Harry przeciągnął się i podrapał po głowie. Nie sądził, że jest w stanie spędzić kilka
godzin w Bibliotece, a jednak od czterech godzin właśnie tutaj był. Mało tego – kończył
właśnie pisać drugi esej z Eliksiru i, ku jego zdziwieniu, wciąż posiadał mózg i był w
stanie wydusić z siebie więcej, niż dwa słowa („chcę spać”).– Ten dupek powinien iść utopić się w jakimś kociołku – wymamrotał, czując, że jeszcze chwila i wybuchnie. Ron skinął głową wydając z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, a Hermiona jedynie zacisnęła usta. Praktycznie to ona napisała im te prace i wiedział, że ich narzekania wcale jej nie pomagają.
– Nie, żebym narzekał, nie? Trochę czasu w Bibliotece może być… eee…
– Nie wysilaj się, Potter.
– Zamknij się, Malfoy. To, że sam napisałeś bez czyjejkolwiek pomocy, to nie powód
żeby się chwalić.– To jest idealny powód do tego, żeby się chwalić. Nie ma nic przyjemniejszego, od
patrzenia na dwóch półgłówków, którzy razem nawet jednej głowy nie stworzą. Ja, to co innego. Geniusz.– I na pewno masz to w genach.
– Czego nie można powiedzieć o tobie, Potter.
– O, przepraszam. Moja mama była świetna w Eliksirach.
– Tylko dlatego, że ściągała od Snape’a. A nawet jeśli miała jakiś talent, to na pewno nie odziedziczyłeś tego po niej.
Harry miał ochotę mu powiedzieć, że może nie odziedziczył talentu w Eliksirach, ale on
przynajmniej może nosić krótki rękawek. Co byłoby bezczelnością, biorąc pod uwagę,
że niecały tydzień wcześniej rodzice Dracona zostali obdarzeni Pocałunkiem. Chłopak wydawał się tym nie przejmować, ale za każdym razem, gdy ktoś przypadkiem poruszał ten temat, wychodził z danego pomieszczenia. Przez całe dwa tygodnie mieszkał w odbudowanej Norze (pani Weasley przeszła samą siebie) i tak naprawdę tylko i wyłącznie obecność Ginny dawała mu w tym czasie ukojenie. I chyba dlatego tak rzadko rozmawiał z kim innym. W Norze Harry był pozostawiony sam sobie – Ron całymi dniami pocieszał Hannę, Hermiona robiła wszystko co się dało, żeby nie myśleć, Ginny i Draco byli w swoim własnym świecie… A on siedział sam i przeglądał gazety. Swoją drogą, że wyjątkowo go to bawiło. Według Proroka stoczył śmiertelną walkę z Voldemortem i przy pomocy Anthony’ego pokonali go. Biedny Anthony był tak otoczony fanami, że wciąż siedział w Ameryce ze swoją dziewczyną, bo tylko tam czuł się bezpieczny. Stwierdził, że wróci za rok kończyć Hogwart, kiedy emocje w kraju trochę opadną. O ile przez całą wojnę Żongler był wiarygodnym źródłem informacji, to od chwili zniknięcia Luny pan Lovegood przestał publikować cokolwiek. Widzieli go tylko raz – był smutny. Tak smutny, że nie wymyślał żadnych nieistniejących stworów. Miał nadzieję, że Luna napisze do swojego ojca i go uspokoi nieco. Ksenofilius Lovegood, który siedział wpatrując się pustym wzrokiem w stół, był niepokojącym widokiem. Aczkolwiek Harry nie był pewien czy wiadomość o ślubie ukochanej jedynaczki ze Śmierciożercą, który był zaledwie trzy lata młodszy od niego samego, byłaby uspokajająca.– Moja mama nie ściągała. Gryfoni mają na to zbyt wiele honoru.
– Aha, więc pewnie sobie wyobraziłem, że połowa waszych prac została przepisana z
pracy Hermiony?– Masz bujną wyobraźnię.
– A pan, panie Potter, chyba niezbyt. Umie pan czytać?
Pani Pince stała nad nim i krzywiła się. Przez chwilę zastanowił się, czy Hogwarckich nauczycieli dopadła jakaś krzywica – każdy z nich miał kwaśną minę. Nawet Dumbledore nie wyglądał na zadowolonego. Za to McGonagall była niby cały czas taka sama, ale gdy nikt na nią nie patrzył zamyślała się i przez całą lekcję nawet nie rzuciła okiem na Rona. Jedna pani Hooch była radosna, ale ją trudno było zmartwić czymkolwiek.
CZYTASZ
Szach Mat! cz. 2 by mroczna88
FanfictionKontynuacja Szach Mat! czyli hgss bez cukru by mroczna88