Load up on guns, bring your friends
It's fun to lose and to pretend
She's over-bored and self-assured
Oh no, I know a dirty wordHello, hello, hello, how low
Hello, hello, hello, how low
Hello, hello, hello, how low
Hello, hello, hello***
Wyszłam na dwór, korzystając z wolnego, pozwalając by chłodne powietrze nieco mnie otrzeźwiło po kolejnej nieprzespanej nocy i podeszłam do James'a, który stał niedaleko obserwując jak klasa, z którą miał lekcje zapierdala wokół jeziora.
- Dzień dobry. – powiedział, krzyżując ręce na piersi i zerkając na mnie.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry. – burknęłam, otwierając puszkę i wlewając energetyka do kawy, którą trzymałam w dłoni.
- Nie przesadzasz z kofeiną?
- Skądże znowu. - wzięłam kilka łyków, po których na mojej twarzy pojawił się grymas obrzydzenia na smak, ale muszę jakoś przeżyć, jeśli nie chcę paść ze zmęczenia. – Chcesz spróbować?
- Nie, dzięki. Po twojej minie widzę, że smakuje jak gówno i niekoniecznie chcę też to poczuć.
- Twoja strata. – wzruszyłam ramionami, biorąc kolejne łyki. – Ile będą jeszcze tak latać?
- Bo ja wiem, kazałem zrobić dwadzieścia okrążeń.
- Niezły wycisk im dajesz, panie profesorze.
- Jakiś problem?
- A broń Boże. – prychnęłam, unosząc ręce w górę.
Zmarszczyłam brwi, kiedy moje zmysły nagle zaczęły wariować, a po chwili skoczyłam na James'a, powalając na ziemię sekundę przed przeleceniem nad nami sztyletu, który wbił się w drzewo za nami. Przeturlaliśmy się kilka metrów, by w końcu zatrzymać ze splątanymi nogami, mną na górze i szaleńczo bijącym sercem. Warto też wspomnieć, że moja kawusia wylądowała rozlana na ziemi.
- W porządku? – zapytałam, unosząc się na rękach, które trzymałam na jego klatce piersiowej i lekko sycząc na ból żebra po tak gwałtownym ruchu.
- Tak..? – uniósł brew, mierząc mnie spojrzeniem i ściągając dłonie z mojej talii. – Co to, kurwa, było?
- Twoje dwustuletnie dupsko nie zarejestrowało lecącego na nas sztyletu?
Uśmiechnęłam się sarkastycznie, po czym wstałam, chociaż nie przeczę, było wygodnie. Podałam mu rękę pomagając się podnieść i podeszłam do lśniącego sai, połowicznie wbitego w drewno.
- Ktoś nas zaatakował?
- Tylko dla zabawy. – prychnęłam.
Wyjęłam sztylet, odwróciłam się i rzuciłam go prosto w stronę, z której przyleciał. Wiedziałam, że właścicielka wciąż tam jest dzięki zmysłom więc najpierw wykonałam ruch, a dopiero potem spojrzałam prosto na Hank'a, który zrobił szybki unik, by Elektra stojąca za nim złapała go centymetry przed swoją twarzą.
- Kto to jest? – zapytał ze zdziwieniem James, obserwując nowo przybyłych. – Niebieski Yeti i Czerwony Kapturek?
- Świetne porównanie. – zaśmiałam się, kierując w ich stronę. – Ale nie.
Ponownie spojrzałam na Hank'a, ubranego jak zwykle w garnitur i z nieco inną fryzurą niż zapamiętałam, ale bardzo mu pasowała. Elektra natomiast miała na sobie nieśmiertelne czerwone spodnie i krótki top, który mocno kontrastował z jej czarnymi włosami, których niektóre kosmyki opadały na jej klatkę piersiową. Sztylety miała już schowane do kabur na pasku.
CZYTASZ
SILVERCLAW | Wolverine
FanfictionSinthea Stark nigdy nie miała w życiu kolorowo. Najpierw była cieniem podążającym za swoim bratem, nigdy nie była brana pod uwagę. Kiedy skończyła siedem lat zaczęła się zmieniać, co poskutkowało tym, że dalej była cieniem, tylko takim, którego wszy...