Rozdział 257

1.2K 56 6
                                    

Severus czuł się źle. Miał sumienie, ale biorąc pod uwagę, co dotychczas było jego profesją, rzadko dopuszczał je do głosu. A jeśli już, to po to, by zmotywować się do dalszej walki. Po śmierci Voldemorta uspokoiło się ono nieco, dając jedynie znać
o sobie w postaci koszmarów. Teraz jednak zżerało go poczucie winy względem
Minerwy. Zachował się jak świnia. Każdy miał swoje granice i wiedział, że właśnie
przekroczył swoją. Dla osób postronnych był bezwzględny i nie martwił się tym, czy
swoimi słowami doprowadzi ich do samobójstwa czy też nie, ale dla tych, którzy byli mu bliscy starał się być miły. Oczywiście z naciskiem na słowo „starał się”. Wielokrotnie zachodził Minerwie za skórę i nierzadko oberwało mu się za to, ale to wszystko były docinki żartobliwe, nawet jeśli polane sporą ilością jadu. Tym razem jednak miał na celu skrzywdzenie jej. I udało mu się, z czego wcale nie był dumny. Patrząc na to, jak Potter próbuje łączyć akonit z jahulcem (wyjdzie mu błoto) przypomniał sobie swoje pierwsze spotkanie Zakonu i pierwszy dzień w Hogwarcie, jako nauczyciel.


Dumbledore przyszedł po niego równo o osiemnastej czterdzieści pięć, tak, jak
zapowiadał.

– Przeczytaj to.

Podał mu kartkę, na której znajomym pismem Dyrektora napisane było „Siedziba
Zakonu Feniksa znajduje się przy Grimmauld Place 12”. Skinął głową i spalił wiadomość. Zaklęcie Fideliusa, no tak.

– Zabraniam ci mówić o tym komukolwiek, kto nie jest członkiem Zakonu.

– Nie jestem głupi.

– Czyżby?

Wymownie spojrzał na jego lewą dłoń, gdzie rok wcześniej został wypalony Mroczny
Znak. Poczuł palący wstyd. Był głupi. Bardzo, bardzo głupi. Po chwili jednak
Dumbledore uśmiechnął się lekko.

– Nie martw się, drogi chłopcze. Masz drugą szansę.

– Ale nie zmienię przeszłości.

– Naucz się z tym żyć i odtąd krocz z głową podniesioną wysoko.

Młodszy czarodziej złapał swojego towarzysza za dłoń i po chwili stali przed drzwiami jakiegoś domu. Starszy mężczyzna otworzył je, wszedł do środka i ruszył w kierunku pomieszczenia, z którego dobiegały różne głosy. Severus czuł się dość niepewnie. Każda osoba znajdująca się w tym domu na pewno na jego widok wyciągnie różdżkę. Ale ich miny na wieść o tym, że jest po ich stronie mogą być bezcenne. Lekki uśmieszek pojawił się na jego ustach i z taką oto miną (powszechnie uważaną za sadystyczną) wszedł do kuchni, gdzie od razu zapadła cisza. Pierwszy, jak zwykle, zareagował Black. Wyciągnął różdżkę i wrzasnął:

– Albusie, uważaj! Snape stoi za tobą!

Zgodnym ruchem cała reszta wyciągnęła różdżki, a Potter posunął się do puszczenia  klątwy w jego kierunku, której bez problemu uniknął.
– Kiepskiego masz cela, Potter. Aż dziw, że jeszcze żyjesz.
To wywołało jeszcze głośniejsze okrzyki, ale Dumbledore uciszył je podniesieniem ręki.
– Spokój! Severus Snape odtąd jest członkiem Zakonu Feniksa.
– TO ŚMIERCIOŻERCA! CO ON TU ROBI?! – zgodnie ryknęli Potter i Black. Pettigrew
wyglądał dość… nerwowo, a jego różdżka drgała. Lupin stał obok nich i przyglądał mu
się ponuro, ale Severus unikał kontaktu wzrokowego. Nie powinien odgrywać się na jego rodzinie. W końcu nie zrobili nic złego, poza posiadaniem idioty w swoim drzewie
genealogicznym. Oczywiście, jak to on, zamaskował strach, poczucie winy i niepewność tym, co zwykle – obelgami, złością i cholerną pewnością siebie. Rozsiadł się na najbliższym wolnym krześle i uśmiechnął paskudnie.

– No co wy nie powiecie? Serio? Patrzcie, nie wpadłbym na to. Możliwe, że wasz iloraz inteligencji nieco się podniósł przez ten rok. A może coś nie tak z waszymi uszami?
Dumbledore wyraźnie wam powiedział dlaczego tu jestem.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz