Rozdział 277

1.3K 56 0
                                    

Koniec Hogwartu. Hermiona uśmiechnęła się do siebie smutno. Będzie jej trochę
brakować szkoły, ale już cieszyła się na to, co będzie dalej. Chciała być Uzdrowicielem
– postanowiła to kilka dni temu i była tego pewna. Ron i Harry chcieli, by poszła z nimi,
ale nie chciała być Aurorką. Podczas bitwy ledwo dawała sobie radę, pomimo miesięcy szkoleń, za to nikomu tak naprawdę nie pomogła. Miała talent do Zaklęć i dobrze się znała na Eliksirach, co było podstawą do magomedycyny. Owszem, szkolenie trwało
trzy lata, ale była pewna, że jeśli odpowiednio się przyłoży do nauki, to skończy nieco szybciej. W końcu studium nie jest aż tak straszne, jak szkoła, gdzie musisz siedzieć w każdej z klas. Poprawiła włosy, które – jak zwykle – były zupełnie skołtunione. Zastanawiała się nad użyciem eliksiru Snape’a do włosów, ale doszła do wniosku, że chce, by te mury zapamiętały ją taką, jaką była zawsze. Poza tym ten słoik nie starczy jej do końca życia, a miała już nigdy nie spotkać tego konkretnego Mistrza Eliksirów. Może Ginny jej coś takiego zrobi…
Kiedy się pakowała, doszła do wniosku, że nawet ktoś taki jak ona, może popełniać
błędy. Kompletnie zapomniała o Felix Felicis, który dostała na urodziny. Pamiętała, jak
chowała miksturę w miejsce, w którym nikt tego nie znajdzie, ale w efekcie schowała ją
tak dobrze, że zapomniała o jej istnieniu. A mogło to uratować życie Cho, Susan,
Padmy… Czuła się nieco winna, ale nie była pewna, czy dałaby ten eliksir akurat im,
gdyby przyszło do walki. Było tam tylko osiem dawek, więc nie była pewna komu by je podarowała, ale wątpiła, czy akurat ci, którzy polegli, byliby na jej liście. Harry, Ron,
Ginny, Luna, Neville, Remus, Draco i ona sama (Severusa i Hala nie wliczała – byli zbyt nieźli w pojedynkach, żeby tego potrzebować w przeciwieństwie do innych). Gdyby miała więcej, to pewnie by rozdała, ale było tylko tyle, a nie ryzykowałaby życia
przyjaciół. Czy było to aż tak złe, że musiała czuć się… Mniejsza z tym. Nie chciała tego
roztrząsać, tak jak nie roztrząsała śmierci tamtego chłopca. Uznała, że tak się stało i w przyszłości powinna zwracać większą uwagę na szczegóły, ale to było tyle. Poczucie winy i pretensje do siebie pojawiały się jedynie wtedy, gdy zapadał zmrok, a ona leżała w łóżku. Sama ze swoimi myślami czuła się okropnie. Millie, po uspokojeniu jej ataku zazdrości, wbiła jej do głowy, że teraz powinna zająć się sobą, a nie roztrząsać przeszłość – i miała na myśli zarówno Mistrza Eliksirów, jak i wojnę.

– Najlepiej skieruj ten swój geniusz na moje problemy z Transmutacją – mruknęła. –
Przez twoje wybuchy pewnie nie zdam.
Gdy Draco wrócił z bliżej nieokreślonego miejsca, w którym się ukrywał znalazł je nad swoimi książkami i przysiadł się do wspólnej nauki. Przy okazji zerkał na nią co chwila i
w kącikach jego warg pojawiał się dziwny uśmieszek, który dzień później miała również Millie. Zupełnie, jakby żartowali sobie z niej za jej plecami. Nie znosiła tego, ale kiedy zarzuciła im, że to robią, to spojrzeli na nią niewinnie, że jak niby oni, skoro wczoraj dopiero się urodzili i nie wiedzą co to śmichy-chichy, więc dlaczego ona jest taka be i na nich krzyczy? Przeklęci Ślizgoni. Jeśli kiedykolwiek będzie szukała sobie męża, to na samo słowo „Slytherin” będzie dziękowała i mówiła do widzenia. Chwała bogom, że choć na kilka dni wróciła Ginny.

– Pewnie niedługo będę musiała wracać, ale macie mnie na kilka dni – mówiła właśnie,
jednocześnie gładząc dłoń Dracona. Chłopak na jej widok ucieszył się, jakby jej nie widział co najmniej z rok, co objawiało się skupionym tylko na niej wzrokiem (omal nie zostawił na stałe odcisku swojej twarzy w drzwiach Wielkiej Sali) i gnieceniem jej ręki przez ostatnią godzinę. Ruda nie zaprotestowała nawet słówkiem. – Alexander na razie zmusza mnie głównie do sprzątania, ale mam wrażenie, że coś za tym stoi, bo uważnie mi się przypatruje.

– Pewnie sprawdza, czy przypadkiem nie wyrzucasz czegoś co on uważa za cenne –
parsknęła. Przyjaciółka przytaknęła jej.

– Być może. Kazał mi ostatnio odłożyć na bok otwieracz do piwa. Rozumiecie,
starożytny mag, Alchemik etcetera, a na widok otwieracza do piwa prawie dostał orgazmu.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz