Rozdział 24

17 1 0
                                    

Moja pochopna decyzja dołączenia do Strażników Strachu z minuty na minutę coraz bardziej napełnia mnie wątpliwościami. Najbardziej przerażają mnie trzy aspekty.

Pierwszy z nich – szkoła. Z formularzy i broszur, które otrzymuję od strażników wyciągam kilka najważniejszych informacji. Szkolenie rozpoczyna się po weekendzie. Do tego czasu powinnam ustalić indywidualne terminy zaliczeń wszystkich przedmiotów. Nie wiem jak mam przyswoić wiedzę w tak krótkim czasie. Oni chyba naprawdę wierzą w to, że uczymy się systematycznie.

Drugi – samo szkolenie. Nigdzie w broszurach nie jest napisane czego mogę się spodziewać. Nie obawiam się zajęć fizycznych, a na te z posługiwania się bronią, nawet cieszę. Może dzięki temu przy następnej próbie ataku, nie będę jak idiotka, niezdarnie wymachiwać kijem w powietrzu. Ale co jeszcze na mnie tam czeka? To niepewność nie pozwala mi spać po nocach, a mogę liczyć jedynie na podsłuchane plotki o konkurencjach, które na uczestników czekały w poprzednich latach. Te niestety są znikome, jako że etap Inicjacji nigdy nie był wydarzeniem publicznym. Wczoraj w szkole niemal nie oplułam się herbatą, gdy siedzący dwa stoliki dalej chłopak zarzekał się, że jego siostrę dwa lata temu w pierwszym zadaniu inicjacyjnym wysłali do Strefy Skażonej jedynie z podstawową bronią, krzemieniem i niewielkim plecakiem przetrwania. To oczywiste kłamstwo. Dziewczyna nie wróciłaby żywa, ale siedząca przy stoliku jej brata Brooke zanosi się płaczem i wybiega z sali. Żałuję, że również tego nie robię, bo ich opowieści stają się coraz mroczniejsze. Tak jak ta, o małżeństwie Corman, którzy przez Strefę Skażoną stracili jedyne potomstwo. Ich starsza córka, dwa lata temu, tak jak ja, zgłosiła się na ochotniczkę, głęboko wierząc w to, że na Urwisku odnajdzie zaginioną od miesięcy, młodszą siostrę. W efekcie obie przepadły bez śladu. Wzdrygam się na samą myśl, bo wiem, że choć część z tej opowieści jest prawdą. Poniszczone plakaty informujące o zaginięciu szesnastoletniej Cory Corman do tej pory wiszą na niektórych słupach w Ścieku.

Ostatnia sprawa to rodzice. Od Święta Sprawiedliwości przejęłam część obowiązków matki, która nadal jest wyczerpana po, jak to ujmuje, wizycie w Instytucie. Nie wiem, jak przekazać im, że zapisałam się do Strażników. Jak to wytłumaczę? Hej mamo, pamiętasz, jak za każdym razem, gdy w jakiejś głupocie naśladowałam moich rówieśników pytałaś, czy w ogień też bym za nimi wskoczyła? No cóż, powiedzmy, że moje pyskate tak jednak okazało się poprawną odpowiedzią. Z upływem czasu dostrzegam też jeden pozytyw. Niezbyt realny, ale przynajmniej mam kolejną wymówkę i to właśnie ją zamierzam przedstawić rodzicom. Gdyby nie zapis do strażników, już za dwa miesiące jako absolwentka szkoły, przed dalszą edukacją lub podjęciem pracy musiałabym udać się do Instytutu na testy. I to, że alternatywą od wyboru strażników jest zostanie szczurem laboratoryjnym Instytutu przeraża mnie bardziej, niż wszystkie te trzy aspekty.

Tata pojechał po zapasy do miasta. Od Święta Sprawiedliwości upiera się, by to on załatwiał wszelkie sprawy, które wiążą się z opuszczeniem pensjonatu. Z matką minęłam się już dwa razy, ale ciążąca w gardle gula nie pozwala zadać mi pytań, które z pewnością podniosłyby jej ciśnienie. Jestem hybrydą. I jestem przekonana, że ona o tym wie. A jedynym wyjaśnieniem tego, że żadne z nich nigdy szczególnie nie ostrzegło mnie przed tym, w jakim niebezpieczeństwie mnie to stawia jest fakt, że celowo ukrywali to nie tylko przede mną, lecz również przed sobą. Gdy po raz drugi stykam się z matką w pralni, przystaję i odkładam kosz z brudną pościelą na blat.

– Możemy porozmawiać? – wyduszam z siebie w ostatniej chwili, bo ta jedną nogą jest już na korytarzu.

Odwraca się, wymownie spogląda na mnie, wózek z czystą pościelą, który przytrzymuje jedną ręką i stertę prania, którą właśnie powinnam wpakowywać do pralki.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz