LI

586 87 48
                                    

Od najmłodszych lat został nauczony, by zaciskać zęby i bez względu na wszystko iść przed siebie. To on musiał mierzyć się z pozycją głowy rodziny. Nie było mu łatwo, ale jakoś sobie radził. Z dnia na dzień, z roku na rok ostatecznie to tak miało wyglądać jego życie. Wszystko zmieniło się wraz z pojawieniem się Kihyuna, był zupełnie, jak narkotyk, który uzależniał już po pierwszym zażyciu. Shownu szybko zdał sobie sprawę, że jego własne szczęście znajduje się obok osoby, która od niego ucieknie. To była jedynie kwestia czasu.

Zakochał się jak głupi szczeniak, choć doskonale wiedział, że to uczucie pozostanie nieodwzajemnione . Co on sobie myślał? Powinien był to zostawić i nawet się nie zbliżać. Niestety to Kihyun zawsze wykonywał pierwszy ruch. Tak jak wtedy z tym gazowanym napojem, który przyniósł w ramach podziękowań. Jak miał go odtrącić?

Nie mógł.

Przez całą drogę powrotną, powstrzymał się, by tylko nikt nie ujrzał jego własnej słabości. Dopiero, kiedy za jego plecami zamknęły się drzwi frontowe z całym przekonaniem o słuszności tego czynu, uderzył w ścianę, rozwalając sobie kostki, z których krew zostawiła trwały ślad na i tak już brudnej tapecie. Chciał uderzyć jeszcze raz. Wiedział, że w ten sposób sobie ulży, wszystko popsuła jego własna siostra, która zwabiona głuchym uderzeniem- postanowiła wyjść mu na powitanie.

-Coś się stało? - Zapytała cicho.

Spojrzał na nią przestraszony, chowając dłoń za plecy. Jego rodzina nie potrzebowała dodatkowych zmartwień. Wystarczyło, że małej nie miał kto opłacić korepetycji, a matka leżała chora, ledwo ruszając się z łóżka.

-Nic się nie stało, nie musisz się martwić - zapewnił ją. - Jak czuje się mama?- Zmienił szybko temat.

-Chyba lepiej - mruknęła nieprzekonana. - Zjadła kilka łyżek ryżu, a potem poszła spać.

-Dzielna byłaś, że się nią zajęłaś - pochwalił ją. - Na pewno jest szczęśliwa, że ciebie ma przy sobie - poczochrał jej włosy.

-Jesteś jakiś dziwny... Zwykle nie mówisz mi takich rzeczy i...

-Nic się nie stało - zapewnił, może nieco za bardzo stanowczo. Dziewczyna, skrzywiła się lekko, wycofując się powoli do innego pokoju.

To miało być życie? To miała być sprawiedliwość? Nieszczęścia już dawno otoczyły ich ze wszystkich storn. Zacisnęły swoje brudne łapska na przełyku, by powoli wyssać z nich życie. Jak długo mogli to wszystko utrzymać? Nowotwór postępował i tak naprawdę na dniach mogą zostać postawieni przed najgorszą dla dzieci decyzją - starać się uratować mamę czy pozwolić jej umrzeć? To nie był wybór.

-Wychodzę! - Rzucił.

-Przecież dopiero przyszedłeś - zmartwiła się. - Zjedz coś chociaż...

-Nie mam czasu - uśmiechnął się przepraszająco. - Umówiłem się z Hoseokiem.

-Skończył z biciem tamtego chłopaka?

-Jeszcze nie.

Musiał jedynie skończyć szkołę i znaleźć sobie pracę, w której będzie tyrał do końca życia. Nie było to dość przyjemna przyszłość. Niestety tylko w ten sposób mógł ich ochronić. Swoją rodzinę. Oni... Liczyli na niego. Dotąd jego życiowym celem było ulżenie im i wywoływanie na twarzy młodszej siostry uśmiechu. W momencie, gdy na horyzoncie pojawił się Kihyun - jego życie zaczęło znaczyć o wiele więcej niż przedtem. Trudno było to wyjaśnić zwykłymi słowami, do zrozumienia tego trzeba było poczuć się jak Shownu.

Something twice #KIHYUKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz