CVII

346 74 37
                                    

Jak miał to wszystko rozumieć? Nawet nie chciał. Widok tamtej dwójki... całującej się, budził w nim jakieś dziwne niepohamowane obrzydzenie, natychmiastowy sprzeciw ignorujący wszystkie próby logicznego wytłumaczenia tej sytuacji. Naprawdę potrafił postawić się w sytuacji Hyungwona, ale... Ta sytuacja była zupełnie inna. Nigdy nie zaakceptuje takiej wersji wydarzeń. Nie tylko dla dobra swojego przyjaciela. Zrobi to dla dobra ich wszystkich.

-Od kiedy to trwa?

Hyungwon ostatni raz wyjrzał za drzwi nim ostatecznie je zamknął. Zapewne bał się bycia podsłuchiwanym przez własną matkę, co jedynie potwierdzało, że naprawdę niewiele osób wie o prawdziwej jego naturze. Powolnym krokiem podszedł do swojego łóżka, siadając na nim. Wybór tego siedzenia miał oczywiście znaczenie czysto strategicznie, ponieważ znajdowało się jak najdalej Hoseoka, który usadowił się na fotelu, przez cały czas wodząc wzrokiem za Hyungwonem. A Minhyuk, stał pośrodku tego wszystkiego.

-Nic nie trwa - zastrzegł Hyungwon, rzucając mało dyskretne spojrzenie w kierunku Hoseoka, na którego Lee nawet nie zamierzał patrzyć. Było to porównywalne do stania tyłem przed drapieżnikiem. Ale w tej chwili najbardziej interesował go właśnie Chae. On i jego reakcje.

-Przecież widziałem - warknął, denerwując się z powodu tak oczywistego kłamstwa.

-To niezły z ciebie przyjaciel, skoro mu nie wierzysz - prychnął Shin. - Po co w ogóle ta rozmowa? - Przechylił głowę lekko w bok. Poprzednie słowa skutecznie skupiły na nim uwagę Minhyuka, który w tym momencie dość precyzyjnie ciskał w niego wyimaginowanymi nożami. - No bo zobacz: wszystko, co powie teraz Hyungwon zostanie uznane przez ciebie za kłamstwo, nie? Więc po jaką cholerę chcesz robić mu przesłuchanie, przy okazji bawiąc się w jego mamuśkę?

-Nie powinieneś się w to wszystko wtrącać. To twoja wina!

-Nie krzyczysz - przewrócił oczami. - A ja myślałem, że to ja jestem ten wyrywny i agresywny - prychnął.

Zdecydowanie jedną z najbardziej denerwujących rzeczy była sama postawa Hoseoka. W każdym swoim geście przejawiał zadowolenie z zaistniałej sytuacji. Z jakichś niewiadomych powodów było mu to naprawdę na rękę, co jeszcze bardziej działało na nerwy samemu Minhyukowi.

-Nie udawaj teraz niewinnego. Nagle i magicznie obydwoje zapomnieliście to co w głównej mierze was łączyło? Hyungwon... - Odwrócił się w kierunku przyjaciela. - Jak możesz na to wszystko pozwolić po tych wszystkich razach, kiedy nie miałeś ochoty przez niego żyć, Kiedy z bólu wypłakiwałeś mi się w ramię? To wszystko teraz przestało mieć znaczenie? Nie jesteś aż tak głupi...

-Nie jestem - potwierdził, przymykając na chwilę oczy. - Ale to wszystko... Powinieneś mnie zrozumieć, że nie mam na to najmniejszego wpływu...

-Zaraz... Czyli ty naprawdę jesteś w nim zakochany, tak? Przyznajesz się do tego?

-A czy to ma jakiekolwiek znaczenie w kim jestem zakochany? - Zdenerwował się. - Ja słowem się nie odezwałem, kiedy robiłeś z siebie pajaca przed Kihyunem, stałem po twojej stronie, walczyłem o twoją wiarę w powodzenie, kiedy ty ją straciłeś! Kłóciłem się o ciebie z Jooheonem przez cały czas, a ty nie potrafisz zaakceptować tego, że w końcu chce być szczęśliwy? - Poderwał się z łóżka. - Raz! Chociaż raz ktoś chciał chronić mnie bez względu na wszystko, bez jakiegoś głupiego poczucia wdzięczności. I co za to mam? Przyjaciela, który w dupie ma moje uczucia, ponieważ jego uprzedzenia są o wiele ważniejsze, niż moje dobro.

-Nie unoś się tak, psychopato - zaśmiał się Shin.

-Ty też stul pysk! - Krzyknął. - Gdyby ci nie odpierdoliło na korytarzu, to to wszystko nigdy by nie wyszło na jaw.

Something twice #KIHYUKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz