Siedział w swojej sypialni na krześle, plecami do drzwi i wpatrywał się w prezent
świąteczny od Hala. Ostatni dzień. No, dla Severusa to był dwudziesty już „ostatni
dzień”. Swój własny pierwszy przeżywał wyjątkowo – nie mógł się doczekać, kiedy
wysiądzie z pociągu w Londynie. Wtedy wdał się w pierwszą poważną walkę z Potterami (już zaręczonymi), Blackiem i Pettigrew. Lupin, jeśli dobrze pamiętał, był dzień po jakiejś wyjątkowo ciężkiej pełni i nie nadawał się do niczego, poza pilnowaniem bagaży. Do dziś z satysfakcją wspominał szok na ich twarzach, gdy użył Niewybaczalnych. Z kolei wrzaski Blacka, gdy trafił go Cruciatus, były muzyką dla jego uszu i przez najbliższe kilka miesięcy kołysanką do snu. Fakt faktem, żeby po tym pokazie wydostać się z Kings Cross potrzebował pomocy Rookwooda, ale było to warte wszystkiego. Wspominając to teraz, uśmiechnął się lekko. To dopiero były czasy. Następne „ostatnie dni” również należały do szczęśliwych – nie mógł doczekać się chwili, w której stado półgłówków zniknie za horyzontem i był pierwszym, który storpedował pomysł Dumbledore’a dotyczący szkółki letniej jakieś siedem lat temu. Jednak dzisiejszy ostatni dzień był inny. Z jednej strony prawie skakał z radości, że w końcu nie będzie musiał dzień w dzień obserwować gęb Pottera i Weasleya, a z
drugiej… Właśnie. Nie był pewien. Szkoda mu będzie towarzystwa Dracona, zwłaszcza, że chłopak na sto procent zdecydował się na Salem i już przesłał tam swoje dokumenty. Ale Hermiona to była zupełnie inna bajka. Nie wiedział, czy cieszy się z tego, że nie będzie dręczyła go dłużej swoją obecnością, czy też jest mu smutno z tego samego powodu. Nie zdążył zastanowić się nad tym dokładniej, bo drzwi otworzyły się z hukiem i nim sięgnął po różdżkę, był już tulony przez kogoś, kto miał złociste włosy – ich szopa praktycznie wbijała się w jego nos, więc niczego innego nie widział. Przez chwilę oblał go zimny pot na myśl o tym, że to ta kretynka Delacour, ale potem przypomniał sobie, że ona nie ma wstępu do jego komnat, co pozostawiało wyłącznie jedną osobę. Na samą myśl o tym jęknął.– Alexandrze, to się robi monotonne – syknął i użył całej swojej siły na odłączenie
starożytnego maga od siebie, bo ten przykleił się chyba na stałe. Mężczyzna spojrzał na niego z ustami zwiniętymi w dzióbek, że niby czuje się urażony.– No, wiesz ty co! Nie widzieliśmy się tyle czasu, a ty mnie tak traktujesz! Wiesz jak się stęskniłem za tobą? – Przestał wyginać się w pozie przedstawiającej jego urazę i,
niestety, dojrzał co Severus ma w ręce. - O, co tam masz?Nim zdążył zareagować, Alexander wyrwał mu album i gwizdnął z podziwem.
– Nieźle. Ostatnio coś takiego widziałem z trzysta, czy czterysta lat temu. Unikat i idę o
zakład, że w tej chwili jest to całkowicie sprzeczne z prawem. Ta cała Friedrich, czy jak się tam nazywa, dałaby się pokroić żeby choć na to zerknąć. – Spojrzał na niego
błękitnymi oczami i uśmiechnął lekko. Ilekroć Severus na niego patrzył, szlag go trafiał. Skubaniec był aż zbyt idealny. – Ty i Harpia chyba jeszcze niejeden raz mnie zadziwicie. Wzruszył ramionami i wyrwał album z rąk God’a.– Nie masz ochoty iść i sprawdzić jak jest na dnie jeziora? – warknął, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie chce o tym rozmawiać.
– Nie. Nie lubię, jak jest mi zimno i mokro. No i wasza kałamarnica chyba mnie nie
polubi, jeśli będę próbował ją zjeść. Mam słabość do owoców morza.– Otrułbyś się. A, nie. Wróć. Proszę bardzo, idź ją zjeść. Na pewno jest przepyszna.
Tamten jedynie pokręcił głową i rozejrzał się po pokoju. Nie było tego wiele, ale ten wydawał się rejestrować każdą zmianę. Kiedy w końcu skończył oględziny uniósł brew i uśmiechnął się paskudnie, nic nie mówiąc. Ten sam trik Severus stosował wobec uczniów i zawsze ich to wytrącało z równowagi. W wykonaniu Alexandra było to szalenie wkurzające.
![](https://img.wattpad.com/cover/313846445-288-k526149.jpg)
CZYTASZ
Szach Mat! cz. 2 by mroczna88
FanfictionKontynuacja Szach Mat! czyli hgss bez cukru by mroczna88