XLV

586 93 34
                                    

Zazwyczaj nie zajmował się czymś tak przyziemnym jak otwieranie drzwi. Odzywki typu „Mam od tego ludzi" choć ociekały pychą, to w pełni zgadzały się z rzeczywistością. Jednym z obowiązków Pani Oh było wychodzenie naprzeciw wszystkim potencjalnym odwiedzającym posiadłość, a że nie była to specjalnie wymagająca czynność, więc kobieta niespecjalnie na nią narzekała. Tamtego dnia, postanowił ją jednak wyręczyć. Stwierdził, że skoro gospodyni i tak już męczy się z posprzątaniem po kolacji, to nie będzie jej odrywał od tej znienawidzonej czynności. Owszem, był wspaniałomyślny.

-Tym razem nie wciśniesz mi żadnych dokumentów ze schroniska - zagroził, gniewnie marszcząc brwi.

Za jego plecami Pani Oh, zaciekawiona wychyliła się na chwilę z kuchni. Nieczęsto panicz raczył z kimkolwiek rozmawiać, porzucając formalny ton, a już na pewno nie robił tego w kontakcie z gośćmi przychodzącymi do jego rodziców.

-Wpuścisz mnie...?- Zapytał.

Tak po prostu zadał pytanie, nie było w tym żadnej pogardy, złości, irytacji, jedynie przenikliwe zmęczenie. To zdziwiło Hyungwona bardziej niż wszystkie wymierzone z zaskoczenia ciosy, na przestrzeni ich znajomości.

Chłopak na dosłownie pół sekundy, odwrócił się w stronę swojej gosposi. Ona jednak w dalszym ciągu niczego nie rozumiała.

Otworzył mu te drzwi. Sam nie wiedział jeszcze w jakim celu, ale po prostu je otworzył.

-Może iść już Pani do domu, Pani Oh - polecił kobiecie.

-Jeszcze nie skończyłam - kiwnęła głową w kierunku kuchni. - Kto to? - Zagadnęła.

Chae zamilkł na chwilę, by na szybko znaleźć pasującą odpowiedź. Teoretycznie nie musiał się jej tłumaczyć, ale w praktycznie była dla niego jak matka. Musiał jej to wyjaśnić.

-Taki... - Zaczął. - Znajomy.

Oboje usłyszeli ciche puknięcie w drewnianą powierzchnię drzwi, Hyungwona nieco rozbawił fakt, że chłopak nie użył dzwonka, który zamontowany był gdzieś obok. Nie przeszkodziło mu to jednak w pokonaniu bariery i wejściu do środka, wraz z Hoseokiem, wślizgnęło się zimne powietrze, które nieprzyjemnie popieściło nagą skórę na rękach Hyungwona.

Bacznie przyglądał się swojemu gościowi. Kaptur naciągnięty na głowę był chyba u niego standardem. Zresztą... Ta bluza wydawała się być częścią samego Wonho, ponieważ naprawdę często widział go właśnie w niej. Był to chyba jeden z ostatnich razów, ponieważ jego czujne oko, natychmiast wyłapało rozdarcie materiału. Wyglądało tak jakby ktoś porządnie nią szarpnął.

-To już drugi raz w miesiącu, kiedy tutaj jesteś - przypomniał mu. - Hoseok...

-Hoseok? - Wtrąciła się nagle Pani Oh. - Ten chuligan, który...

-Mówiłem, że może iść Pani do domu - jego głos brzmiał władczo, ale jednocześnie nadal pozostawał uprzejmy. - Nie musi się Pani nim martwić, naprawdę.

-Chłopcze... - upomniała go. - Nie zostawię cię z... nim.

Spuścił głowę w chwilowej bezradności, po czym odwrócił się w stronę swojej rozmówczyni. Nie był na nią wściekły, bo doskonale rozumiał jej obawy. To nie jego rodzice, a właśnie ona była świadkiem tych wszystkich siniaków i otarć. Ona smarowała bolące miejsca maściami, opatrywała go i przynosiła tabletki, kiedy ból stawał się nieznośny. Rozumiał ją.

-Proszę... W takim razie niech Pani wróci do swoich obowiązków, dobrze? Jeżeli coś będzie się działo to z pewnością Panią zawołam.

Kobieta wahała się chwilę i zdecydowała się przystać na takie rozwiązanie, obrzuciła jeszcze gościa, kilkoma nienawistnymi spojrzeniami, po czym na dobre zniknęła. Obydwoje poczuli, jakby ktoś zdjął im z barków wyjątkowo upierdliwy kamień.

Something twice #KIHYUKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz