I'm next in line and my supply is running out
It's time to leave, the clouds are hanging low
The truth begins to showLover, hunter, friend and enemy
You will always be every one of these
Lover, hunter, friend and enemy
You will always be every one of these
Nothing's fair in love and war***
Logan
Księżyc górował nad łysymi drzewami, rzucając strugi światła na trzy świeże groby stojące w oddali. Przyszedłem tu z nadzieją, że chociaż na moment uwolnię się od panującej wszędzie ponurej atmosfery, ale wychodząc od tłumu, zastałem powód, dla którego wszyscy tak się zachowują, a mianowicie brak trójki ludzi. Westchnąłem i odpaliłem cygaro, opierając się o barierkę tarasu. Wydychany dym wydawał się teraz jeszcze bielszy, zapewne przez niską temperaturę panującą dookoła, która dawała mi się lekko we znaki przez brak kurtki.
Niby wszystko teraz zaczynało się układać, ale jakim kosztem? Śmierci, na dodatek dzieci. Bolało wszystkich, zdawało mi się, że Sinthea nawet zniknęła w czasie pogrzebu. Wydaje mi się, że czuje się temu winna, co nie jest prawdą. Jeśli mielibyśmy szukać winnych, to byliby to wszyscy oprócz niej. Jako jedyna próbowała zareagować i miała złe przeczucia, a nikt jej nie posłuchał. Gdyby nie to, oni by wciąż żyli. A zamiast tego mnie opętało i wszyscy musieli stawić czoła oddziałom żołnierzy, z dużym kosztem. Gdzie tu niby jest jej wina?
A skoro już o niej mowa, to właśnie wbiegła między drzewa w swojej nowej postaci, która, szczerze powiedziawszy, budziła respekt. Wreszcie pokazała się nam w całej swojej okazałości i widocznie się zmieniła. Z Bety stała się Alfą, wyjątkowo silną. Czułem to.
- To była Sinthea? - dobiegł mnie głos Rogue, która stanęła obok mnie, patrząc przed siebie.
Skinąłem głową i wyrzuciłem niedopałek, nie wiedząc w zasadzie jak się zachować. Wiedziałem, że mocno skrzywdziłem Rogue i nie miałem pojęcia dlaczego pierwsza do mnie przyszła. Zamierzałem jutro na spokojnie z nią porozmawiać, a tu takie coś.
- Nie jestem na ciebie zła, czy coś. - kontynuowała. - Wiem, że to nie byłeś ty, bracie.
Zerknąłem na nią, na co posłała mi lekki uśmiech, krzyżując dłonie na piersi. Uniosłem kąciki ust w górę, a moje serce stało się trochę lżejsze. Wiedza, że ktoś bliski nie ma ci za złe dosyć... poważnej sprawy sprawiła, że odetchnąłem z ulgą. Gdyby tylko Sin też tak uważała...
- Kochasz ją, prawda? - znów się odezwała.
- Mh.
- To co tu jeszcze robisz?
Uniosłem brew, szybko przemyślając za i przeciw, po czym zrobiłem krok w stronę schodów. Zatrzymałem się jednak gwałtownie i podszedłem do Rudej, przytulając ją mocno, po czym odwróciłem się i ruszyłem w stronę lasu po świeżym tropie Sinthea'i. Rogue ma rację. Kocham ją jak cholera i jeśli ona nie odwzajemni tego, to postaram się chociaż sprawić, że nie będzie się obwiniać. Nawet kosztem straty mate i mojego bólu. Sin jest tego warta, nie ważne jaki chaos za nią stąpa.
Wiedziałem jednak, że nadchodząca rozmowa nie będzie należała do najłatwiejszych. Chciałem ją chronić, podczas gdy to ja skrzywdziłem ją najbardziej i nie jestem pewien czy mi wybaczy nawet, jeśli nie byłem to do końca ja. Miałem chociaż nadzieję, że uda mi się z nią wymienić kilka zdań. Fakt, ostatnio powiedziała, że potrzebuje czasu, ale minęło już kilka dni więc może coś z tego wyjdzie.
CZYTASZ
SILVERCLAW | Wolverine
FanfictionSinthea Stark nigdy nie miała w życiu kolorowo. Najpierw była cieniem podążającym za swoim bratem, nigdy nie była brana pod uwagę. Kiedy skończyła siedem lat zaczęła się zmieniać, co poskutkowało tym, że dalej była cieniem, tylko takim, którego wszy...