Rozdział 276

1.5K 60 3
                                    

Siedział w swojej sypialni na krześle, plecami do drzwi i wpatrywał się w prezent
świąteczny od Hala. Ostatni dzień. No, dla Severusa to był dwudziesty już „ostatni
dzień”. Swój własny pierwszy przeżywał wyjątkowo – nie mógł się doczekać, kiedy
wysiądzie z pociągu w Londynie. Wtedy wdał się w pierwszą poważną walkę z Potterami (już zaręczonymi), Blackiem i Pettigrew. Lupin, jeśli dobrze pamiętał, był dzień po jakiejś wyjątkowo ciężkiej pełni i nie nadawał się do niczego, poza pilnowaniem bagaży. Do dziś z satysfakcją wspominał szok na ich twarzach, gdy użył Niewybaczalnych. Z kolei wrzaski Blacka, gdy trafił go Cruciatus, były muzyką dla jego uszu i przez najbliższe kilka miesięcy kołysanką do snu. Fakt faktem, żeby po tym pokazie wydostać się z Kings Cross potrzebował pomocy Rookwooda, ale było to warte wszystkiego. Wspominając to teraz, uśmiechnął się lekko. To dopiero były czasy. Następne „ostatnie dni” również należały do szczęśliwych – nie mógł doczekać się chwili, w której stado półgłówków zniknie za horyzontem i był pierwszym, który storpedował pomysł Dumbledore’a dotyczący szkółki letniej jakieś siedem lat temu. Jednak dzisiejszy ostatni dzień był inny. Z jednej strony prawie skakał z radości, że w końcu nie będzie musiał dzień w dzień obserwować gęb Pottera i Weasleya, a z
drugiej… Właśnie. Nie był pewien. Szkoda mu będzie towarzystwa Dracona, zwłaszcza, że chłopak na sto procent zdecydował się na Salem i już przesłał tam swoje dokumenty. Ale Hermiona to była zupełnie inna bajka. Nie wiedział, czy cieszy się z tego, że nie będzie dręczyła go dłużej swoją obecnością, czy też jest mu smutno z tego samego powodu. Nie zdążył zastanowić się nad tym dokładniej, bo drzwi otworzyły się z hukiem i nim sięgnął po różdżkę, był już tulony przez kogoś, kto miał złociste włosy – ich szopa praktycznie wbijała się w jego nos, więc niczego innego nie widział. Przez chwilę oblał go zimny pot na myśl o tym, że to ta kretynka Delacour, ale potem przypomniał sobie, że ona nie ma wstępu do jego komnat, co pozostawiało wyłącznie jedną osobę. Na samą myśl o tym jęknął.

– Alexandrze, to się robi monotonne – syknął i użył całej swojej siły na odłączenie
starożytnego maga od siebie, bo ten przykleił się chyba na stałe. Mężczyzna spojrzał na niego z ustami zwiniętymi w dzióbek, że niby czuje się urażony.

– No, wiesz ty co! Nie widzieliśmy się tyle czasu, a ty mnie tak traktujesz! Wiesz jak się stęskniłem za tobą? – Przestał wyginać się w pozie przedstawiającej jego urazę i,
niestety, dojrzał co Severus ma w ręce. - O, co tam masz?

Nim zdążył zareagować, Alexander wyrwał mu album i gwizdnął z podziwem.

– Nieźle. Ostatnio coś takiego widziałem z trzysta, czy czterysta lat temu. Unikat i idę o
zakład, że w tej chwili jest to całkowicie sprzeczne z prawem. Ta cała Friedrich, czy jak się tam nazywa, dałaby się pokroić żeby choć na to zerknąć. – Spojrzał na niego
błękitnymi oczami i uśmiechnął lekko. Ilekroć Severus na niego patrzył, szlag go trafiał. Skubaniec był aż zbyt idealny. – Ty i Harpia chyba jeszcze niejeden raz mnie zadziwicie. Wzruszył ramionami i wyrwał album z rąk God’a.

– Nie masz ochoty iść i sprawdzić jak jest na dnie jeziora? – warknął, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie chce o tym rozmawiać.

– Nie. Nie lubię, jak jest mi zimno i mokro. No i wasza kałamarnica chyba mnie nie
polubi, jeśli będę próbował ją zjeść. Mam słabość do owoców morza.

– Otrułbyś się. A, nie. Wróć. Proszę bardzo, idź ją zjeść. Na pewno jest przepyszna.

Tamten jedynie pokręcił głową i rozejrzał się po pokoju. Nie było tego wiele, ale ten wydawał się rejestrować każdą zmianę. Kiedy w końcu skończył oględziny uniósł brew i uśmiechnął się paskudnie, nic nie mówiąc. Ten sam trik Severus stosował wobec uczniów i zawsze ich to wytrącało z równowagi. W wykonaniu Alexandra było to szalenie wkurzające.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz