Wilk już się zorientował. Słyszę jego dyszenie, gdy łapię za klamkę. Przeskakujemy do kolejnego pomieszczenia.
Zamykam drzwi sekundę przed tym, jak zwierzę zderza się z nimi z donośnym rumorem. Zginam się w pół i próbuję nabrać powietrza do płuc. Hunter już się pozbierał. Nadal oddycha szybko, ale jego dłoń już próbuje mnie namierzyć. Podnoszę się z trudem i pociągam go za łokieć.
– Brak kondycji? – dogryza, a gdy próbuję w odwecie uderzyć go w ramię, intuicyjnie się uchyla.
Kretyn. Nadal walcząc o wyrównanie oddechu, ale nie powinnam tracić czasu. Rozglądam się po pomieszczeniu. Wróciliśmy na dziedziniec. Część, w której stoimy znajduje się na uboczu, w całkowitej ciemności. Na środku pomieszczenia wznosi się piedestał. A na nim totem drużyny, która z gotową do walki bronią krąży wokół swojego skarbu.
– Słyszałem was! – wydziera się chłopak z dwoma nożami w ręku.
Reszta przyczepiona jest do jego bioder. Ma zamknięte oczy. W odróżnieniu od Clarke, która podpiera się o piedestał. Czujnie rozgląda się po pomieszczeniu. Na jej twarzy skupienie miesza się z bólem, który prawdopodobnie wywodzi się spod poszarpanej, pokrwawionej nogawki jej spodni. Dobywam łuku. Mogłabym po prostu postrzelić ich z ukrycia. Aby zdobyć zwycięstwo musimy się z nimi zmierzyć. Celuję w chłopaka. Liczę na to, że Clarke trafnie oceni swoje nikłe szanse i oddali się bez walki.
– Wychodźcie! Słyszycie?! Wiemy, że tu jesteście, kretyni! – krzyczy po raz kolejny chłopak.
Jego broń to noże do rzucania. Dość niefortunnie, biorąc pod uwagę fakt, że stracił wzrok. To powinno być proste. Nawet jeśli zmarnuję pierwszy strzał, mam jeszcze cztery. Wstrzymuję oddech i celuję strzałą w jego ramię.
– Kretyni? – Z drugiego końca sali rozlega się wyniosły, podsycony szyderą ton. Z cienia wyłania się Trevor i jego partnerka. Brunetka, która podczas walk mierzyła się z Clarke.
Oboje idą prosto, z wysoko uniesionymi podbródkami. O tym, że mierzyli się z jakimikolwiek przeciwnościami świadczą jedynie ich umorusane krwią ubrania, jednak żadne z nich nie wydaje się być ranne. Krzywię się. Czyżby zabili wilka? Topór, którym beztrosko wymachuje Trevor umazany jest w krwi. Brunetka wybrała zakończone ostrymi kolcami lasso. Dostrzegam je dopiero, gdy teatralnym gestem odrzuca za plecy swoje włosy. Broń zawinięta jest wokół jej przedramienia jak bransoletka.
– Kretyni? – powtarza Trevor i zaczyna się śmiać. – To wy tu jesteście kretynami. Widzę, że przerosło was ostatnie zadanie.
Mówi i wskazuje toporem na ranę Clarke.
– Nie dość, że niemal pożarła was bestia to jeszcze nie wykazaliście się inteligencją na tyle, by z roślinności przygotować antidotum na to badziewie, które kazali wypić nam na początku.
Powoli przełykam ślinę, szybko kalkulując nasze szanse. Trevor i jego partnerka bez wątpienia pokonają obecnych strażników totemu. Mają przewagę. Dużą przewagę. Nawet z moim łukiem nie potrafię przewidzieć tego, czy uda mi się dostatecznie szybko postrzelić ich oboje. Mogą się lepiej komunikować i doskonale widzą co się dzieje. Wzdrygam się, gdy Hunter dotyka mojego ramienia. Odciąga mnie do tyłu, jakby obawiał się, że już teraz rzucę się do walki.
– Jest tam coś, co odmierza czas? – szepcze.
Marszczę brwi. Co? Tym się teraz martwi? Rozglądam się po sali. Pod piedestałem widnieje większa wersja klepsydry, którą mistrzyni Ves nosiła jako naszyjnik. Klepię Huntera w ramię.
– Świetnie. Daj znać, jak do końca zadania zostanie około pięciu minut. Dopiero wtedy ruszymy do walki. Może jakaś drużyna pojawi się tu wcześniej i odwali większość roboty za nas.

CZYTASZ
Me & the devil
FantasiW ściśle kontrolowanym przez władze mieście: Ona posiada zakazane moce i by uniknąć zniewolenia musi zdobyć miejsce w elitarnym kręgu władzy. On pochodzi z szlachetnego rodu, który gardzi tym, co magiczne. Aby nie okryć hańbą nazwiska musi wzmocnić...