Rozdział 44

9 1 0
                                    

Korytarz spowity się w ciemności, jednak po prawej stronie dostrzegam nikły ruch. Coś przewraca mi się w żołądku. Nie widzę sylwetki ukrytej w mroku osoby. Jedynie kształt sięgającego do ziemi płaszcza. Zatrzymuję się gwałtownie. Już wiem, dlaczego matka podała mi herbatę. I dlaczego tak kurczowo przytrzymywała mnie na schodach. Nie z oznaki miłości. Wątpię, że właśnie prowadzi mnie do swojej tajnej skrytki.

– Shade? – Posyła mi pytające spojrzenie. – Prawie jesteśmy.

– Rozmyśliłam się. Lepiej ty go trzymaj, tak jest bezpieczniej – mówię i cofam się o kilka kroków.

Niespodziewanie wpadam na coś od tyłu. Silne ramiona unieruchamiają mnie w uścisku. Gwałtownie nabieram powietrza i próbuję się wyszarpnąć. Błagalnie spoglądam na matkę.

– Niech mnie puści, powiedz, żeby mnie puścił. Chcę wracać do pokoju. Mamo. Proszę.

Kobieta odwraca wzrok.

– To dla twojego dobra – mówi sztywno. – Zaraz poczujesz się lepiej. Po treningu byłaś nabuzowana adrenaliną, ale pigułka zaraz zadziała.

Mężczyzna popycha mnie do przodu. Udaję, że się potykam. Wyślizguję się z jego objęcia i zanim zdąży zareagować, obracam się i z zamachem kopię go w brzuch. Słyszę zaskoczony pisk matki i charkot, wydobywający się z jego gardła. Wymijam go i rzucam się do ucieczki. Woła mnie, przekrzykując ciężkie dudnienie kroków mężczyzny. Wiem, że mnie dogoni. Jest zbyt blisko. Postanawiam przywalić mu jeszcze raz. Z zaskoczenia. Odwracam się gwałtownie. Mężczyzna wpada na mnie. Łapie moją pięść. Wykrzywia mi rękę i chowa za plecami. Kopię go w stopę. Wątpię, że coś poczuje. Jego buty wydają się dość solidne. Szarpię się i próbuję wyrwać, gdy ciągnie mnie do pokoju na końcu korytarza. Z zamachem odchylam głowę do tyłu. Ta boleśnie zderza się z jego podbródkiem. Krzywię się, jednak moja obrona działa. Mężczyzna puszcza mnie. Rzucam się do ucieczki, ale tuż przy moich skroniach czuję chłód metalowych obręczy. Rażona nagłą falą bólu opadam na podłogę. Z mojego gardła wyrywa się szloch. Kulę się i głośno błagam, by to zatrzymał, chociaż przy skroniach już dawno nie czuję groźnego chłodu. Tym razem, wbrew temu co myślą, nie omamia mnie niebieska pigułka. Drżę, gdy podźwiga mnie z ziemi. Sadza mnie na krześle, a ja błagam matkę, by go odesłała. Mężczyzna wpycha w moje usta ścierkę kuchenną, by zagłuszyć moje prośby. Wszystko odbywa się tak, jak uprzednio. Jednak tym razem przez cały czas jestem przerażająco przytomna i świadoma tego, co robią. Gubię się jedynie w momentach, gdy nagle pojawia się ojciec. Nie rozumiem tego i nigdy nie potrafię pojąć do końca, bo nagle ból niszczy wszystkie moje myśli. Rozdziera mnie od środka. Moje wykończone ciało w końcu się poddaje. Obraz rozpływa się i zlewa w czerń.

***

Leżę na łóżku i gapię się w sufit. Przesuwam niebieską pigułę między palcami, a ta niespodziewanie wymyka się i opada na dłoń. Zamykam ją w uścisku pięści. Ciekawe czy jeśli ścisnę dostatecznie mocno, ta w końcu się przełamie? Rozpadnie w proch. Zamykam oczy. Przed chwilą spałam, ale dlaczego nie miałabym zrobić tego ponownie? Nie mam siły, by zwlec się z łóżka. Budzę się dopiero, gdy do mojego pokoju wchodzi matka. Dotyka mojego ramienia. Odpycham ją i cała chowam się pod kołdrą. Tłumię szloch. Przynajmniej dopóki nie słyszę przytłumionego trzaśnięcia drzwi.

Jakiś czas później kończą mi się łzy. Jedzenie, które wieczorem przynosi mi ojciec, już dawno wystygło. Próbował ze mną rozmawiać. Nie rozumie o co chodzi. Widzę to w jego zagubionym spojrzeniu. Wypraszam go z pokoju. Proszę o spokój. Zostało dziesięć dni. Próbowałam grać według reguł. Próbowałam walczyć. Próbowałam znaleźć jakiś sposób. To nie wystarcza. Nie mam więcej pomysłów. Nie chcę ich mieć. Chcę odpocząć. Skoro to moje ostatnie dni, zamierzam spędzić je właśnie tak. Nie, na bezsensownej walce. Nie, na desperackich próbach matki. W swoim łóżku. Otulona ciepłem kołdry i spokojem. Łykam pigułkę.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz