67 \\ SNITCHES END UP IN DITCHES

236 14 13
                                    

Boli mnie głowa i nie mogę spać
Chociaż dokoła wszyscy już posnęli
Nie mogę leżeć, a nie mogę wstać
Mija ostatnia nocka w mojej celi

Tylko noc, noc, noc, płoną światła lamp
Nocny reflektor teren przeczesuje
Owo światło to, jak ja dobrze znam
Nigdy nie gaśnie, ktoś zawsze obserwuje
Nie wiem czy wierzę jej, czy nie wierzę
Wierzę jej, czy nie wierzę

***

Jako pierwsza zawitałam do gabinetu Charles'a, w którym nie było nawet właściciela. Chciałam wcześniej przygotować potrzebne rzeczy i dojść do wniosku, co mam powiedzieć. O ile było co mówić – wszystkie wspomnienia były zgrane na pendrive, który teraz tylko czekał na odpalenie.

Moja głowa była istną plątaniną myśli, których nie potrafiłam złożyć do kupy. Miałam ochotę krzyczeć z bezsilności, gryźć, drapać, uderzać i kopać, ale wstrzymywałam to wszystko wiedząc, że nic nie da. Co tak naprawdę może mi dać odpowiedź na wszystkie niewiadome?

Oparłam dłonie na stole i przeniosłam na nie część ciężaru ciała, pochylając się znacznie do przodu i spuszczając głowę. Kosmyki, które swobodnie opadały na prawą stronę mojej twarzy teraz lekko kołysały się, prawie dotykając stołu. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech, napinając ręce i plecy. Doskonale czułam jak mięśnie stają się twardsze i lekko drżą. Skupiłam się na tym uczuciu, chciałam wyczuć każdą komórkę i każde ścięgno. Było w tym coś, co dawało mi poczucie siebie. Wiedziałam, że to ja siedzę w tym ciele i nim steruje, chociaż czasami nie robi ono tego, co chcę. Pewne było jednak to, że jest moje.

- Sinthea? – dobiegł mnie głos spod drzwi.

Wypuściłam powietrze i lekko rozluźniłam ciało, jedno moja pozycja pozostała niezmienna.

- Jesteś pierwszy, Scott. – mruknęłam.

- To dobrze. Chciałem porozmawiać.

- O czym?

- Jak się czujesz?

- A jak mam się czuć? Mój największy koszmar powrócił i tylko ja mogę go zatrzymać. Czuję zemstę, determinację i strach. Cały czas jest ze mną, czuję go. To on daje mi siłę.

- Rozumiem...

- Nie, nie rozumiesz. – wreszcie uniosłam głowę, posyłając mu harde spojrzenie, które widocznie go zdziwiło. – Nikt tak naprawdę nie rozumie. Ale to dobrze. Może to jest zarezerwowane tylko dla mnie.

- Wydajesz się być inna.

- Bo dużo się zmieniło. Ty też nie próżnowałeś. Zawarłeś ten dziwny sojusz z Tony'm żeby pokazać mu nasze oblicza? Pokazać, jak bardzo James jest dla mnie nie odpowiedni, czy jak dobrze do siebie pasujemy? Nie mam ci tego za złe, Scott. Wiesz, że szanuję twoje decyzje i nie zmuszę cię do niczego, ale Tony... Tony to zupełnie inny świat. Złota otoczka, chroniąca go przed najgorszym tej rzeczywistości.

- Chciałem po prostu żeby zobaczył to lepiej. Co z nim?

- Na razie nie wchodzimy sobie w drogę. Kiedy to wszystko się skończy, pewnie jakoś się odnajdziemy w nowej rzeczywistości.

- Przykro mi, naprawdę. Wiesz, że nigdy nie chciałem żebyś cierpiała.

- Wiem, bracie. Niestety Los nie jest twoim sługom.

Odwróciłam głowę w stronę okna, obserwując jak wiatr targa koronami drzew. Kieruje nimi, nie daje odpoczynku i wolności, bawi się. Czułam się jak te drzewa. Wodzona za nos, niekontrolująca zdarzeń. Byłam elastyczna i mogłam się dostosować, ale co z innymi? Niektórzy byli jak twarde, proste graby. Wystarczyłby jeden mocniejszy podmuch, jedno zdarzenie i padliby, nie potrafiąc tyle wytrzymać. Martwiło mnie to.

SILVERCLAW | WolverineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz