Rozdział 259

1.3K 54 7
                                    

Minerwa siedziała za swoim biurkiem i z coraz większą irytacją czytała eseje uczniów, które powinna była sprawdzić przez te dwa tygodnie wolnego czasu. Potrafiła zrozumieć to, że uczniowie zajmują się wszystkim, tylko nie tym, co trzeba – taki przywilej wieku. Jednak dotychczas wypracowania dzieciaków miały jakiś sens, a to co przed nią leżało nawet nie stało koło słowa „sens”.

– Żeby zmienić żabę w pinezkę trzeba rzucić zaklęcie, którego się uczyliśmy i wtedy
żaba zmienia się w pinezkę, z powodu zaklęcia, które rzuciliśmy – przeczytała na głos i westchnęła ciężko. Zaczynała rozumieć mamrotanie Severusa o tym, że chętnie zmusiłby półgłówków do wypicia tych eliksirów, o których tak beztrosko się wyrażali. Wielu ludzi uznawało, że Mistrz Eliksirów ma cierpliwość równie wielką, co pyłek kurzu, ale Minerwa wiedziała, że to on prawdopodobnie jest najbardziej cierpliwą osobą w tym zamku. Z jego temperamentem i brakiem tolerancji dla pomyłek, beztroski, głupoty oraz lenistwa musiał trzymać nerwy mocno na wodzy, bo inaczej już dawno wymordowałby trzy czwarte szkoły. Severus…

Zerknęła na zdjęcie, które stało w ramce na jej biurku. Stała na nim z Severusem, który rzucał jej oburzone spojrzenia, podczas gdy ona zakładała mu na głowę Tiarę
Przydziału. Pamiętała dobrze ten dzień. To było pięć lat po tym, jak zaczął uczyć i tego
roku Ślizgoni po raz pierwszy wygrali Puchar Domów. Oczywiście tak mocno zalatywało
od niego samozadowoleniem, że aż dziw, że nie wyrosły mu pawie piórka. Wpadła więc
na genialny sposób na to, żeby trochę ostudzić jego zapał i płomienne przemowy na temat wyższości pełnego wspaniałych i silnych uczniów Slytherinu o d nic nie wartych obiboków z Gryffindoru. Poznała go przez te lata i była pewna jednego – nie był
Ślizgonem z prawdziwego zdarzenia. Owszem, przez kilka lat swojego życia pewnie dorównał samemu Salazarowi, ale zmienił się. Dlatego też namówiła go do nałożenia Tiary, tak w ramach zakładu. A Severus nigdy nie wycofywał się z zakładu, w którym mógł wygrać miesiąc wolnego od nadzorowania uczniów w Hogsmeade. Uśmiechnęła się złośliwie na wspomnienie jego miny, gdy Tiara uznała, że jest równie idiotycznie odważny, pełen brawury i przekonania o swojej racji, jak każdy inny Gryfon. Wpadł w taką wściekłość, że jedynie interwencja Albusa uratowała Tiarę. I perspektywa Azkabanu, bo zamierzał użyć wyjątkowo paskudnej czarnoksięskiej klątwy. Zachichotała, po czym zrobiło jej się smutno. Ręka wciąż ją lekko paliła od uderzenia. Nie powinna tego robić. Wiedziała jaki ma paskudny jęzor i w chwili, w której odwróciła jego uwagę od swoich problemów i wywołała w nim dziką zazdrość o Hermionę, spodziewała się, że to będzie obosieczny miecz. Znał jej słabe punkty tak samo, jak ona znała jego. I oboje tego ranka użyli ich przeciwko sobie. Oboje byli temu winni, chociaż znając tego skretyniałego nietoperza, to pewnie teraz obwinia o to wyłącznie siebie wspominając te wszystkie chwile, gdy ona była wobec niego miła. Miała lekkie wyrzuty sumienia, bo na samym początku była wobec niego tak samo nieufna, jak wszyscy. No, wszyscy poza Filiusem i Albusem. Jednak ona, w przeciwieństwie do reszty Zakonu,
potrafiła nad tym przeskoczyć. Ufała Dyrektorowi, więc skoro on ufał Snape’owi, to jakie ona ma prawo podważać jego decyzje? Ktoś musiał dać przykład. Przekonała się do niego dopiero po śmierci Potterów, jak na ironię. Przez cały ten czas była pewna, że to jego sposób odegrania się na Jamesie i Syriuszu, ale chłopak był wyraźnie przybity tym, co się stało w noc „śmierci” Voldemorta. Przez pewien czas myślała, że pewnie szkoda mu jego dawnego pana, ale Hal szybko wyprowadził ją z błędu. Później, gdy on był już w stanie na nią spojrzeć i odpyskować (co niesamowicie ją u niego bawiło, gdy był uczniem), a ona przestała być wobec niego podejrzliwa, szybko się zaprzyjaźnili. Może
była to taka psio-kocia przyjaźń, ale zawsze jakaś. Przez wiele lat był osobą, do której
mogła się udać, gdy miała jakieś naprawdę wielkie problemy i wielokrotnie sama
posłużyła mu za powierniczkę. Była prawdopodobnie jedyną osobą, która wiedziała, co działo się w jego domu, gdy był dzieckiem. Pewnego wieczora po prostu jej to opowiedział. Nie po to, by go żałowała, ale zrozumiała, dlaczego stał się taki, jaki się stał. Wtedy po raz pierwszy dotarła do niej myśl, że być może jest zbyt łagodna dla
swoich Gryfonów. To, co robili James, Syriusz, Remus i Peter wydawało się jej być
zwykłą zabawą, typową dla dzieciaków w tym wieku. Kiedy jednak dodała do tego
niezbyt szczęśliwy dom chłopaka, to wychodziło na to, że pośrednio przyczyniła się do tego, że przez wiele lat żył w piekle tylko po to, by później wejść w jeszcze dalszy krąg piekielny. Od tego czasu stała się bardziej wymagająca. Ich przyjaźń przeszła najtrudniejszy egzamin, gdy do Hogwartu przybył Harry. Przez pierwszy rok praktycznie nie odzywali się do siebie bez wszczynania kłótni. On twierdził, że była zbyt miękka, a ona zarzucała mu uprzedzenia. I oboje na swój sposób mieli rację.Jej ponure przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Przez chwilę miała nadzieję, że to może być Severus, ale zaraz jej przeszło. Po pierwsze – on nigdy nie pukał, tylko wpadał do środka jak burza. Po drugie – nigdy nie był w jej gabinecie, twierdząc, że zbyt wiele czasu spędził w nim jako uczeń.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz