Severus wiedział, że musi jakoś nad tym przeskoczyć. Poprzedniego dnia dał się
ponieść emocjom, obnażył się przed Hermioną w najbardziej intymny ze sposobów –zdjął swoją maskę i pozwolił, by zobaczyła, co się z nim dzieje. A ona to wykorzystała.Dlatego gdy usłyszał, jak ktoś się dobija do drzwi, postanowił, że bez względu na to, kto to jest, to go odeśle. Nie spodziewał się jednak tego. Otworzył drzwi, a tam stała ona –zapłakana, z obłąkaniem w oczach. I jego postanowienie poszło w cholerę, choć starał się opanować.– O co chodzi, panno Granger?
Nic go nie przygotowało na to, co się stało. Rzuciła się przed siebie i wtuliła w niego, po czym zaczęła płakać tak mocno, jak jeszcze nigdy. Nigdy nie widział jej w takim stanie i
to go trochę przerażało. Powinien ją wyrzucić, powinien odesłać z jakimś celnym i okrutnym komentarzem dotyczącym tego, co zrobiła wczorajszego dnia, ale przypomniał sobie chwilę, w której to ona trzymała go, gdy płakał. W chwili, w której potrzebował jej jak nikogo innego. Westchnął, zamknął drzwi, wzią ł ją na ręce i wszedł do salonu, gdzie usiadł w fotelu, przytulił ją do siebie i gładził uspokajająco włosy, pozwalając płakać. Co mogło się stać? Przecież miała iść dzisiaj z Longbottomem do jego rodziców, żeby ich
wyleczyć. I wtedy zrozumiał. O, Merlinie. Musiało się nie udać.Zacisnął usta – to w dużej mierze była jego wina. Gdyby nie podsłuchał tej
przepowiedni, gdyby nie poleciał z nią do Voldemorta… Frank i Alicja nie byliby w tym
stanie. Longbottom miałby rodziców. A Hermiona nie wydawałaby z siebie tych
dźwięków, które powodowały u niego kolejne uczucie, którego nie rozumiał i nigdy nie miał – jej płacz rozdzierał mu serce, którego przecież mieć nie powinien. Był szpiegiem doskonałym, panował nad sobą jak nikt inny, ale w tej chwili to było tak
wszechogarniające, że nie potrafił nad tym zapanować. Przycisnął ją mocniej do siebie i gdy odsunęła się lekko – cała zapuchnięta, zasmarkana i wciąż z tym obłędem w
oczach, który teraz rozpoznawał jako czystą i niczym nie zmąconą rozpacz, złagodził
rysy, by wiedziała, że jej nie wyrzuci.
Gdy pocałowała go – desperacko, jakby z całej siły szukała czegoś, co pozwoli jej to
przetrwać – nie protestował. Nie protestował, gdy zaczęła rozpinać jego szatę. Da jej to, czego potrzebuje. Wiedział, co się teraz dzieje z jej uczuciami i rozumiał, że robiła to, co dotychczas kojarzyło jej się z uczuciem, bezpieczeństwem i szczęściem. Dlatego całował ją, dotykał i kochał się z nią z taką samą pasją i desperacją, jakiej oczekiwała. Gdy zasnęła wtulona w jego nagą pierś, łzy dawno już zaschły na policzkach i tylko spazmatyczny oddech wskazywał na to, że jeszcze przed godziną świat zwalił się jej na głowę. Pocałował ją w ramię i wtulił twarz w jej włosy, by wdychać jej zapach ten ostatni raz. Gdy się obudzi, sytuacja będzie wybitnie niezręczna i lepiej, żeby już teraz przygotował jakiś sposób działania. Bo jak na razie improwizacja w jego wykonaniu kończyła się źle._____________________________________
Autorka: mroczna88
CZYTASZ
Szach Mat! cz. 2 by mroczna88
FanfictionKontynuacja Szach Mat! czyli hgss bez cukru by mroczna88