CVIII

349 71 54
                                    

-Wygląda... - Urwał, szybko zdając sobie sprawę, że matka Lima może nie chcieć słyszeć tak strasznych słów.

-Strasznie? - Uśmiechnęła się lekko. - Uwierz mi, że na samym początku było znacznie gorzej - westchnęła, odgarniając niesforne kosmyki z czoła swojego dziecka. Gdzieniegdzie na jego twarzy można było jeszcze zauważyć liczne strupy będące świadectwem niedawnej katastrofy.

Podczas snu jednak Changkyun wcale nie wyglądał na kogoś kto mógłby wpaść w histerię. Patrząc na niego, Minhyukowi nigdy by do głowy nie przyszło, że kiedykolwiek mógłby wypowiedzieć te wszystkie cięte słowa, które kiedyś od niego słyszał.

Czy Jooheon w przeszłości przeznaczał dużo czasu na obserwowaniu go w takim stanie, kiedy chował swoje kły i pazury?

Momentalnie poczuł jak zapiekły go oczy. Może przyjście tutaj wcale nie było takim dobrym pomysłem. Mimo wszystko wziął pod uwagę scenariusz, w którym w obecności Lima zacznie wspominać jego chłopaka, a swojego przyjaciela. Prawdopodobnie w ich obecnej sytuacji nie było to do uniknięcia.

-Pójdę sobie po kawę, dobrze? Jeżeli chcesz to możesz zostać tutaj tyle ile będziesz tylko chciał.

-Dziękuje - szepnął.

Najciszej jak umiał zajął miejsce na kanapie znajdującej się na drugim końcu pokoju, praktycznie naprzeciwko łóżka. Rozglądając się po tym pomieszczeniu, musiał przyznać, że Hyungwon  naprawdę postarał, by wywalczyć u rodziców sale VIP dla Lima. Nie znał sytuacji finansowej rodziny chłopaka, ale raczej nie spodziewałby się, by było ich stać na miejsce, którego pozazdrościłyby im Hallyu star.

Wcale nie czuł się lepiej w tym pomieszczeniu, a wręcz przeciwnie, przenikało go jakieś dziwne uczucie pustki i zapomnienia. Myślał, że przychodząc tutaj będzie mu łatwiej znaleźć ukojenie, znaleźć rozwiązanie tej sprawy... Być może odciągnąć myśli, które w tym miejscu powinny być skupione na Changkyunie. Nic takiego się jednak nie stało.

Szybko odrzucił połączenie od Hyugnwona, które szczerze zirytowało go znacznie bardziej niż powinno. Przyszło zdecydowanie zbyt późno, by mogło cokolwiek znaczyć. Przyjaciel zapewne całkiem niedawno zauważył jego nieobecność. To było faktycznie brutalne.

Przymknął na chwilę oczy, chciał zapomnieć na jakim świecie żyje, w tym zapomnieniu się zanurzyć, a w razie potrzeby - utopić. Powinien robić teraz miliony innych, zdecydowanie bardziej interesujących i pasujących do jego wieku rzeczy, niż siedzenie samemu przy cudownie ocalałbym chłopaku, tragicznie zmarłego przyjaciela. Co w jego życiu poszło nie tak, że skończył w takim miejscu?

Kolejne połączenie. Tym razem to Kihyun we własnej osobie postanowił się z nim skontaktować. Napisał nawet kilka wiadomości, z prośbami o zdradzenie swojej lokalizacji, ale Minhyuk wcale nie chciał go widzieć. To był kolejny z tych momentów, w których musiał przystanąć, by zdecydować, w którym kierunku powinien się udać. Czasami czuł się jak piłka odbijana od ścian, lecąca tam, gdzie ktoś ją kopnie. Nie miał nawet najmniejszego wpływu na to, co działo się w jego życiu.

-H...Hyung? - Usłyszał cichy głos, który momentalnie ścisnął jego serce.

Wszystkie ostrzeżenia, którymi uraczył go Chae zaczęły ponownie żyć, a Minhyuk bał się ruszyć choćby o milimetr, by nie znalazły one swojego tragicznego odzwierciedlenia w jego rzeczywistości. Nie potrzebował kolejnego pokładu poczucia winy, które zdecydowanie na dobre wgniotłoby go w podłogę.

Changkyun jednak wcale nie wyglądał na szczególnie poruszonego.

-Tak to ja - szepnął, podchodząc do łóżka. Widok chłopaka, który jeszcze nie tak dawno wręcz emanował swoją energią i drapieżnością, w takim stanie pobudzało wyobraźnie Minhyuka. Tak samo jak śmierć Jooheona, przedstawiało pewną smutną prawdę o życiu. Zdecydowanie żadne z nich nie należało do sprawiedliwych.

Something twice #KIHYUKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz