LVII

508 82 36
                                    

-Wyglądasz jakbyś się z czymś zderzył - skrzywił się, uważniej przyglądając twarzy przyjaciela, który dla odmiany starał się na niego nie patrzeć. - Czymś dużym i prawdopodobnie ciężkim - ciągnął dalej.

-To był wypadek - westchnął zmęczony.

-Coś często miewasz te wypadki - prychnął.

-Spotkaliśmy się tylko po to, żebyś mi wypominał to jak wyglądam? - Zirytował się, ostatecznie przenosząc na niego wzrok. - Jeżeli tak, to ja mogę sobie już iść. Mam serdecznie dość tego całego gadania.

-Matko... Dobra, już nie będę.

Doskonale zdawał sobie sprawę czyja była to sprawka. Reakcja Hyungwona natomiast to wszystko potwierdzała. Nadal nie potrafił zrozumieć, dlaczego przyjaciel się na to wszystko godzi. To był kolejny raz, kolejnego razu, a on nadal stał w tym samym miejscu. On i jego „Nic z tym nie zrobię".

-Widziałem wczoraj Sona i Kihyuna - ożywił się nagle. - Wiesz, że oni nadal się spotykają? Myślałem, że po tym wszystkim raczej ograniczą kontakty.

-Wiem - westchnął. - I nawet nie wiesz jak mnie to wkurza... On powinien mieć czas dla mnie, a nie dla typa, który go oszukiwał i...

-Też go oszukałeś, pamiętasz? Powiedziałeś mu, że masz chłopaka, a wcale tak nie było.

-Ale ja to zrobiłem w dobrej wierze.

-A skąd wiesz, że Son nie ma takiej samej wymówki? Nie znasz go.

-Za to ty bronisz go tak jakbyś doskonale go znał... Chcesz mi o czymś powiedzieć?

-Oszalałeś? Zgaduje, że wiem o nim jeszcze mniej niż ty.

Może faktycznie był przewrażliwiony? Ostatnio sam złapał się na tym, że reaguje zbyt gwałtownie na niektóre rzeczy. W znacznej części dotyczyły one Kihyuna, ale... Po prostu nadal go kochał, dobra? Wcale się nie wyleczył z tej miłości, bo hej! Widzieliście go? Kihyun był zdecydowanie zbyt idealny, by z niego rezygnować. Problem polegał na tym, że Son wydawał się widzieć dokładnie to samo, co naprawdę spędzało sen z powiek Minhyuka. Nadal widział ich razem, całujących się tamtego dnia. Nie potrafił o tym zapomnieć. Dodatkowo widział w Hyunwoo kogoś, kto naprawdę dobrze wygląda u boku Kihyuna. Był silny, odpowiedzialny i prawdopodobnie całkiem inteligentny. Nie dałby mu zrobić krzywdy. A Minhyuk... Był po prostu sobą.

-To wszystko doprowadza mnie do szału... Musi się z nim spotykać? Kiedyś spędzał czas tylko z nami, a nie z...

-Nie uważasz, że trochę przesadzasz?

-Zapomniałem z kim rozmawiam - przewrócił oczami. - Nigdy nie byłeś zakochany, to pewnie nie wiesz, o co mi chodzi.

-Myślę, że nie trzeba być zakochanym, żeby widzieć to jak świrujesz. Radziłbym ci się ogarnąć i żyć dalej, a nie ciągle robić z siebie ofiarę.

-Co cię dzisiaj ugryzło? - Spotulniał nagle.

-Po prostu wszyscy się mnie ostatnio czepiają. Mam tego naprawdę dość.

Hyungwon może i nie często się żalił, ale kiedy już to zrobił, to lepiej było mieć to na uwadze i słuchać tego, co mówił. Zresztą - to całkiem logiczne, skoro on pomagał wszystkim dookoła, nie oczekując niczego w zamian.

-Chcesz o tym pogadać? - Zasugerował delikatnie. Świadomość tego, że to on właśnie będzie mógł pomóc jemu, jakoś dziwnie go ekscytowała i onieśmielała zarazem.

Hyungwon nie wyglądał równie entuzjastyczne, co jego przyjaciel. Zmarszczył brwi, lekko się skrzywił, a na koniec wciągnął powietrze nosem. A wszystko to po tym, by kupić sobie czas, przed wydaniem krzywdzącego dla Minhyuka wyroku.

Something twice #KIHYUKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz