Rozdział 50

7 0 0
                                    

Nie otwieram oczu. Nie muszę. Wszędzie rozpoznam charakterystyczny zapach, który unosi się w pomieszczeniu. Stęchlizna i wilgoć zdają się zalegać w moich płucach. Może jeśli się nie obudzę, to zostawią mnie w spokoju? Łudzę się. Tylko tyle mi zostało. Sznur wrzyna się moje nadgarstki i kostki. Chłód bijący od metalowego krzesła przeszywa skórę. Ktoś wchodzi do pokoju. Chyba matka. Jej trzewiki rytmicznie odbijają się od betonowego podłoża.

– Nie mogę ofiarować ci tylu pieniędzy, ile żądasz. Nie, bez wzbudzenia podejrzeń męża. – Jej głos jest rzeczowy. Staje dość niedaleko krzesła. – Mam coś innego. Równie cennego.

Płaszcz szeleści, gdy mężczyzna porusza się za moimi plecami. Z całej siły powstrzymuję się przed wzdrygnięciem.

– To niemożliwe. Nikt w całym Dustark już takich nie tworzy, a pierwowzory dawno zaginęły. – Mężczyzna odpowiada dopiero po chwili, a w jego głosie rozbrzmiewa nuta ciekawości. – Solidnie wykonany, skąd go masz?

Nie potrafię jedynie przysłuchiwać się tej rozmowie. Delikatnie noszę głowę i uchylam powieki. Włosy zasłaniają mi większość widoku, ale też maskują moją twarz. Między kosmykami dostrzegam sylwetkę mężczyzny, który obraca w dłoniach sztylet. Ten sam, który matka ukrywała w schowku samochodu. Ten sam, który należał do mojego ojca. Czuję bolesne ukłucie między żebrami.

– Znalazłam. Gdy byłam nastolatką z rówieśnikami czasem wymykaliśmy się na skraj miasta, by pochodzić po zgliszczach dawnych domostw. Był w jednym z nich.

– Niech będzie.

Kolejne ukłucie sprawia, że się kulę. Kłamie? Czy wcześniej kłamała? To pamiątka po ojcu, czy powiedziała tak tylko dlatego, by zaciągnąć mnie do piwnicy? Czuję, że dygoczę. Czy to nie oczywiste? Sztylet nie ma dla niej żadnej wartości. Powinnam to wiedzieć. Domyślić się w momencie, gdy kazała mi się go pozbyć w toalecie.

– Obudziła się. Możemy zaczynać.

Unoszę głowę i patrzę prosto na matkę. Strach podsycony nagłym gniewem sprawia, że adrenalina buzuje mi w żyłach. Czuję podskórne mrowienie. Szkoda, że nadal ma opaskę. Zawsze zdejmuje ją dopiero po tym, jak wstrzykuje mi serum.

– Mamo, spójrz na mnie – mówię, zaskakująco mocnym głosem.

– Kochanie przykro mi, ale to jedyne wyjście. Zaszliśmy już naprawdę daleko, a ty robisz znaczne postępy – mówi i zbliża się, ale tylko po to, by dosięgnąć strzykawki.

– Spójrz na mnie! – Mój krzyk odbija się echem o betonowe ściany.

Dopiero teraz unosi wzrok. Strzykawkę przytrzymuje przy zgięciu mojego łokcia z gotowym do wprowadzenia serum.

– Kocham cię. Gdzieś głęboko pod warstwą odrazy i obrzydzenia, które obecnie do ciebie czuję, nadal potrafię wydobyć z siebie cząstki tej dziecinnej miłości. Chociaż mnie niszczysz, rozdzierasz kawałek po kawałku, to nadal jestem wstanie ci wybaczyć. Dzisiaj. Teraz. Już dawno posunęłaś się za daleko i przekroczyłaś granicę, której żadna matka nigdy przekraczać nie powinna, więc powstrzymaj to, zanim będzie za późno. Teraz mamo. Ty też mnie kochasz. Wiem to. Rzadko okazujesz cokolwiek, ale zawsze się o mnie martwiłaś.

Moja pierś faluje gwałtownie. Głos łamie pod koniec wypowiedzi. Nie zamierzam więcej błagać jej o litość. Niech wybierze. Obserwuję, jak zaciska wargi w płaską linię. Oczy napełniają się wilgocią. Upuszcza strzykawkę i ujmuje moją twarz w dłonie.

– Przepraszam Shade – Jej głos jest złamany. Po policzkach spływają łzy. – Nie zasługujesz na to. Masz rację. Masz absolutną rację, w tym co do mnie czujesz. Nie wiem jak, nie wiem czy kiedykolwiek będę mogła wynagrodzić ci to wszystko...

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz