CXVIII

403 70 42
                                    

Nie miał nawet chwili na to, by zastanowić się nad tym czy Hoseok najzwyczajniej w świecie nie stroił sobie z niego jakichś wybornych żartów. Musiał znaleźć się na tym dachu najszybciej jak tylko umiał, później może się przecież zastanawiać nad prawdomównością tego osiłka... Znaczy musiałby. Hyungwon, którego mijał na schodach był wystarczającym potwierdzeniem tego, że Kihyun faktycznie znajdował się we wskazanym miejscu.

Minęli się bez żadnego słowa, wymieniając jedynie pośpieszne spojrzenie, Minhyuka nie było nawet stać na uśmiech, w przeciwieństwie do Hyungwona, który w ostatniej chwili uniósł kąciki swoich ust nieco ku górze. W tym wszystkim było coś bardzo rozrywającego... Kiedy to wszystko się zaczęło, to właśnie Chae był osobą, która okazała mu spośród znajomych największego wsparcia, przystanęła i wysłuchała go. A teraz? Mijają się na korytarzu, patrząc na siebie prawie niczym nieznajomi.

Widocznie tak musiało być. Czasami w naszym życiu dzieją się rzeczy, na które nie mamy absolutnie żadnego wpływu. One musza się zdarzyć i kropka.

-Kihyun! - Zawołał zaraz po tym jak z impetem rozwścieczonego byka, wpadł na dach.

Wspomniany chłopak, podskoczył lekko, przestraszony nagłym pojawieniem się swojego ex-przyjaciela. Obdarował go jednym z najbardziej zawstydzonych spojrzeń, na jakie tylko było go stać, jeszcze przed tym jak odwrócił głowę w zupełnie innym kierunku.

Ale tak nie mogło być. Minhyuk chciał widzieć każą ranę, każdy siniak, czy zadrapanie. Musiał, za pomocą opuszków własnych palców, przekonać się o własnej głupocie, za którą wbrew wszelkim modlitwom musiał zapłacić Yoo.

-Przepraszam - wyszlochał, ujmując jego twarz w swoje drżące ze strachu dłonie. - To przeze mnie - pochylił głowę, pozwalając by słone krople nieregularnie wsiąkały mu w materiał spodni, gdzie kończyły swój szaleńczy lot. - Powinienem być przy tobie, wtedy nic by ci się nie stało.

Kihyun zacisnął swoje drobne dłonie, które dotychczas trzymał na kolanach. Sam nie był przekonany o tym czy obecność Minhyuka przyniosła mu ulgę, czy może wzbudziła jeszcze większy lęk. Liczyło się to, że poderwał swoje dłonie, po chwili z całym przekonaniem splatając je na plecach przyjaciela, z lekkim uśmiechem oparł czoło o jego ramię, by przez tej jeden moment móc posłuchać jego przyśpieszonego oddechu, cichego szlochu.

Czy było lepsza deklaracja troski, niż to, co prezentował sobą Minhyuk w tej chwili? Wcześniej mógł wypowiadać setki, tysiące, a nawet miliony złych i krzywdzących słów. Ostatecznie i tak liczyło się to jak pokierowało go nieposłuszne serce. A pokierowało go w najlepszy możliwy sposób, w ramiona Kihyuna.

-Nie bądź głupi - szepnął, bardzo niechętnie przerywając ciszę, która zapanowała między nimi. - Sam się o to prosiłem... Ale wiesz, co? Nie żałuję żadnego z tych ciosów, które przyjąłem i oddałem. Zdecydowanie było warto.

-Ale dlaczego...?

Yoo milczał chwile.

-Uwierzysz mi, jeżeli powiem, że chodziło tylko o ciebie? - Zapytał cicho. - Nie mogłem słuchać tego jak cię obrażają... wyśmiewają... Jest mi niedobrze na samą myśl, że jeszcze jakiś czas temu byłem w stosunku do ciebie praktycznie taki sam. Ja... Myślę, że chciałem się jakoś zrewanżować, pokazać tą zmianę, która we mnie zaszła i... Naprawdę mi na tobie zależy Minhyuk. Tak bardzo, bardzo... Byłbym najszczęśliwszym Kihyunem na świecie, jeżeli znowu uznałbyś mnie za wartego swojej uwagi - uśmiechnął się krzywo, po tym jak Lee wycofał się na niewielką odległość.

-Zrobiłeś to dla mnie...? - Zapytał chcąc się upewnić. - To nie jest żaden spisek? - Zmarszczył gniewnie brwi. - Najpierw Hoseok pod gabinetem, potem Hyungwon na schodach, a teraz ty mi mówisz takie rzeczy...

Something twice #KIHYUKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz