Rozdział 207

1.5K 61 2
                                    

Pani Pomfrey parsknęła.

- Z mężczyznami gorzej, niż z dziećmi, naprawdę. Jednego jedynego Hala lubiłam tutaj mieć. Nigdy nie narzekał, nigdy nie denerwował się. Za to zawsze się uśmiechał i żartował, często na granicy bezczelności, ale nigdy nie przeginał.

- Bo to urodzony kobieciarz. Przypuszczam, że nawet zaraz po urodzeniu flirtował z
pielęgniarkami, a jego magia objawiła się po raz pierwszy, gdy chciał zajrzeć koleżance
z piaskownicy pod spódnicę. Wracając jednak do panny Bulstrode- co z nią zrobisz?

- Nic. Będzie tu leżeć dokarmiana kroplówką,
aż sprawca łaskawie przywróci ją do życia.

- Można ją odwiedzać?

- To znaczy?

- Hermiona się z nią przyjaźni i, jeśli mnie wzrok nie myli, to ostatnio dzieje się coś
pomiędzy nią a Neville’em. Sądzę też, że Draco będzie chciał ją zobaczyć.

- Nie powinno być z tym problemów. A’propo Hermiony- kiedy Albus zamierza wysłać ją
na misję samobójczą?

Millie na te słowa omal nie zemdlała- nie, żeby w tej chwili było to możliwe, ale ta
czynność zawsze wydawała się jej wyjątkowo uroczą i kobiecą reakcją na sytuacje stresowe. I czymś, co nigdy jej się nie udało. Widocznie miała w sobie zbyt wiele testosteronu.

- Jutro, chociaż dzisiaj już dwa razy widziałam ją w tej okolicy. Będzie wesoło, bo Severus zapowiedział, że jeśli ktokolwiek będzie chciał go odwiedzić, to mam
powiedzieć takiemu idiocie, że to podróż w jedną stronę, a on oszczędzi Czarnemu
Panu trudu i sam takiego wykończy. Sądzę, że to przemowa całkowicie na użytek Hala,
który w tej okolicy był dzisiaj dwanaście razy- dość dużo zważywszy na to, że lekcje ma cztery piętra niżej, a komnatę w innej części zamku- ale sądzę, że odnosi się również do Hermiony.

- Nie. Ona jest na zupełnie innych prawach.

- Czyli udało jej się?

- Oczywiście. Widziałaś kiedyś, żeby coś jej się nie udało?A to jędza! Nic jej nie powiedziała! Z drugiej strony jak powiadomić Ślizgonkę, z którą powoli i niepewnie zawiązuje się przyjaźń, że udało się poderwać Opiekuna jej domu,
skoro nie do końca jest się pewnym jej milczenia? Gdyby przekazywała informacje
Śmieciożercom- a nie robi tego!- to czym innym jest zainteresowanie prawą ręką Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, a czym innym… eee… romans? Bo to chyba był romans, nie? A może nie i ona coś źle zrozumiała? Po omówieniu stanu dwojga Gryfonów obecnie znajdujących się w Skrzydle Szpitalnym, obietnicą wspólnej herbaty i ciasteczek McGonagall ruszyła do swoich obowiązków, a pani Pomfrey do swoich, więc w efekcie Millie została sama ze swoimi myślami. Przez pierwszą godzinę roztrząsała problem tego, kto mógł ją otruć. W czasie drugiej układała listę zakupów świątecznych dla swoich braci (lubili nietypowe rzeczy, więc musiała zacząć szukać prezentów na prawie rok przed Wigilią). Dopiero po tak długim czasie ze smutkiem zdała sobie sprawę, że przecież to planowanie jest bezcelowe- od prawie roku nie żyli, zabici przez Śmierciożerców za dezercję. Podczas trzeciej zaczęła jej dokuczać nuda. Przy czwartej wyłaby z nudów, gdyby mogła. W chwili, w której już myślała, że zaraz zwariuje usłyszała kroki i poczuła ulgę, gdy rozpoznała głos Neville’a.

- Hej…

-Hej. Cieszę się, że jesteś.

- McGonagall mi powiedziała co się z tobą stało. Ja… Przyszedłem dopiero teraz-przepraszam za to- bo po prostu… Musiałem trochę się uspokoić.Ale dlaczego? Przecież nic mi nie jest. No, dobra- jest, ale przecież z tego wyjdę!

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz