LXXIX

437 75 103
                                    

Nawet sobie nie wyobrażacie jak niesamowicie dotkliwie odczuł skutki swojej rozmowy z Hoseokiem. Chłopak po otrzymanym ciosie wpadł w jakąś furię, która na chwilę odebrała mu resztki człowieczeństwa. Jego wzrok... Minhyuk miał wrażenie, że jeszcze długo nie zapomni tej czystej furii, którą w nich dojrzał tamtego dnia.

Bardziej niż jego własne obrażenia, bolała go sens słów wypowiedzianych uprzednio przez Shina. Zgodnie z oczekiwaniami powodowały one niesamowite spustoszenie nie tylko w jego głowie, ale i sercu. Wątpliwości zostały poddane wszystkie czyny i słowa. Prawdopodobnie, dlatego nie zadzwonił do Hyungwona o pomoc. Jeżeli istniał choć cień szansy na to, że Hoseok nie skłamał wtedy ani razu...

Pośpiesznie otarł spływające po jego policzkach łzy. Nie chciał, żeby Kihyun widział jak się maże. Już miał dość jego ataków paniki, po tym jak zobaczył go jako pierwszy zaraz po zdarzeniu... A raczej zderzeniu.

-Boli mnie - szepnął, pociągając nosem. - A Hyungwon musi znosić coś takiego praktycznie codziennie - ukrył twarz w dłoniach. - Co ze mnie za przyjaciel? Dlaczego jestem taki do dupy? Dlaczego... - Głos mu się urwał. - Dlaczego wszystko idzie nie tak? - Uniósł załzawione oczy na Kihyuna, który akurat w tamtym momencie odkładał telefon na biurko. Ruszył do niego powolnym krokiem, siadając tuż obok na łóżku. - Dlaczego nic nie mówisz? - Zapytał, jednocześnie starając się nie zwariować od dotyku Kihyuna, który stwierdził, że genialnym pomysłem będzie przejechanie palcem wskazującym po jego nieco wilgotnym policzku.

-Przepraszam, że nie było mnie przy tobie - wyszeptał. - To w ogóle nie powinno się wydarzyć...

-Ale się zdarzyło - mruknął, odwracając wzrok. - Teraz to i tak jest bez znaczenia.

Nawet jeśli teraz tego nie okazywał to był naprawdę wdzięczny przyjacielowi, że rzucił wszystko i przybiegł, żeby posiedzieć z nim w domu. Potrzebował teraz chociaż minimalnego wsparcia od kogokolwiek. Kihyun wydawał się być w tej sytuacji najlepszym z możliwych wyborów.

-Co powiesz swojej mamie? - Zapytał patrząc prosto w jego oczy.

-Chyba powinienem powiedzieć prawdę, nie? - Prychnął. - Nie jestem jak Hyungwon, nie mam zamiaru puścić mu tego płazem.

Czy wina leżała również po jego stronie? Zapewne w jakiejś mierze tak. Nie ważne jakby nie spojrzeć na to wszystko, to to właśnie Minhyuk, jako pierwszy wymierzył cios w stronę chłopaka. Trudno ukryć licznych prowokacji, których dopuścił się w tamtym czasie. Wiele z nich oczywiście było głupich, nieprzemyślanych i absolutnie zbędnych. Niestety nie można było już zmienić tamtych wydarzeń.

-Gdzie ty w ogóle byłeś przez ten cały czas?

Kihyun odsunął się na niewielką odległość. Wyraźnie to pytanie nie było z gatunku tych, na które chciałby odpowiadać w tej sytuacji. Na jego twarzy jednak wcale nie malowało się zaskoczenie. Musiał już od jakiegoś czasu oczekiwać tych słów.

-Z Hyunwoo - jego głos był spokojny, ale można było w nim wyczuć pewien niepokój. Chłopak ewidentnie bał się reakcji przyjaciela.

-Tak długo? - Zapytał, lekko zmieszany. - Przecież od czasu, kiedy widzieliśmy się ostatni...

-Nocowałem u niego - wszedł mu w zdanie. - Potrzebował mnie i... Tak jakoś po prostu wyszło, że spędziłem noc w jego domu.

Świat musiał wyjątkowo się na niego uwziąć.

-Nie musisz wyglądać na aż tak przestraszonego - opuścił wzrok. - Przecież to nic złego, że spotkałeś się z przyjacielem.

Ewidentnie przegrywał już na wszystkich możliwych frontach. Wonho miał niesamowicie wiele racji w swoich słowach. Kihyuna już stracił... Ale czy naprawdę kiedykolwiek miał Hyungwona? Chłopak przecież trzymał ich wszystkich na wystarczający dystans, nie dając nikomu dostępu do prawdziwego siebie. Wszyscy widzieli go takiego, jakim on chciał żeby go widzieli.

Something twice #KIHYUKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz