Rozdział 214

1.4K 65 6
                                    

Draco był zmęczony. Czarny Pan wezwał go osiem godzin temu i te osiem godzin
spędził na wysłuchiwaniu przechwałek Śmierciożerców. Węża Morda chyba czasami robił się samotny, skoro spraszał ich wszystkich bez konkretnego powodu, a i tak mamrotał pod nosem, że bez Snape’a nie ma z kim rozsądnie porozmawiać. Cóż -trzeba było nie doprowadzać go do takiego stanu. W tej chwili miał chęć znaleźć Ginny i przytulić się do jej ciepłego (zmarzł, jak cholera) i przyjemnie pachnącego (miał pecha siedzieć obok Greybacka) ciała. Było już dobrze po ciszy nocnej i zdziwił się widząc Granger, Weasley’a i Pottera na jednym z korytarzy prowadzących do jego komnat Prefekta Naczelnego, gdzie czekała na niego rudowłosa boginka. Libido czy ciekawość? Ciekawość czy libido? Prosta odpowiedź - ciekawość. Ginny i jego chęci mogą jeszcze trochę poczekać, a rzadko widywało się Świętą Trójcę tak wściekłą. Potter i Weasley dosłownie emanowali gniewem, a Granger wydawała się być smutna, choć z nią nigdy nie było wiadomo - potrafiła wyglądać, jak osoba na granicy załamania psychicznego, a chwilę później dawała komuś w twarz i wyrzucała z siebie inwektywy (które, ze względu na delikatne uczucia dzieci, nie zostały nigdy podane do druku). Nic dziwnego, że pociągała Snape’a - oboje równie nieprzewidywalni. Nie. On był bardziej przewidywalny-zawsze balansował na granicy zły/wściekły/uciekaj-albo-giń. Poszedł za nimi i, zadowolony, zauważył, że nie przymknęli drzwi od jednej z sal i nie rzucili zaklęcia wyciszającego. Dziewczyna musiała być mocno poruszona, inaczej na pewno by o tym nie zapomniała. Potter i Weasley i tak by się tym nie kłopotali, bez względu na stan psychiczny.

- Możecie się do mnie w końcu odezwać?! Zachowujecie się jak dzieci!

- Myślisz, że skoro puszczasz się ze starszym gościem, to od razu jesteś dojrzalsza?!

Szczęka Dracona z głośnym stukotem uderzyła o ziemię do wtóru okrzyku oburzenia Hermiony. Ronald Weasley miał niewyparzoną gębę, ale teraz przeszedł sam siebie.

Ślizgon zastanowił się przez chwilę, co brat Ginny zrobiłby wiedząc, co takiego
wyczyniała w pokoju Prefekta Naczelnego. Nic dobrego, to było pewne. Swoją drogą
modlił się, by ta rozmowa nigdy nie dotarła do uszu Snape’a, bo Wybraniec musiałby się obejść bez swojego najlepszego przyjaciela. Zastanowił się też dlaczego to zawsze
Granger jest tą gorszą. Widział wielokrotnie skłóconą Świętą Trójcę, ale prawie zawsze
to ona była przez nich odrzucana z byle powodu. Najbardziej spektakularne było ich
rozejście w trzeciej klasie z powodu miotły i jakiegoś szczura, ale przez lata było wiele
innych takich incydentów. Nie potrafili jej odpowiednio docenić i nawet w takiej chwili uznali, że ich życzenia są ważniejsze od jej szczęścia. Poczuł się nagle zobligowany do wstawienia się za Granger. Snape starał się mu doradzić w sprawie Ginny i nawet
dwukrotnie z nią rozmawiał (z jego strony to było wielkie poświęcenie), a Hermiona
również wspierała dziewczynę w chwilach słabości. Nie tylko wiele im zawdzięczał, ale też lubił Gryfonkę - jako jedna z niewielu akceptowała go bez zastrzeżeń i zachęcała do rozmowy w chwilach, w których miała do tego siłę.

- Nie masz prawa mówić takich rzeczy, Ronaldzie! Ja przynajmniej poczekałam z tym, dopóki nie przestaliśmy być parą!

- To i tak jest zdrada! On jest Ślizgonem! Śmierciożercą! Starym dziadem, który jest w wieku rodziców Harry’ego! Do tego obrzydliwym, jak nie wiem co!

- To nie twoja sprawa!

- Owszem, moja! Kto wie co mu mówisz?!

- RON! NIGDY BYM WAS NIE ZDRADZIŁA W TEN SPOSÓB!

- Ale to ci nie przeszkadza kurwić się ze Snape’em!!!

Akurat ten moment wybrał Draco, by wejść. Hermiona była blada i łzy płynęły jej po
policzkach, przyciskała dłoń do ust. Wyglądała, jakby ktoś właśnie umarł. Harry patrzył na nią ze złośliwą satysfakcją, a Ron wręcz się gotował i prawie widać było, jak para uchodzi mu uszami.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz