Rozdział LXIV

2.2K 120 42
                                    

Maraton 3/3

Dziś ten dzień który jest ostatnim dniem którego chce- Rozpoczęcie roku szkolnego.

Wstałam jako pierwsza ponieważ Krzysiek zawsze długo śpi. Ubrałam czarne jeansy i biały sweterek, muszę nosić długi rękaw ponieważ nadal mam rany. Zrobiłam sobie oczywiście makijaż nieco mocniejszy A moje włosy lekko zakręciałam.

- Hej- powiedziałam do Szczepana który zakładał czarne dresy.

- Hej sokoły- zaśmiał się.

-Bardzo śmieszne- powiedziałam sarkastycznie.

-Pięknie wyglądasz- powiedział chłopak.

-Dziękuję.

-Chodź na śniadanko- złapał mnie za rękę.

***

-Zawieziesz mnie?- spytałam wręcz błagalnym tonem gdy wróciliśmy z jadalni.

-No dobra ale...

- Nie ma "ale" Krzysiuu- zaśmiałam się.

-Daj buziii- powiedział brunet.

-Ale zawieziesz mnie?

- Tak, przysięgam- odpowiedział uroczo.

Dałam chłopakowi krótkiego całusa w usta.

- Co to miało być?- spytał obrażony.

- No buziak- zaśmiałam się.

-To jest w moim słowniku buziaka- chłopak zaczął namiętnie pieścić moje usta.

- Lena! chodź bo się spóźnimy- do pokoju wbiegła zdyszana Klaudia.

-Spoko, Krzysiek nas zawiezie- zaśmiałam się ponieważ dziewczyna wygląda jakby maraton przebiegła.

-Uff...myślałam że będziemy musiały biec.

Jak Klaudia dowiedziała się że byłam w szpitalu zaczęła na nowo spędzać ze mną więcej czasu. Nasze relacje wracają nareszcie do normy. Odzyskałam przyjaciółkę, ale nadal moje uczucia wobec Michała się nie zmieniły.

-A co z Olą?- spytałam ponieważ one nadal się przyjaźnią.

-Ona ma już być pod szkołą.

***

-Powodzenia skarbie- powiedział Krzysio.

-Dzięki- dałam mu całusa w policzek.

Wzięłam swoją czarną torbę, zażuciłam ją na ramię i opuściłam pojazd.

-Czekaj Lena, mamy jeszcze 7 minut- powiedziała Klaudia.

***

Jest piątkowe popołudnie, siedzę w pokoju z Klaudią. W tle leci cicha muzyka z JBL A my sobie plotkujemy z lampką wina.

-Dziewczyny wbijacie do nas?- do mojego pokoju z hukiem wszedł Michał.

-Idziemy?- spytałam Klaudię.

- No wsumie możemy iść- powiedziała blondynka podnosząc się z podłogi.

Zeszliśmy do salonu w którym znajdowała się spora ilość osób. Czyżby kolejna imprezka Matczka? Jemu nigdy nie mało imprez.

W oddali zauważyłam Krzyśka gadającego z jakąś różowowłosą laską.

-Michał miało przyjść tylko Gombao- mruknełam do chłopaka stojącego w ogrodzie.

-Miało, poza tym starych nie ma będą za trzy dni więc rozluźnij się Lena- Michał poklepał mnie po plecach.

-Ale żadnych narkotyków!- zagroźiłam palcem.

-Dobra dobra, ty nie bądź taka święta- zaśmiał się i wrócił do domu.

Stałam w ogrodzie i patrzyłam na niebo. Dziś księżyc wyglądał niczym z bajki A niebo było rozgwieżdżone. Impreza dziś była ostatnim czego potrzebuje. Potem będę musiała sprzątać całe mieszkanie bo Michał będzie zdychał z kacem A reszta zmyje się do domów.

22.13
Siedzę na fotelu i przeglądam instagram. Wszyscy postanowili mnie olać, ale im się nawet nie dziwię ponieważ dziś jestem mało towarzyska. Oczy zaczęły mnie boleć więc odłożyłam telefon.

Popijąc piwo przyglądałam się otoczeniu.

Na imprezę Maty przybyło wiele osób, większości nie znam. Muzyka gra tak głośno że zaraz bębenki uszne mi popękają.

Zauważyłam że spore grono osób spogląda w stronę drzwi...stali tam Matczakowie.

-Wszyscy macie w tej chwili opuścić ten dom!- wrzasnął Marcin.

-Ale my się teraz bawimy jejjej- krzyknął jakiś chłopak.

-W tej chwili wynocha stąd!- wrzasnęła Arletta.

Wszyscy opuścili dom zostawiając za sobą syf.

Michał usiadł na fotelu obok mnie, na przeciw znajdowali się Marcin i Arletta.

-Kto to zorganizował?- spytał Marcin.

- Ja- powiedział Michał.

- My wyjeżdżamy do pracy aby utrzymać dom i ci pomagać A ty organizujesz imprezy!?

-W domu jest tyle wartościowych rzeczy przecież ktoś mógł coś wziąć.

Zaczęli wymieniać.

- Nie tak Cię wychowaliśmy synu!

-Miałeś wszystko A teraz tak się nam odpłacasz- pani Arlettcie spłynęła łza.

Ja z zaciekawieniem przyglądałam się wydarzeniu.

Michał zły poderwał się z kanapy i pobiegł do swojego pokoju. Nie wiele myśląc pobiegłam za chłopakiem.

-Michał! OTWÓRZ!- pukałam w drzwi.

-Już- powiedział.

-Mieli wrócić za trzy dni-powiedziałam siadając na łóżku bruneta.

- Ja już nie wytrzymuje- powiedział chowając twarz w dłonie.

-Michał, silny z Ciebie chłopak dasz radę- pokepałam go po plecach i opuściłam jego pokój.

***
Jak się podobał maraton?😅
Ostatnio mam taką rozkmine czy ktoś z Gombao czyta tą książkę😂jeśli tak to pozdrawiam serdecznie xD
⬇️💬🌟

 I'M JUST A PROBLEM || MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz