- Pośpiesz się - rozkazuje i szturcha moje ramię w prawą stronę, dając mi znać, bym skręciła.
Wchodzimy w dużo węższy korytarz. Mam wrażenie, że ściany w każdej chwili zaczną zsuwać się do środka. Dobrze, że chwilę wcześniej zadzwonił dzwonek. Uczniowie wylewają się za nami ze stołówki i rozchodzą po korytarzach, roznosząc głosy podekscytowanych rozmów. Obawiam się, że w innym przypadku głośne dudnienie mojego serca odbijałoby się echem między grubymi ścianami budynku.
- Sala szósta - wydaje kolejne, krótkie polecenie.
Zatrzymuję się przed odpowiednimi drzwiami. Waham się, na co mężczyzna wysuwa się przede mnie i otwiera drzwi. Wątpię, by ten gest miał cokolwiek wspólnego z dobrymi manierami. Nie próbuje być szarmancki, raczej chce jak najszybciej odizolować mnie od reszty uczniów. Gdy tylko wchodzę do sali, w której na co dzień odbywają się zajęcia z geografii, zatrzaskuje za mną drzwi. Wzdrygam się. Robię niepewny krok w stronę ławek z pierwszego rzędu. Wyczuwam na sobie spojrzenia reszty uczniów, których strażnicy wcześniej wyprowadzili ze stołówki. Osób takich jak ja. Z mutacją genów, która pozwala nam korzystać z wpływu. To właściwie jedyny powód, dla którego wszyscy się tu znajdujemy. Podejrzani o złamanie Kodeksu.
- Zrobiłaś to? - Unoszę głowę i łapę spojrzenie dziewczyny o niebieskich, krótko ściętych włosach.
Jako jedyna nie angażuje się w wymianę podsyconych oburzeniem i niepewnością szeptów w jednej z trzech grup, które utworzyły się w klasie. Bawi się kostkami żywicy, w których znajdują się szczątki martwych owadów, jakby temat który przewija się przez szepty uczniów ją nudził. Kojarzę ją. Przy Stoliku Frajera zawsze siada obok piegowatego chłopca, którego teraz przesłuchują strażnicy. A przynajmniej na to wskazuje jego nieobecności w sali.
- Wyglądasz tak, jakbyś to zrobiła - kontynuuje, niezrażona brakiem odpowiedzi. - Użyła wpływu. Oblała Shelby'ego.
Spojrzenia zgromadzonych w klasie uczniów ponownie skupiają się na mnie. Wcześniej znosiłam je tylko przez krótką chwilę, bo szybko wrócili do urwanych rozmów. Teraz czuję się tak, jakby każde z osobna próbowało grzebać mi w mózgu.
- Żałuję, że tego nie zrobiłam - odpowiadam w końcu.
Za późno gryzę się w język. Jeśli podsłuchuje nas któryś ze strażników lub pracowników szkoły, z pewnością wplątuję się w jeszcze większe kłopoty. Zamiast huku otwieranych drzwi i rozgniewanych twarzy dorosłych, łapię zaciekłe, ale przychylne spojrzenie dziewczyny.
- Jak każdy z nas. Shelby to dupek. Należało mu się - przyznaje, a w klasie rozlegają się ciche pomruki aprobaty.
- Dziwne, że ciebie też zgarnęli. Nawet nie stałaś za blisko. - Tym razem głos zabiera niski chłopak w okularach, siedzący w grupie na samym końcu klasy.
Nie może mieć więcej niż piętnaście lat, a jego spojrzenie wyraża szczere zdumienie. Niebieskowłosa przewraca wymownie oczami, a starszy chłopak, który siedzi obok klepie go bratersko po plecach.
- Najwyższy czas Eris, byś pogodził się z tym, że nasz kochany Instytut nie zna takiego pojęcia jak sprawiedliwość. Tak długo jak będą utrzymywać, że działają w imieniu dobra bezpieczeństwa większości obywateli, mogą robić co chcą.
Chłopiec pochmurnieje, ale nie tylko on wydaje się ulec ciężarowi tych słów. Większość grupy opuszcza głowy, a ich zamyślone spojrzenia skupiają się na podłodze. Tylko niebieskowłosa dziewczyna i chłopak, który przed chwilą wypowiedział okrutnie prawdziwe słowa, z uniesionymi głowami wpatrują się w siebie. Dobrze znam to spojrzenie. Gniew zmieszany z bezradnością. Niebieskowłosa zauważa, że jej się przyglądam i niemal natychmiast zwraca się w moją stronę.
- Albert jak nikt potrafi ocieplić atmosferę - żartuje i szybko zmienia temat. - Czemu nigdy z nami nie siadasz?
