Rozdział 26

8 1 0
                                    


Zmęczenie po codziennym zakuwaniu, stres z powodu egzaminów, moja zakłamana matka, rozstanie z Finley, śmierć Elodie, obawa przed Morriganem... o czymś zapomniałam? No tak, chęć mordu Huntera.

– Lepiej? – Loki uśmiecha się do mnie znad stolika.

Gdy kiwam głową, sięga po kartę do gry z talii, która jest jedną z wielu rzeczy zaśmiecającą prowizoryczny stolik stworzony z kilku posklejanych taśmą kartonów.

– Wyglądasz lepiej. – Mruga do mnie i pochyla się nad niebieskim proszkiem, który za pomocą karty formuje w cienką linię.

Zamykam oczy. Słyszę krótkie pociągnięcie nosem i długi wydech ulgi. Teraz oboje jesteśmy zrelaksowani, a unoszące się w powietrzu jeszcze kilka minut temu napięcie przemienia się w poczucie ciepła i harmonii. Ściskam mocniej powieki, jakbym w ten sposób mogła powrócić pamięcią do słów, które przed chwilą wypowiedział rudzielec. Co to było? Ah tak, wyglądam lepiej. Nie pamiętam, bym w ogóle o to zadbała. Przecież nie rozczesałam splątanej burzy loków, które ostentacyjnie opadają mi na twarz. Dmucham kilka razy i tym sposobem pozbywam się części kosmyków, które do tej pory ograniczały mi pole widzenia. Otwieram oczy. Dużo lepiej.

– Ty też wyglądasz lepiej – stwierdzam, obserwując jak nonszalancko odchyla się na krześle.

W dłoniach trzyma kompletną talię kart, które leniwie tasuje na kilka sposobów. W niczym nie przypomina zirytowanego Lokiego sprzed kilki minut. Lokiego, który zacisnął dłonie na moich ramionach i siłą próbował wykopać na dwór, gdy błagałam go, żeby ponownie poczęstował mnie specyfikiem, który próbowaliśmy ostatnio. Teraz uważam to za bzdurę. Przecież moja stare, sprawdzone pigułki sprawdzają się znakomicie. Jak się okazało, wystarczyło jedynie przyjąć je w nieco inny sposób.

– Co się stało? – pyta znienacka. – Wyglądałaś na dość wzburzoną.

Właśnie jeden dupek sprawił, że straciłam przyjaciółkę. Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek uda mi się z nią spotkać. Nawet nie zdążyłam się pożegnać.

– Płacę ci za proszki, nie terapię – ucinam temat.

Niebieskie pigułki działają zadziwiająco dobrze. Na wspomnienie Finley łzy nie nachodzą mi do oczu. Nie zaciskam pięści, jakbym zamierzała rzucić się na Huntera, powalić go i rozerwać na strzępy. Uśmiecham się na tą myśl.

– Skoro o tym mowa. Od tej pory płacisz mi dwa razy więcej w związku z zwiększonym ryzykiem transakcji.

– Jakim ryzykiem?

– Zamierzasz zostać Strażniczką Strachu. Kto wie, czy ich Kodeks nie spodoba ci się na tyle i w pewnym momencie nie zdecydujesz się mnie przyskrzynić – mówi to lekko.

Cieszę się, że odbywamy tę rozmowę dopiero, gdy z zagraconego stolika zniknął niebieski proszek. Zamiast od razu zaprotestować przez chwilę zastanawiam się nad jego słowami. Nie chcę, by przestał mi ufać. Tym bardziej nie chcę, by przestał dostarczać mi towaru, dlatego wyciągam dłoń. Wymieniamy krótki uścisk, po którym chłopak zamiast odsunąć dłoń, przyciąga mnie do siebie.

– Zatańczmy. Babcia zawsze powtarzała, że dobry interes trzeba przybić alkoholem i tańcem. Z racji, że nie mam tu tego pierwszego, został nam jedynie taniec.

– Twoja babcia naprawdę tak mówiła? – pytam, marszcząc brwi.

Z jego dotychczasowych opowieści wynikało, że była zrzędliwa i rzadko ruszała się ze swojego bujanego fotela.

– Nie, ale mam ochotę zatańczyć – wzrusza ramionami i jedną dłonią obejmuję moją talię.

Wywracam oczami, jednak gdy patrzę na jego uśmiech pod tytułem no dawaj, nie psuj zabawy opieram drugą dłoń na jego ramieniu i pozwalam mu porwać się do tańca. Przez chwilę lawirujemy między zakurzonymi regałami i zbiorowiskiem przypadkowych rzeczy porozrzucanych na podłodze. Loki nuci pod nosem wesołą melodię i gdy mnie obraca, z mojej piersi wydobywa się chichot. Nie pamiętam kiedy ostatnio tańczyłam. Nie robię tego za często, bo za każdym razem zwyczajnie mylę kroki i mam wrażenie, że robię z siebie pośmiewisko. Nie przy Lokim. Prowadzi mnie z zadziwiającą lekkością i udaje, że nie zauważa jak co jakiś czas go depczę. Koncentruję się na tej chwili, na rozpromienionej twarzy Lokiego i naszych stopach, które rytmicznie uderzają o pognite deski. Wszystkie zmartwienia oddalają się od mojej świadomości jak nasiona dmuchawca wystawionego na wiatr.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz