EPILOG

265 11 0
                                    

Miasto nocą było czymś, czego potrzebowałam. Czułam dzięki temu lekką nostalgię, a za razem wspomnienie dawnej normalności. Nowy York, ponownie, chociaż czułam jakbym była tu zaledwie kilka dni temu, nie kilkadziesiąt lat. Jego nowy wygląd zachęcał, ale też przerażał. Ciemny horyzont rozświetlony był przez różnorodne hologramy, w większości reklamowe. Niesamowite, jak bardzo cały świat ewoluował.

Rok 2104, bo taki aktualnie nastał, był bardzo spontanicznym rokiem. Nie mieliśmy w planach zjawić się tutaj, ale skoro dostaliśmy cynk...

Poprzednie 50 lat spędziliśmy w Kanadzie, szkoląc się, wspierając i po prostu żyjąc prawie normalnym życiem. Coraz więcej naszych przyjaciół odchodziło, podczas gdy my pozostawaliśmy niezmienni. No, może pomijając szare pasemka przy skroniach u Logan'a, co uwielbiałam mu wypominać.

Sam wyżej wspomniany opierał się właśnie o swój błyszczący w ciemności chopper, uważnie obserwując okolice z dachu wysokiego budynku służącego za parking. Widziałam niebezpieczne błyski w jego oczach, naprzemienne z lekkim podekscytowaniem. Oprócz białych kosmyków, zmieniła się jedynie jego fryzura – włosy nadal układały mu się w charakterystyczny sposób, ale były teraz dłuższe, przez co wyglądał jeszcze bardziej dziko. Do tego brązowo – żółty strój kontrastujący z ich ciemnym kolorem nadal był strzałem w dziesiątkę. Nie mogłam się powstrzymać od zerkania na niego co chwila żeby podziwiać swoje dzieło.

Warto też wspomnieć, co James musiał przejść żeby tak skończyć. Wykryłam u niego coraz wolniejszy proces regeneracji, a po zrobieniu badań okazało się, że jego komórki starzeją się, a chromosomy skracają, przez co ubywa genu X. Więc co mogłam zrobić w tej sytuacji? Oczywiście, że zaczęłam główkować, aż udało mi się przebudować jego komórki od podstaw, co działało, choć ponowne zrobienie tego było zapewne nieuchronne.

Przeniosłam wzrok na drugą postać, dla odmiany stojącą przy krawędzi budynku. James Barnes okazał się wspaniałym sojusznikiem, ale i przyjacielem. Przyznaję, że ciężko było nam na początku, kiedy wkurwił się na mnie za nie powiedzenie o tym, że mam zamiar go wskrzesić, ale opamiętał się. Chciałam dla niego najlepiej jak mogłam. Wiedziałam, że potrzebował choć kilku lat spokojnego życia więc tak się stało. W zasadzie dołączył on do nas niedawno, bo tylko dziesięć lat temu.

Jego metalowe ciało różniło się od mojego. Było bardziej przystosowane do prostej walki wręcz. Miał ukryte ostrza, chociaż najbardziej lubił używać swojego sztyletu. Długie do ramion włosy, o których zrobienie mnie prosił, opadały na jego twarz, taką sama jaką zapamiętałam kiedy miałam 30 lat, a jednocześnie tak niepodobną, tak różną. Cieszyłam się, że przynajmniej hart jego ducha i dobre serce zostało. I cieszyło mnie też to, że Logan go nie zabił, choć było blisko.

Dalej, moja krew, czyli najmłodszy Stark. Syn Morgan, wnuk Tony'ego, świętej pamięci Tony'ego. Dziedzictwo Stark'ów zostało jednak utrzymane i młody stał w srebrno – fioletowej zbroi zrobionej z nanotechnologii. Levi wdał się całkowicie w Tony'ego, był jego kopią, co cieszyło mnie i uspokajało. Wiedziałam dzięki niemu, że mój braciszek nie odszedł w zapomnienie i, że nadal żyje. W nas.

Kolejna osobą, która aktualnie ostrzyła szpony, choć robiła to bardziej żeby nie uszkodzić swojej reputacji groźnej i bezdusznej. Laura siedziała na podłodze, całkowicie wciągnięta w przyglądanie się iskrą lecącym z jej pazurów. Ciemnowłosa natomiast całkowicie wdała się w tatusia, chociaż mam wrażenie, że czasami straszyła ludzi bardziej niż on, co także uwielbiałam mu wypominać.

Obok niej siedział Cable, zadowolony z bycia z powrotem w swoich czasach, aczkolwiek zawiedziony, że przeżył do nich też Wilson. Był czasami naszym przewodnikiem, a przynajmniej do czasu, w którym ogarnęliśmy teren. Summers świetnie sobie radził w swojej erze.

SILVERCLAW | WolverineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz