zaczął się weekend, wiecie co to oznacza? siadam do komputera i zaczynam pisanie.
i błagam was o;
patrzcie na nazwy rozdziałów, żeby orientować się w czasie i upływie akcji.
i sprawdzajcie, czy przeczytaliście poprzedni rozdział,
zawsze i bez względu na wszystko, bo wbrew pozorom na statystykach widzę, kiedy pomijacie rozdziały, a zależy mi, abyście przeczytali wszystko. będę dodawać po kilka rozdziałów i może wam coś umknąć, a tego nie chcemy.
***
Wciąż była noc. A raczej wczesny ranek. Po spojrzeniu na telefon, była godzina czwarta. A nawet jakoś przed.
Nadal nie wiedziałem, co planował Taehyung. Ponownie, tak, jak kiedyś, stał się jakąś zagadką. Niezwykle piękną, ale o tym później.
Otworzył okno i zniknął niebywale szybko, ale tylko po to, by po chwili wyprostować się i ponownie pojawić się.
- Zaufaj mi, błagam - powiedział, gdy znalazł się poza terenem mojego pokoju.
Podszedłem do niego. Znajdował się już na drodze do ucieczki. Ucieczki donikąd. Był poza moją bezpieczną fortecą. Ale prędko zrozumiałem, że to on był moją bezpieczną fortecą.
Wystawiłem dużą i napchaną byle jak torbę sportową za okno i puściłem, by po chwili upadła na trawę mojego ogrodu. Usiadłem na parapecie i zwinnie przerzuciłem nogi na zewnątrz.
Był do decydujący moment. Decyzja. Niezwykle niebezpieczna. Bo przecież nie miałem pojęcia, co jest celem Taehyunga.
Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko, przekonywując siebie w środku, że nic się nie stanie.
Po chwili stałem obok Taehyunga za zewnątrz. Delikatnie tylko przymknąłem okno pokoju, by jakoś to wyglądało. Założyłem torbę na ramię. Po chwili zobaczyłem, że chłopak powtarza po mnie czynność ze swoim plecakiem.
Był przygotowany już wcześniej. Wiedział, jak się sprawy obrócą. Wiedział, że się zgodzę na cokolwiek. Niezwykle naiwnie.
- Pora rozpocząć nasz bieg - powiedział cicho, wyciągając do mnie dłoń.
Pewnie złapałem ją.
Biegliśmy w nieznanym mi kierunku, trzymając się za ręce. Nie było łatwo, torba na moim ramieniu mnie obciążała, ale starałem się nie zwalniać. W między czasie Taehyung krzyknął do mnie, że możemy być spóźnieni, więc w naszych siłach przyśpieszyliśmy jeszcze bardziej.
Była noc. Naszym biegiem przecinaliśmy otchłań ciszy spokoju i snu. Byliśmy tymi, którzy budzą innych, zaspanych w swoich zmartwieniach.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy wbiegliśmy na dworzec.
a/n
rozpoczynamy zabawę, kulminacją osiągniętą i puentą niebawem zakończoną
CZYTASZ
𝙋𝘼𝙄𝙉𝙁𝙐𝙇 𝘽𝙀𝘼𝙐𝙏𝙔 𝘷𝘮𝘪𝘯 ✓
FanfictionSpojrzałem na niego dwa razy. Pierwszy był przypadkiem, a drugi sprawdzeniem, czy aby na pewno nie mam omamów sennych, halucynacji, czy to aby na pewno nie był uciekinier z nieba czy raju, gdyż nie potrafiłem uwierzyć, że ktoś tak piękny może być p...