Rozdział 253

1.2K 55 0
                                    

Severus siedział zabarykadowany w swojej sypialni, ubrany w szaty, na bosaka i popijał
Ognistą, pół-leżąc na łóżku. Słowa Alexandra wciąż przebrzmiewały mu w głowie. „Twoje uczucie musiało być naprawdę silne i czyste, bo to właśnie ten ostatni składnik wpływa na siłę mikstury. Ktokolwiek był twoim wybrankiem, może się uważać za prawdziwego szczęściarza. Nigdzie nie znajdzie takiego skarbu. Powinnaś być z tego dumna, a nie się wstydzić. Takie uczucie zdarza się raz, może dwa razy na stulecie.” Był pewien, że Hermiona szybko otrząśnie się z tych wątpliwych uczuć, które do niego żywiła. Był święcie przekonany, że to szczeniackie zauroczenie. Tymczasem ostatnia osoba, którą o to posądzał, walnęła mu prosto z mostu wyjaśnieniem, że wręcz przeciwnie – to była pieprzona miłość. Taka w stylu Romea i Julii, Tristana i Izoldy i innych głupców, którzy przekładali przeklętą miłość nad rozum. Nie podobało mu się to
w najmniejszym stopniu.

Nie potrzebował jej. Nie chciał jej. Nie chciał widzieć tych spojrzeń: „co ona z nim robi?”,
„czy on naprawdę sądzi, że może ją utrzymać przy sobie?”, „on na nią nie zasługuje”. Nie chciał ich widzieć, bo wiedział, że to prawda. Przyszedłby moment, w którym zostawiłaby go dla jakiegoś młodego, przystojnego kretyna i wtedy wszyscy zobaczyliby, jaki jest żałosny i śmialiby się z niego, że w ogóle się łudził. Ledwie po niecałym miesiącu sypiania z nią, nie był w stanie zasnąć na łóżku. Nie mógł spokojnie siedzieć w salonie, bo sam widok fotela, który zdążył przypisać jej, skrajnie go irytował. Już teraz zajmowała zbyt wiele miejsca w jego życiu. Gdyby się zgodził na kontynuowanie tego…

Westchnął i przełknął więcej Ognistej. Byłby skończony. Nie powinien w ogóle się na to zgadzać. Wiedział, że Hermiona Granger nie jest typem dziewczyny, którą po prostu się posuwa. Ona była typem pokochaj-uwielbiaj-ożeń się. A on nie mógł jej tego dać. Nie potrafił. A może nie chciał? Cokolwiek to było – nie powinien w ogóle tego zaczynać. Czy ta jedna noc, może kilka więcej, były warte spokoju jego duszy, który miał do tamtej chwili?

Chciał ją od siebie odsunąć. Powiedzieć jej coś, co by ją od niego odrzuciło.
Nie musiał nic mówić.To go chyba najbardziej w tym wszystkim bolało. Że nie walczyła. Że nie chciała mu wmówić, że razem będą w stanie coś stworzyć. Że nie tylko przyjęła jego decyzję ze spokojem, ale – jakby nie patrzeć – to ona go zostawiła. Dużo czasu zajęło mu zrozumienie, że miała rację. Zawiódł ją. Zostawił samą w chwili, gdy powinien jej pilnować. To był jego zakichany obowiązek. A już na pewno nie powinien atakować jej jak to zrobił w zaimprowizowanym Skrzydle Szpitalnym. Wiedział, że wtedy wciąż była w nim adrenalina, wciąż reagował instynktownie i jej wściekły wzrok oraz uniesiona ręka spowodowały, że poczuł się zagrożony. To jednak nie było wytłumaczenie. Zawsze szczycił się tym, że ma żelazną wolę, że nie daje się ponieść emocjom, że potrafi utrzymać nad sobą kontrolę. Oczywiście musiał stracić panowanie nad sobą w najmniej odpowiedniej do tego chwili. Parsknął, gdy przypomniał sobie swoją coroczną mowę do swoich Ślizgonów. Uniósł kieliszek, jak do toastu, i głosem przepełnionym patosem zaczął mówić:

– Mężczyzna jest odpowiedzialny za swoją kobietę. Ma ją kochać, wielbić, dawać
poczucie bezpieczeństwa, bronić i dbać o nią. Nie ma prawa jej zdradzać, zarówno w
czynach, jak i w myślach. Pomimo tego powinna czuć swobodę, możliwość działania na własną rękę i podejmowania własnych decyzji. Mężczyzna nie ma prawa decydować o jej życiu. Może doradzać, nakłaniać ale nie powinien uciekać się do siły i szantażu. Jeśli podniesie rękę na swoją kobietę, to tę rękę powinien wsadzić w palący ogień, by wypalić swoją winę. Nigdy nie zadawajcie się z Gryfonkami, one tylko przysporzą wam kłopotów
i zszargają nerwy. Amen. Wypił jednym haustem zawartość kieliszka i parsknął. Zawalił na prawie całej linii. Nie
był odpowiedzialny. Nie kochał jej, nie dawał poczucia bezpieczeństwa, nie bronił i nie
dbał o nią w chwili, gdy najbardziej go potrzebowała. Mało tego – rzucał w nią trupami, powodując bezpośrednie zagrożenie i w efekcie to przez niego jej twarz miała być zdeformowana do końca życie i mogła zginąć. Ciężko walczyło się ze złamaną kostką –wiedział to z doświadczenia. Nie dał jej swobody i nie pozwalał podjąć decyzji – zrobił to za nią, choć trzeba było przyznać, że się z nim zgodziła, co wcale nie polepszyło mu humoru. Zdecydował za nią, choć nie powinien. I podniósł na nią rękę. Spojrzał na swoją dłoń, którą przyciskał ją do ściany i zadrżał na wspomnienie impulsu, który go wtedy przeszył. Lekki ruch, niewielki wysiłek i jej kark by pęknął. Tak bardzo chciał to zrobić… Był tak bliski zabicia jej, że aż go to przerażało. Chwała Merlinowi, że Voldemort nie żyje i nie musi już spuszczać na wolność bestii, która się w nim gnieździła. No i zaprzeczył sam sobie – związał się z Gryfonką, do tego młodszą o prawie dwadzieścia lat. Brawa dla niego. Od początku powinien wiedzieć, co z tego wyjdzie. Masakra, ot co. Sięgnął po zaczarowaną czekoladkę, jedną z niewielu, które zostały mu z prezentu świątecznego
od Albusa i przyjrzał jej się. Niestety, umysł – durny narząd, komu do czego potrzebny?! – przypomniał mu ostatnią chwilę, w której trzymał w palcach taką czekoladkę. I jak
znikała ona między wargami… Stop. Z zaciętą miną wsunął ją w usta i zaczął gryźć uparcie, zakładając ręce na piersi. Nie będzie zachowywał się jak… jak… nie
przymierzając, Weasley. Zmuszał się do tego, by nie patrzeć w kierunku prezentu
świątecznego od Hala. Nie weźmie go do ręki. Nie otworzy. Nie spojrzy. Jest silny. Jest szczęśliwy. Jest samotny i właśnie taki stan rzeczy mu się podoba. Gdy tylko ją zobaczył przed szkolną bramą, od razu miał w planach upić się, żeby choć raz zasnąć we własnym łóżku i przekonać samego siebie, że ona nie ma z tym nic wspólnego. Przecież był wolny. Po raz pierwszy w życiu naprawdę wolny… Niestety, świat nie dał mu się cieszyć tą wolnością zbyt długo, bo drzwi otworzyły się i stanął w nich rozpromieniony Alexander. Severus jęknął z rozpaczą. – Czego chcesz?

– Właśnie zaproponowałem Ginewrze nauki. I zgadnij o co poprosiła…

Skinął głową. Dobrze. Rozmawiał o niej z Godem i udało mu się go przekonać, że
właśnie na taką uczennicę czekał. Jej prośba jednak zaskoczyła go, zwłaszcza, że nie był pewien, czy jest sens to posiadać. Pewne sprawy wciąż nie były rozwiązane.
Oczywiście nic za darmo i cenę, jak zwykle, zapłaci on.

– No, to teraz możemy cieszyć się sobą. Poproszę o striptiz, który wisisz mi za eliksir. I o namiętny pocałunek, który zapewnił pannie Weasley przyszłość. Dokładnie w takiej kolejności.

Westchnął, skrzywił się i z dwóch powodów pożałował picia Ognistej. Żałował, że nie
zdążył wypić więcej, żeby później nic z tego nie pamiętać, i żałował, że wypił w ogóle –
sama myśl o całowaniu Alexandra działała źle na jego żołądek. Drugi mężczyzna
machnął różdżką i w tle zaczęła lecieć muzyka, a on sam usiadł na brzegu łóżka i
łaskawym gestem zezwolił mu na rozpoczęcie. Skubaniec zbyt wiele czasu spędził w towarzystwie cesarzy i był przyzwyczajony do tego, że wypełnia się jego rozkazy bez mrugnięcia okiem.
Severus potrafił tańczyć. Potrafił się ruszać, gdy chciał. Jego matka często mu mówiła:

– Sposób w jaki tańczysz będzie dla ciebie bardzo ważny. Przyglądając się tobie kobiety będą oceniać twoją wartość. W ten sposób pokażesz, czy jesteś dobry w łóżku. Och,
przestań się rumienić! Staram się ułatwić ci trochę życie. Niestety, jesteś moim synem w każdym znaczeniu tego słowa, jedynie nos masz po ojcu, a i to nienajlepiej ci służy.
Musisz mieć jakieś dobre cechy, żeby znalazła się kobieta, która da mi wnuki. Przy twoim charakterku i uprzejmości należy zapomnieć o tym, że same do ciebie przyjdą. Musisz je zwabić. I ja cię tego nauczę. Taniec, czy to w pozycji pionowej, czy
horyzontalnej, niewiele się różni. Kobiety patrzą na to, jak czarodziej się rusza, czy
potrafi utrzymać rytm. Czy tańczy tylko i wyłącznie dla siebie, by pokazać jaki jest
wspaniały, czy też eksponuje swoją partnerkę, pokazując całe jej piękno? Czy potrafi ich poruszać zgodnie, harmonijnie, czy po prostu kręci się w takt muzyki? Ruch biodrami, subtelny, nie wulgarny, da znać, że jesteś uzdolnionym kochankiem. Delikatne stawianie stóp, choć energiczne ruchy wskażą na pewność siebie i czułość, którą potrafisz okazać. Pełne sprawowanie kontroli nad partnerką będzie interesowało kobiety, które właśnie tego poszukują, a ty ze swoją paranoją na punkcie utrzymywania kontroli w każdej sytuacji, będziesz w stanie im to dać. Cholera! Severus! Przestań zachowywać się, jakbyś nie wiedział czym jest seks! Masz dwanaście lat i wiem dobrze, że przeczytałeś wszystkie książki, jakie mam w kufrze. Z tymi o magicznym sposobie uprawiania seksu włącznie!

Zwykle odpowiadał jej, że to co innego o tym czytać, a co innego słyszeć z ust swojej
matki. Fakt faktem nauczyła go i to dobrze. Kobiety na widok jego tańca przystawały w
pół kroku, ale później wszystko niszczył swoim zachowaniem. Chyba powinien jednak słuchać Eileen Snape, gdy ta dawała mu lekcje dobrego wychowania i uwodzenia. Miała to przecież we krwi, została wychowana tak, by uwodzić czarodziejów i wżenić się w dobrą – czystej krwi – rodzinę. Z pełną premedytacją człapał przez korytarze. Ostatnim, czego mu było potrzeba były problemy z hormonalnymi uczennicami, które uznałyby, że porusza się jak jakiś wielki kot. Obrzydliwość. Wielki kot. Pfff! Też coś! Niestety, Alexander nie był głupi i widział zbyt wielu mężczyzn, by wiedzieć, co takiego Severus ukrywa. I jeśli miał spłacić dług, który zaciągnęła Hermiona, musiał dać niezłe przedstawienie. O, Hermiona. Właśnie. Ona była mu winna striptiz.
Z tą pocieszającą miną zaczął tańczyć.

______________________________________

Autorka: mroczna88

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz