Powinien być zadowolony z życia. Naprawdę powinien. No, bo pomyślcie. Leżał sobie
na wygodnym łóżku, opływał w bogactwa i kobiety za nim szalały. Był przystojny, z
wojny wyszedł bez żadnej poważnej rany. Potężny dwór należał do niego, jego
nazwisko zostało owiane sławą i dostał osiem różnych propozycji pracy – w tym jedno na stanowisko samego Ministra Magii. Każdy inny na jego miejscu byłby wniebowzięty. A tymczasem on wpatrując się w durną kartkę papieru starał się nie zgrzytać zębami z powodu pewnej blond idiotki. Prawdę mówiąc to nie była do końca jej wina, ale Draco Malfoy nie lubił posłańców przynoszących złe wieści, choć w takiej chwili powinien chyba wyżywać się na sowie, która podejrzanie przypominała mu Rookwooda, a nie na Lunie, którą – gdy nie był na nią wściekły – uważał za jedną z najmilszych osób, jakie spotkał. Luna jednak miała jedną, poważną wadę. Zbyt często mówiła prawdę i nie wiedziała kiedy powinna się zamknąć. A tym razem naprawdę powinna. Po raz już setny
spojrzał na zdania, które powodowały, że jedynie obietnica dana Ginny powstrzymywała go od aportacji tu i teraz do Ameryki. A tak właściwie, to muszę Ci powiedzieć, że odwiedziłam ostatnio Ginny. Dobrze wygląda i prawie cały czas się rumieni. Alexander jest bardzo miły i dużo wie o… ale Ciebie pewnie to nie interesuje, choć nie mam kiedy porozmawiać z Ginny, bo odwiedza ją taki czarodziej z Corpus Christi. Nazywa się Max McAllister i jest bardzo przystojny (tylko nie mów o tym Augustusowi, chciałabym, żeby nie ścigali go za morderstwo lub okaleczenie). Więc nie mogę z nią porozmawiać, bo on zajmuje cały jej czas i tak właśnie z Alexandrem się zaprzyjaźniłam, choć „przyjaźń” to pewnie słowo, które by mu się nie spodobało.
Max! Jakiś cholerny Max! A ona się rumieni! I jakiś Max może ją odwiedzać, kiedy on,
Draco, nie może?! Dobra, uspokój się. Nie jesteś Gryfonem. Nie będziesz leciał prał
gęby jakiemuś cholernemu przystojniaczkowi tylko dlatego, że rozmawia z twoją dziewczyną dzień w dzień, a ona się rumieni, bo to nie jest żadna zbrodnia, nawet jeśli chciałbyś, by tak było. Należy wierzyć w Ginny i jej dobry gust. W końcu to Draco był w chwili obecnej najlepszą partią w czarodziejskim świecie, a z tym jakiś tam McAllister nie może się mierzyć. I nie było go tu, kiedy to Draco narażał swoje życie dla Ginny. To pewnie też weźmie pod uwagę. Tak. Na pewno. I on wcale nie wyśle listu do Rookwooda mówiącego o tym, że ten cały Max podobno uśmiechał się do Luny i głaskał ją po dłoni. Nie. Nie zrobi tego, nawet jeśli już przyczepiał list do nóżki sowy. Po prostu odwią… Ojej, jak przykro. Sowa wyleciała. To przypadek, naprawdę. Uciekła mu, walczyła o to, by ten list dostarczyć. A jeśli po drodze porwała przysmak dla sów i wydało jej się, że usłyszała, że ma lecieć najszybciej jak potrafi, to już nie jego wina. Sowy mają swoje fanaberie, prawda?Miał już zatrzeć dłonie z dzikim śmiechem, jak przystawało Złemu Charakterowi, gdy
pukanie do drzwi przerwało mu zakończenie sceny nakłaniania do morderstwa (a tym na
pewno było poinformowanie Augiego o czymś takim) w wielkim stylu. Gdy otworzył drzwi zdziwił się. Za nimi stała ostatnia osoba, której się spodziewał i to w stanie, którego nie rozumiał.- Mogę wejść? – Ton głosu grobowy, spojrzenie rzucane spod ciężkich brwi jeszcze bardziej ponure.
- Em… Jasne, właź. Coś się stało? Ostatnim razem widziałem cię w tym stanie po tym,
jak Pansy ci powiedziała, że przypominasz…- Nie przypominaj mi, Malfoy, bo szybko tego pożałujesz.
Dość powiedzieć, że Millie miewała lepsze dni, a on wiedział, że kiedy miała zły humor
lepiej było jej nie denerwować. Jej szata była brudna, rękawy postrzępione, włosy w
nieładzie, a oczy zaczerwienione.- Coś mocniejszego do picia?
- Nie. Daj mi herbaty, ciastko i najlepiej zabierz mi różdżkę.
- Aż tak źle?
CZYTASZ
Szach Mat! cz. 2 by mroczna88
FanficKontynuacja Szach Mat! czyli hgss bez cukru by mroczna88