Mama odpina mój pas i samasięga do schowka. Wytrzeszczam oczy, gdy wyjmuje z niego wsunięty w pochwęsztylet. Matową rękojeść widzę jedynie przez ułamek sekundy, bo ta szybko wsuwabroń pod bluzkę. W samą porę. Chwilę później do naszych okien dobija się dwóchstrażników.
– Rób co każą.
Głos mamy jest opanowany. Może dzięki temu ja też nie zaczynam panikować. Posłusznie wysiadam z samochodu i pozwalam, by strażnik oczytał zapis z mojego czytnika. Nie protestuję, gdy bez ostrzeżenia sięga dłonią do mojego podbródka i unosi go tak, by spojrzeć mi w oczy. Jestem pewna, że mają swoją stałą, nudną, szarą barwę, ale i tak ledwo mogę oddychać. Nabieram powietrza dopiero, gdy ten się odsuwa i podchodzi do swojego kolegi. Wymieniają się skinięciami głowy. To chyba oznacza, że wszystko z nami w porządku. Zerkam w stronę mamy, ale ta uważnie obserwuje strażników. Jeden z nich ponownie do niej podchodzi i udziela jakiś instrukcji. Mama oddaje mu kluczyki od pickup' a, obchodzi auto i zaciska dłoń na moim ramieniu.
– Chcą sprawdzić samochód. Mamy zaczekać w banku.
Ciągnie mnie za sobą w stronę wielkiego, szklanego budynku. Większość mieszkańców miasta zachowuje się tak, jakby alarm w ogóle ich nie obszedł. Zatrzymują się tylko na chwilę i pozwalają sprawdzić strażnikom. Jeśli nie są wadliwymi, po prostu wracają do swoich zajęć. W banku również wszyscy zachowują się kompletnie zwyczajnie. Do okienek, przy których wydawane są kartki na racje żywieniowe zebrała się spora kolejka. Stojąca w niej, siwowłosa kobieta wyciąga szyję, by przez oszklone ściany wyjrzeć na ulicę. Gdy i tam nie doszukuje się źródła sensacji, przenosi wzrok na nas. Czuję, jak skanuje mnie pogardliwym spojrzeniem, wykrzywia usta w grymasie i nachyla się do niskiego mężczyzny, który stoi tuż za nią. Coś do niego szepcze. Na szczęście, oprócz pary staruszków nikt nie zwraca na nas uwagi. Nie widzę też żadnej, znajomej twarzy. Możemy wtopić się w tłum i udawać zwykłe klientki banku, które weszły tu, by załatwić jakąś sprawę. Nie musimy znosić podejrzliwych spojrzeń i nieuprzejmych komentarzy. Zatrzymuję się przed krzesłami w strefie poczekali, ale mama ma inne plany. Opiera dłoń na moich plecach i kieruje mnie do przodu, w stronę toalet.
– Wyrzuć go. Najlepiej w męskiej. Ja pójdę do okienka. Lepiej zgłosić naszą obecność, żebyśmy nie miały problemów. Tylko się pośpiesz.
Zanim zdążę zorientować się o co mnie prosi, w mojej dłoni ląduje sztylet. Mama zakrywa go moją bluzą, a sama odwraca się na pięcie i wraca do głównego holu. Otrząsam się z zaskoczenia. Kazała mi się pośpieszyć. Nie wiem o co chodzi i nie łudzę się, że mi wyjaśni. Wiem, że nie prosiłaby mnie o to, gdyby sytuacja nie była krytyczna. Chce nam dać alibi i się tego pozbyć. Powinnam to zrobić. Ostrożnie uchylam drzwi od męskiej toalety. W środku na szczęście nikogo nie ma. Zamykam za sobą drzwi i rozglądam się po pomieszczeniu. Gdzie powinnam wyrzucić broń? Kosz nie wydaje się zbyt rozsądną opcją, ale lepsze to niż ubikacja. Zrywam kilka płatków papieru toaletowego, by chociaż przykryć czymś sztylet. Nie potrafię się powstrzymać i wysuwam go z pochwy.
Nagle drzwi toalety otwierają się. Natychmiast upuszczam obie rzeczy do kosza i zamieram. Właśnie zostałam przyłapana przez strażnika. Wydaje się być ode mnie starszy zaledwie o kilka lat, ale najwidoczniej jakoś wypracował sobie dobrą pozycję w Instytucie. Jego mundur wygląda tak, jakby umieścił na nim asortyment z obrabowanego sklepu z bronią. Nikomu o niskim stanowisku nie pozwala się nosić ze sobą takich ilości uzbrojenia. Dostrzegam dwa miecze skrzyżowane za jego plecami. Ostrza przyczepione do przedramion i rękojeść sztyletu na wysokości uda. Broń wydaje się być wręcz w niego wrośnięta. Robię niepewny krok do tyłu, ale wpadam na umywalkę. Szare oczy skupia na lustrze za moim plecami. Z jego twarzy nie potrafię odczytać żadnych emocji... Serce bije mi jak oszalałe. Cholera. Mam kłopoty. Duże kłopoty.
CZYTASZ
Me & the devil
FantasíaW ściśle kontrolowanym przez władze mieście: Ona posiada zakazane moce i by uniknąć zniewolenia musi zdobyć miejsce w elitarnym kręgu władzy. On pochodzi z szlachetnego rodu, który gardzi tym, co magiczne. Aby nie okryć hańbą nazwiska musi wzmocnić...