Welcome to the room of people
Who have rooms of people that they loved one day
Stocked away
Just because we check the guns at the door
Doesn't mean our brains will change from hand grenades
You're lovin' on the psychopath sitting next to you
You're lovin' on the murderer sitting next to you You'll think, "How'd I get here, sitting next to you?"
But after all I've said, please don't forgetAll my friends are heathens, take it slow
Wait for them to ask you who you know
Please don't make any sudden moves
You don't know the half of the abuse***
Kolejne tygodnie były dość... Interesujące. Żałoba stopniowo się zmniejszała i każdy chcąc nie chcąc przyjął do wiadomości, że więcej nie zobaczymy uśmiechów na ich twarzach, nie usłyszymy śmiechu i nie będziemy świadkami używania przez nich darów. Bolało, ale nie można stać w miejscu. Tak przynajmniej sobie wmawialiśmy.
Zwiększyłam system zabezpieczeń dookoła szkoły żeby nie musieć trzymać warty, którą ustaliliśmy sobie z resztą X-Men na noc. Było to dosyć męczące, ale teraz, na szczęście, nie będzie potrzebne. Do tego lekcje do świąt zostały odwołane żeby się odstresować, naprawić szkody i dojść do siebie. Żyć nie umierać.
I najważniejsza rzecz: moja relacja z James'em. Od rozmowy w lesie była dosyć... Dziwna. Spędzaliśmy ze sobą czas, ale często było niekomfortowo, szczególnie kiedy dochodziło do jakiś przypadkowych zbliżeń typu złapanie za rękę albo wylądowanie na kimś na treningu. Cholera, nawet dosiad został przez nas pomijany w czasie walki, bo był zbyt duży dyskomfort. Obydwoje wiedzieliśmy że coś z tym trzeba zrobić, ale nie czuliśmy się gotowi. Było po prostu za wcześnie.
Jedyną rzeczą o jakiej rozmawialiśmy w tym temacie było to, kim dla siebie jesteśmy. Żadne z nas nie chciało być w związku chłopak - dziewczyna. To było dla nas zbyt... Ludzkie, zbyt płytkie. Byliśmy mate, a to już wyklucza zwykły związek. Byliśmy partnerami, kochankami, mate i Alfami. Byliśmy na tym samym poziomie i każde z nas akceptowało drugie takim jakim było.
A skoro już o akceptacji mowa, od kiedy osiągnęłam pełnię przemiany i moja mutacja przeszła drugie stadium, czułam się jeszcze lepiej. Całkowicie zaakceptowałam siebie taką jaką byłam, chociaż miałam jeszcze momenty, w których bywało trudno między ludźmi. W końcu jestem teraz połowicznie tygrysem i wciąż uczę się nie przepraszać za moją dzikość. Wszystkie moje blizny stały się atrakcyjne, pokazywały że na prawdę przeżyłam i się nie poddałam. Nawet ta po ostatniej próbie samobójczej bardzo przypadła mi do gustu, bo wręcz krzyczała, że wygrałam walkę.
***
Logan
Westchnąłem i zatrzymałem się przed drzwiami Sin, mocniej ściskając misternie zapakowaną paczkę i czując szybsze bicie serca. Zwykły prezent i rozmowa, a ile wywołuje emocji. Sprzedałem sobie mentalnie z liścia i uniosłem dłoń chcąc zapukać, ale w momencie kiedy chciałem to zrobić, drzwi otworzyły się i stanąłem twarzą w twarz z Sinthea'ą.
- Yyy... – zacięła się, lustrując mnie wzrokiem – Hej?
- Chciałem z tobą porozmawiać. – powiedziałem, w duchu ciesząc się z jej równie szybkiego tętna i zdezorientowanej miny, która, notabene, wyglądała całkiem uroczo.
- A ja właśnie chciałam cię zawołać. Nie umiem dopiąć walizki. Pomógłbyś?
- Jasne.
Weszliśmy do środka i pierwsze co poczułem to jej zapach, unoszący się w całym pomieszczeniu i mącący mi lekko w myślach. A potem, mój wzrok spoczął na walizce leżącej na ziemi, wypełnionej po brzegi ubraniami, które wysypywały się wręcz spod przymkniętego wieka. Miałem ochotę na to parsknąć, ale pozwoliłem sobie tylko na sarkastyczny uśmiech.
CZYTASZ
SILVERCLAW | Wolverine
FanfictionSinthea Stark nigdy nie miała w życiu kolorowo. Najpierw była cieniem podążającym za swoim bratem, nigdy nie była brana pod uwagę. Kiedy skończyła siedem lat zaczęła się zmieniać, co poskutkowało tym, że dalej była cieniem, tylko takim, którego wszy...