Ton jej głosu nie wskazuje na to, że ma do mnie pretensje. Mimo to wiercę się na krześle, które nagle staje się znacznie mniej wygodne. W całej szkole na trochę ponad czterystu uczących się tu uczniów, jedynie czternaście osób posiada wpływ. Mimo różnicy wieku i różnych profili klasowych, na stołówce zawsze trzymają się razem. Z wyjątkiem mnie. Hunter zadbał o to, by przez dwa pierwsze semestry szkoła przypominała mi piekło. Musiałam znosić jego ciągle zaczepki, brutalne żarty i oskarżenia, przez które cudem unikałam wizyt u dyrektora placówki. Po roku zdecydowałam się na zmianę taktyki. Wtopiłam się w tłum i zaprzyjaźniłam z jego kuzynką, która na szczęście też nie żywiła do niego zbyt wielkiej sympatii. Niewidzialność w większości przypadków pozwalała mi unikać go przez dwa lata. Tylko czasami zdarzają się dni takie jak ten, gdy nagle przypomina sobie o tym, że kiedyś byłam jego ulubionym obiektem kpin. Wiem, że moja historia raczej nie zrobi na niebieskowłosej wrażenia. Hunter ze mnie przerzucił się na nich. Nie rozwiązałam problemu. Tchórzliwie się chowam i pozwalam, by problem uczepił się kogoś innego.
- Stolik Frajera to niezbyt zachęcająca nazwa - odpieram wymijająco.
Kilka osób parska śmiechem. Niebieskowłosa kiwa głową. Sami wymyślili sobie to przezwisko.
Nagle drzwi do sali otwierają się gwałtownie. Podskakuję na krześle. Do środka pewnym krokiem wchodzi dyrektor, a za nim dwóch strażników i szkolna psycholog, która zaciska pulchną dłoń na ramieniu rudzielca. Śliskie strużki na jego policzkach mienią się w świetle lamp, a ciszę, co chwilę przerwa jego głośne pociąganie nosem. Tuż za nim do sali wchodzi dyrektor. Wiem, że niczego nie zrobiłam, a mimo to jego chłodne spojrzenie przyprawia mnie o dreszcze.
- Albert Blake. Chcemy zamienić z tobą kilka słów.
Spojrzenia wszystkich w sali kierują się na jedną osobę. To on wcześniej głośno skrytykował rządy Instytutu. Nie wygląda na zaskoczonego. Łagodnie odsuwa od siebie Erisa, który wpatruje się w niego szeroko otwartymi oczami, a dłoń wczepia w jego przedramię. Albert posyła mu ostrzegawcze spojrzenie. Tyle wystarcza, by chłopiec go puścił. Blake zsuwa się z parapetu i nieśpiesznym krokiem zmierza w kierunku dyrektora. Dostrzegam, jak tym samym, ostrym spojrzeniem obdarza niebieskowłosą, która niespokojnie przesuwa się na ławce. Dziewczyna zamiera i odwraca wzrok w stronę okna, jakby marzyła o tym, by znaleźć się daleko stąd. Następnie wszystko toczy się bardzo szybko. Tęczówki Alberta delikatnie ciemnieją.
- Powal go. - Ton, z jakim wypowiada te słowa, przyprawia mnie o ciarki.
Niespodziewanie jeden ze strażników z zamglonym spojrzeniem rzuca się na swojego towarzysza i zwala go z nóg. Szkolna pedagog wydaje z siebie głuchy pisk i odskakuje na bok. Pociąga za sobą zapłakanego rudzielca i osłania go ramieniem. Albert kieruje się do drzwi, jednak nagle jego ciałem wstrząsa pojedynczy spazm. Zahacza nogą o krzesło i z nim pada na ziemię. W pomieszczeniu rozlega się huk, który skutecznie ucisza podniesione głosy. Kątem oka dostrzegam jak dyrektor chowa pod pazuchę marynarki paralizator, z którego przed chwilą wystrzelił do Alberta. Strażnicy przestają się siłować. Podnoszą się z ziemi i z wyrazem nieskrywanej nienawiści, chwytają nieprzytomnego nastolatka. Wywlekają go z sali. Bezwładnie zwisające nogi Alberta obijają się o framugę drzwi.
Dyrektor kaszle dwukrotnie, by zwrócić na siebie uwagę.
- Skoro wszystko już się wyjaśniło, myślę że nie zaszkodzi, by przypomnieć wam o Kodeksie - mówi surowym, lecz opanowanym tonem. Jego twarz jest niewzruszona. To, że przed chwilą ogłuszył ucznia, nie ma dla niego znaczenia.
Hej!
Co wolicie? Dwa rozdziały jednego dnia, czy po jednym, ale wrzucać częściej?
Nowy rozdział: 04.07.2024
CZYTASZ
Me & the devil
FantasyW ściśle kontrolowanym przez władze mieście: Ona posiada zakazane moce i by uniknąć zniewolenia musi zdobyć miejsce w elitarnym kręgu władzy. On pochodzi z szlachetnego rodu, który gardzi tym, co magiczne. Aby nie okryć hańbą nazwiska musi wzmocnić...