Rozdział 230

1.3K 51 2
                                    

Sally zawsze czuła się onieśmielona w towarzystwie swoich kuzynek, choć Andromedę lubiła z nich wszystkich najbardziej. Kiedy nie wspominało się o mugolach, była sympatyczna i wesoła. Bella była stuknięta od dziecka, a Narcyza tak zafascynowana sobą i Lucjuszem, że nie było sensu z nią rozmawiać. Mark klepnął ją w ramię i uśmiechnął się bezczelnie – on nie bał się niczego.

– Nie rób takiej miny. Podamy jej herbatkę i może spadać gdzie chce. – Zachichotał i
zwrócił się do starszej czarownicy. – Mogę nawet odwieźć cię do Teda, jeśli chcesz.
Chłopak na pewno czuje się nocami samotny.

Była przyzwyczajona do złośliwych komentarzy swojego męża, ale nigdy nie widziała, by Andromeda się rumieniła. I, prawdę mówiąc, to nie tylko ją wydało, ale też dzięki temu Sal od razu poczuła się pewniej.

– Wchodź, moja droga. Chcesz się czegoś napić?

– Nie. Sieć Fiuu?

– Nie mamy. Mogę się z tobą aportować, jeśli chcesz. Gdzie masz różdżkę?

– Zabrana.

– Ktoś cię napadł?

– Nie miałby szans. Ktoś, komu ufałam mi ją zabrał. Przestań dociekać i aportujmy się w
tej chwili!

No, tak. Przyzwyczajona do wydawania rozkazów i oczekująca ich natychmiastowego spełnienia. Jej spotkanie z Tedem musiało być wesołe. Ted był spokojny, ale niesamowicie uparty i przekorny, choć wcale na to nie wyglądał. Westchnęła i pokręciła głową.

– Jak chcesz, ale daj mi chwilkę. Muszę się przygotować. Nigdy nie byłam w tym
najlepsza, a nie chcę nas rozszczepić.

Podała jej rękę i czekała, aż dumna kuzynka ją przyjmie. Kiedy to zrobiła, Sally
zamknęła oczy i skupiła się. Po chwili znalazły się przed dworem Blacków. Starsza kobieta szybko zabrała swoją dłoń i odruchowo wytarła ją w suknię. Spojrzała na Sally ponuro i wyrzuciła z siebie:

– Dziękuję.

Po czym obróciła się na pięcie i szybko odeszła zostawiając zszokowaną kuzynkę
stojącą na środku ulicy. Co się działo pomiędzy tą dwójką?

Andromeda siedziała przy stole i jadła śniadanie, a jednocześnie zastanawiała się
dlaczego ten chleb jakoś niezbyt jej smakuje, a herbata nie jest taka, jaką by chciała.

– Mamo, czy mogłabym sama zaparzyć herbaty? Ta mi nieco nie smakuje.
Drucylla Black spojrzała na nią zszokowana.

– Andromedo! – krzyknęła z oburzeniem. – To praca dla służby, nie dla młodej damy!

– Ale kiedy…

– Nie! Czy odebrałaś już swoją różdżkę od tego miłego chłopca?

– Mamo, ten „miły chłopiec” zostawił mnie w samym środku lasu bez różdżki, tuż obok
dzikiego niedźwiedzia.

Musiała być spokojna. Gdyby wybuchła, to zostałaby ukarana. Nie znosiła tego. Nie
znosiła, choć wcześniej jej to nie przeszkadzało. Jej matka machnęła ręką lekceważąco.

– Dobrze zrobił. Musi zobaczyć, czy do niego wrócisz. I wrócisz. To świetna partia.

– Ja go nie kocham.

– I co? Ja twojego ojca też nie. Znajdziesz sobie kochanka, ale najważniejsza jest
partia. W sumie tylko on jest teraz dostępny… Chociaż brat drogiego Rudolphusa jest wolny. Bella nie kocha swojego męża, ale jest posłuszna i wszystko jest w porządku, prawda, moja droga?

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz