Rozdział 37

10 1 0
                                    

– Nie zamierzam z tobą walczyć.

Staję między nimi. 

Hunter oddycha szybko. Prostuje i zaciska palce zaczerwienionej od ciosu dłoni. Z rozwalonych kostek spływają na nie małe strużki krwi. Rzucam mu ostrzegawcze spojrzenie, jednak on wpatruje się tylko w Parkera. Jakby nie mógł się zdecydować. Ktoś z tłumu zaczyna go dopingować, ale okrzyki urywają się, gdy spośród zgromadzonych wyłania się Pan Rywalizacja. Trevor staje obok mnie i z szelmowskim uśmiechem, gestem dłoni ucisza zebranych.

– Po co nam ta jatka, kochani? Po co tyle nerwów, panowie? – mówi i teatralnie złącza dłonie w trójkąt. – Nie stresujmy ten uroczej damy, która przyszła ratować swojego kochanka.

Po tych słowach przysuwa się do mnie od tyłu i opiera szorstkie dłonie na moich nagich ramionach. Gdy próbuję się odsunąć, tylko umacnia uchwyt i przyciąga do swojej klatki piersiowej. Krzyżuję dłonie na piersi, by przytrzymać ręcznik. Dopiero teraz dociera do mnie, że mam na sobie tylko to. Na policzki wpływają mi rumieńce.

– Puść mnie Trevor – cedzę, jednak mój głos wypada na tyle słabo, że ten zaczyna rechotać.

Czuję ten rechot w całym ciele. Marzę o tym, by się odsunąć. By nie czuć na karku jego oddechu. Wzdrygam się z obrzydzeniem. Mogłabym się wyszarpnąć, gdybym nie obawiała się, że ręcznik, zsunie się na podłogę.

– Skąd ten pośpiech, wadliwa? Czy nie przyszłaś tu, by przekonać chłopców, że nie powinni się bić?

– Dobrze, że dla mnie nie ma zakazu. – Gniewny głos Clarke donośnie rozbrzmiewa w szatni.

Dziewczyna wysuwa się przed tłum i zaciska dłonie w pięści.

– Od dawna marzę, by ci przywalić. Shade poprosiła, byś ją puścił. Zrób to łaskawie, by nie stała mi na drodze, gdy będę zapoznawać moją pięść z twoim uzębieniem.

Trevor tylko ponownie rechocze. Clarke rzuca się na niego z boku, jednak nim zdąży zadać choć jeden cios, Parker odciąga ją do tyłu. Dziewczyna warczy i próbuje się wyszarpnąć.

– Pozwól mi! Słyszysz?! Puść mnie i pozwól przywalić temu kretynowi! – krzyczy, głucha na prośby Parkera, który przypomina jej o regulaminie.

Chłopak odciąga ją na tyły szatni, aż w końcu całkowicie giną w tłumie zebranych. To koniec, myślę. Parker wyszedł. Hunter nie ma komu przywalić. Nareszcie. Nadeptuję Trevora na stopę, który zbyt pochłonięty swoim teatrzykiem, nadal nie uwolnił mnie z uścisku.

– Twój kochanek inną przyjął w swe ramiona – mówi z udawanym smutkiem. – Nie przejmuj się, z chęcią cię pocieszę, jeśli tylko odrobinę odsłonisz przede mną swą tajemniczą duszę, pani.

Wypowiada te słowa i powoli przesuwa dłonie z moich ramion, niżej. Otwieram usta, jednak nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Stoję jak sparaliżowana, gdy zaciska dłonie na moich nadgarstkach i szarpnięciem opuszcza je do moich bioder. Ręcznik luźno trzyma się na moich piersiach. Drżę, jednak nie potrafię pokonać guli, która ugrzęzła mi w gardle, a tym bardziej wyswobodzić się z jego objęcia. Nikt nie reaguje. Część chłopaków opuściło szatnię zaraz po tym, jak wyszedł z niej Parker. Reszta udała się pod prysznice. Jest tu jedynie Hunter. Jednak on nie zwraca na nas uwagi. Dlaczego miałby? Pewnie w ciszy napawa się tym, że ktoś jeszcze mnie gnębi. Trevor schyla głowę. Słyszę jego chrapliwy oddech tuż za uchem. Zamykam oczy, by powstrzymać łzy paniki, które zbierają cię w ich kącikach. W opuszkach palców czuję znajome mrowienie. Zrób to. Ukarz go, podpowiada cienki głos gdzieś z tyłu głowy. Jeśli niczego nie zrobisz, do końca życia będziesz pamiętać tę chwilę. Moment, w którym zabrakło ci odwagi, by o siebie zawalczyć. Moment, w którym pozwoliłaś mu, by się nad tobą pastwił. Bawił jak szmacianą lalką. Jeśli użyję wpływu rozlegnie się alarm. A oni z rozkoszą oddadzą mnie w ręce strażników. Nie mogę tego zrobić. Po moim policzku spływa pojedyncza łza.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz