31 \\ A WEDDING, A DANCE AND A LITTLE BIT OF IMPROVISATION

260 18 10
                                    

There's a calm surrender
To the rush of day
When the heat of a rolling world
Can be turned away

An enchanted moment
And it sees me through
It's enough for this restless warrior
Just to be with you

And can you feel the love tonight?
It is where we are
It's enough for this wide-eyed wanderer
That we got this far

And can you feel the love tonight?
How it's laid to rest
It's enough to make kings and vagabonds
Believe the very best

***

Oderwałam wzrok od głowy Jean, na której robiłam ostatnie poprawki, po czym spojrzałam na Storm, która weszła do pokoju niczym wichura z przerażonym wyrazem twarzy.

- Co się dzieje? – zapytała Jubilee, wstając z krzesła i przyglądając się jej z niepokojem.

- Dzwonił do mnie Hank... – odpowiedziała Ororo, biorąc głębszy wdech. – Cały Nowy York stoi w korku... Powiedział, że nie będzie wcześniej niż trzydzieści minut!

- Trzydzieści? – jęknęła Jean, wstając i odwracając się do nas. – Ceremonia miała rozpocząć się za piętnaście, a i tak praktycznie wszyscy już są. Co teraz?!

- Powiedziałaś Scott'owi? – zapytałam, przykładając dłoń do twarzy i zastanawiając się co zrobić.

- Nie, od razu przybiegłam tu.

- Pójdę mu powiedzieć, wy dokończcie wpinanie welonu.

Wyszłam szybko z pomieszczenia i skierowałam się w dół, myśląc co zrobić. Nie możemy opóźniać w nieskończoność, ale nie ma też jak zacząć. Teoretycznie Charles mógłby zająć miejsce Hank'a, ale kiedy on by przyjechał i to zastał nie byłoby zbyt przyjemnie.

- Mamy problem. – powiedziałam, podchodząc do Scott'a, który już gotowy stał niedaleko podwyższenia rozmawiając z Charles'em.

- Co się dzieje? – spojrzał na mnie, unosząc brwi.

- Hank dotrze tu najwcześniej za pół godziny.

- Co? Więc co robimy..?

Widziałam lekkie przerażenie w jego oczach, na co miałam ochotę westchnąć. Nie dość, że jest zapewne zestresowany przez samo to wydarzenie, to jeszcze sytuacja z McCoy'em... Oj nie, nie pozwolę na zepsucie tego dnia!

- Tak jak było w planach, staniesz na kobiercu, braciszku. – odezwałam się pewnie.

- Co chce—

- Rób co mówię, resztą zajmę się osobiście. – rzuciłam mu uspokajające i ostrzegawcze spojrzenie, po czym odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam z powrotem do środka, do pokoju, w którym były dziewczyny.

- MAM PLAN! – wykrzyknęłam, z hukiem wchodząc do środka.

- Matko boska, Thea! Mówże szybko! – zarządziła Jean, zatrzymując się w pół kroku.

- Okej, zrobimy tak... – szybko zaczęłam mówić, w głowie będąc coraz dumniejszą z pomysłu, kiedy na twarzach dziewczyn pojawiał się szerszy uśmiech i ulga. W zasadzie plan był prosty – druhny przejmują prowadzenie i utwierdzają wszystkich, w szczególności pannę młodą w przekonaniu, że powinna ożenić się z narzeczonym i, że wiedzą co robią.

Kilka minut później razem z dziewczynami opuściłyśmy pokój, kierując się na dół i zatrzymując przed drzwiami, za którymi był dywan prowadzący prosto pod ołtarz. Sprawdziłyśmy jeszcze czy z naszym wyglądem wszystko jest w porządku, po czym drzwi się otwarły i wyobraźcie sobie zdziwienie całego ludu, kiedy zamiast panny młodej, stanęłam w nich ja.

SILVERCLAW | WolverineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz