Zatrzymałaś się w miejscu.
- Y/n? - spytała Jinoo.
- Zaraz do was przyjdę, dajcie mi chwilę - dziewczyny odeszły.
Chłopcy w tym samym czasie do ciebie podeszli, po czym wyciągnęli telefony i pokazali artykuł dispatch.
- Co to jest? - spytali jednocześnie, po czym spojrzeli na siebie wrogo.
- A ty po co chcesz to wiedzieć?! - wściekł się nieopanowany.
- Mam to samo pytanie do ciebie.
- Jestem jej menadżerem i nie tyl- przerwałaś mu.
- Wystarczy, mam dość tłumaczenia tego kolejny raz. In-yeop ma to odkręcić do jutra.
- I nawet znasz jego imię - znów powiedzieli w tym samym czasie.
- Dość! O co wam chodzi do cholery?! - zdenerwowałaś się i znów zaczęły migać światła.
- Nie rozumiesz? - usłyszałaś głos zza twoich pleców. - Oboje cię pragną, chcą cię tylko dla siebie - chłopak stanął przed tobą.
- Co ty znowu pierdolisz? - zdenerwowana odeszłaś.
- Y/ - przerwał gdy oboje zmierzyli go wzrokiem.
-Y/n! Zaczekaj! - pobiegli za tobą.
Zdenerwowana weszłaś do sali, a ci wbiegli za tobą.
- Dziewczyny dajcie nam chwilę - powiedział nieopanowany.
- Nie! Nie ma nawet takiej opcji, jutro mamy występ. Musimy ćwiczyć bez Y/n nie możemy!
- Dzięki - uśmiechnęłaś się do Ri-jin.
- Teraz wynocha! - wygoniła ich Lia.
- Y/n! Leki! - krzyknął wychodząc.
- Co on mamrotał? - spytałaś.
- Coś gadał o jakiś lekach.
- Cholera... Właśnie leki! - wybiegłaś z sali, ale chłopaków już nie było. - Cholera!
- Nie denerwuj się tak, złość piękności szkodzi.
- Znów on - pomyślałaś. - Daj mi spokój, gdzie oni poszli?
- To mam ci dać spokój czy - przerwałaś mu.
- Mów do cholery gdzie poszli! - wściekłaś się.
- Twój menadżer prowadził go na dach. Był strasznie zdenerwowany.
- Cholera... - od razu się zerwałaś i pobiegłaś. Biegłaś ile sił w nogach, nigdy tak nie biegłaś. Gdy wbiegłaś na dach zobaczyłaś leżącego Nieopanowanego jak popycha Felix'a na ścianę. - Ya! - wydarłaś się. - Zostaw go! - podeszłaś do nich.
- Y/n proszę cię nie wtrącaj się - błagał blondyn.
- Z tym mogę się z nim zgodzić, nie chcę zrobić ci krzywdy.
- I tak robisz mi krzywdę krzywdząc jego.
- Jesteście jakoś powiązani?
- A żebyś wiedział - otarł krew z wargi.
- Felix... nie pogarszaj sytuacji..
- Jestem szczery - wzruszył ramionami.
- Słuchaj Y/n i nie pogarszaj swojej sytuacji, bo serio możesz tego nie przeżyć.
- Groź mi dalej to wtedy Y/n naprawdę cię znienawidzi.
- Nie bądź tego taki pewien, bo jak na razie to nienawidzi ciebie - spojrzeli na ciebie.
- To n- przerwał ci.
- Dokończymy później, Y/n musi wziąć leki.
- Ja jej je dam.
- To jest mój obowiązek, nie wtrącaj się przynajmniej w to, bo wszystko psujesz.
Oboje zeszliście do studia w milczeniu.
- Oszalałeś?
- Dam ci leki i idę.
- Nie.
- Co? - usiadł na twoim krześle.
- Nigdzie nie idziesz, trzeba to patrzeć - zbliżyłaś sie do niego.
- Nie, Y/n teraz jesteś najważniejsza ty. Musisz dostać leki.
- Daj mi je.
- Nie stawiasz się? - pokiwałaś głową, a chłopak podał ci leki. - To prawda?
- Co?
- To co mówił - przerwałaś mu.
- Czasem cię kocham, a czasem nienawidzę. Ale wiesz w czym tkwi problem? - spojrzał na ciebie. - Nie potrafię cię nienawidzić.
- Czyli mnie kochasz? To było jakieś wyznanie miłości? - uśmiechnął się.
- Nie głupku! To przenośnia! Tyle przeżyłeś powinieneś już to wiedzieć - zaczęliście się śmiać. - Daj opatrzę ci to.
- Nie trzeba - przeczesał palcami twoje włosy.
- Nie ma opcji, że tak to zostawię - wyciągnęłaś apteczkę.
- Jak zwykle uparta - uśmiechnął się. - Brakowało mi tego - poczułaś ciepło w sercu.
- Ale nie takim kosztem - opatrzyłaś mu ranę.
- Wiesz, że i tak to opatrzenie nic nie da?
- No przecież wiem, ale bynajmniej nie masz już ust we krwi.
- Czyli teraz mogę coś zrobić?
- Co?
- To - przybliżył się do ciebie i wasze usta się spotkały w pocałunku.
CZYTASZ
He is my salvation || Felix and Me
FanfictionTwoja psychika podupada na zdrowiu, a jedynym twoim zbawieniem jest Lee Felix, który uwolni cię od tej całej brutalnej rzeczywistości.