CXVI

340 64 20
                                    

-Uważaj jak leziesz! - Krzyknął jakiś nieznajomy chłopak, kiedy tylko Minhyuk trącił go ramieniem podczas swojego szaleńczego biegu.

W dłoni nadal trzymał telefon, na który chwilę wcześniej Hyungwon wysłał mu pierwszą od bardzo dawna wiadomość. Nie były to żadne przeprosiny... W zasadzie nie był to żaden tekst, a zdjęcie... Zdjęcie posiniaczonej twarzy Kihyuna. Hyungwon nie był jednak skory to jakichkolwiek wyjaśnień, na pożegnanie rzucając jedynie nieziemsko uroczym „To przez ciebie". Co więc mógł zrobić? Z prędkością godną super-bohatera wybiegł z sali, w której niebawem miały rozpocząć się zajęcia i gnał, co tchu do miejsca, w którym prawdopodobnie znajdował się Ki - do gabinetu pielęgniarki. Wszędzie potrafiłby rozpoznać te półki za plecami uwiecznionego na zdjęciu Yoo. Przecież tyle razy szli tam, by sprawić jak czuje się Hyungwon, po przypadkowym zderzeniu z Hoseokiem.

-Jest w środku? - Zapytał, z trudem łapiąc oddech.

Wonho opierający się o ścianę zaraz obok drzwi do gabinetu, skupił na nim swoje typowe spojrzenie, w którym z łatwością można by było doszukać się niesamowitej mieszanki pogardy i nienawiści.

-Nie - rzucił, po nienawistnej chwili milczenia - Wyszli.

-Kłamiesz - warknął, ruszając do przodu.

Pchnął drzwi, ale one stawiły opór porównywalny do samego Hoseoka, nie drgnęły nawet o milimetr. Minhyuk noszony od kilkunastu minut bardzo silnymi emocjami, dopiero za trzecim razem zdał sobie sprawę, że są one zamknięte na amen, co podsumował jednym ze swoich silniejszych uderzeń w drewnianą powierzchnie.

Był zrozpaczony, przestraszony i zły na samego siebie. Nie wiedział, z jakiego powodu obwiniał się o stan przyjaciela... Właśnie, przyjaciela... Kiedy tylko zobaczył co się stało, nawet przez moment nie potrzebował się zastanawiać. Wiedział kim dla niego jest Kihyun, i że powinien być obok. Ale nie był.

-Gdzie on jest? - Zapytał, przystępując do Hoseoka z zamiarem złapania go za materiał szkolnej koszuli.

Ten jednak z niebywałą łatwością chwycił go za wyciągnięte ręce, niczym szmacianą lalką rzucając do tyły. Tylko cud uchronił tyłek Minhyuka przed spotkaniem z twardą podłogą szkolnego korytarza. To był ten moment, w którym Lee zdał sobie sprawę, że te mięśnie jednak nie są tylko na pokaz.

-Jeszcze raz wyskoczysz do mnie z łapami, a ci je wyrwę - rzucił rozbawiony. - Chae zabrał gdzieś tego... No wiesz - przewrócił oczami. - A mi kazał na ciebie czekać - warknął.

Zdecydowanie było widać, że Shinowi nie podobało się stanie w miejscu i podpieranie ścian. Z przyczyn zupełnie nieznanych Minhyukowi, wykonał jednak to polecenie.

-Wiesz gdzie poszli?

-Nie - wzruszył ramionami. - Miałem tutaj na ciebie poczekać i przekazać ci, że jesteś zjebany - posłał mu krótki uśmiech. - Czy jakoś tak...

-Proszę powiedz mi...- Jęknął.

Chłopak roześmiał się szczerze.

-Wole mieć na pieńku z tobą, niż z Chae - stwierdził łaskawie.

-Dlaczego mi to robisz? Wiem, że nie stoisz tutaj dla zabawy... - Warknął.

-Bo cię kurwa naprawdę nie lubię - warknął.

-To świetnie, bo ja cię też nie cierpię. Zwłaszcza od kiedy przyczepiłeś się do Hyugwona - skrzyżował ręce na piersi. - Na początku faktycznie byłem zaskoczony, ale teraz widzę, że jesteś sprytniejszy niż myślałem.

Wonho zmarszczył brwi nie bardzo widząc dokąd teraz zmierza ta rozmowa. Nie spodziewał się oporu ze strony Minhyuka.

-Co masz niby na myśli?

Something twice #KIHYUKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz