fair. Nie prosiłam o to. Nigdy nie chciałam być hybrydą. Nigdy nawet nie chciałam być mutacją. Nie wiem, jak użyć swojej mocy, a Instytut i tak oskarży mnie o złe zamiary. Zamknie w celi i dopilnuje by stłamsić we mnie to, czego nawet nie potrafię użyć. Tylko dlatego, że jestem inna. Pnącza paniki zaciskające się wokół moich płuc zamieniają się w ostre ciernie. W opuszkach palców czuję mrowienie. Przestaję szlochać. Sięgam dłonią do umywalki i podnoszę się. Odkręcam wodę i przepłukuję usta. Spoglądam na swoje odbicie. Ciemny kolor tęczówek blednie. Żałuję, że nie stoję przed Radą Sprawiedliwości. Z chęcią dałabym im prawdziwy powód do zamknięcia mnie w celi. Zgniatam dłoń w pięć, jakbym tym mogła powstrzymać pulsujące w niej mrowienie. Zamachuję się, jednak w ostatniej chwili rezygnuję. Zawieszam pięść w powietrzu. Kilka milimetrów od szklanej tafli. Przesuwam ją w bok i zdejmuję lustro ze ściany.

Idź do nich. Pokaż na co cię stać. Daj im prawdziwy powód do strachu.

Tłumię podsycony jadem szept w mojej głowie. Sięgam po płaskie pudełeczko od landrynek, przyklejone taśmą za lustrem. Jego zawartość grzechocze w moich drżących dłoniach. Otwieram je, biorę niebieską pigułkę i pozwalam, by słodko kwaśny smak rozpuścił się na języku.

Moje serce spowalnia, a zamiast gniewnych myśli przywołuję słowa matki. Wszystko jakoś się ułoży. Znajdziemy rozwiązanie. Ponownie osuwam się na posadzkę. Opieram policzek na przyjemnie chłodnym kafelku i zamykam oczy.

Dzisiaj trochę krócej. 

Nowy rozdział: 29.08.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz