Rozdział 202

1.6K 68 7
                                    

W głosie Dracona brzmiało najczystsze oburzenie.

- Przecież to oczywiste, że ci pomogę! Czy ty mnie chcesz obrazić?!

- Nie. Po prostu mogę być… bardzo niemiły.

- Bardziej niż zwykle?

- Draco, każdy inaczej reaguje na ból. Jedni szukają pocieszenia i głaskania, inni
zachowują się jak wściekły hipogryf. Ja należę do tej drugiej grupy. Może nawet dojść do tego, że będę cię odganiał od siebie przemocą. Dlatego mówię ci to teraz- pomóż bez względu na to, co będę mówił, czy robił. Będę ci wyjątkowo wdzięczny.
Te słowa nie przyszły mu z łatwością.

Nienawidził przyznawać się do swoich słabości, ale nie był na tyle głupi, by ryzykować swoje życie i pozycję zaufanego Czarnego Pana z powodu dumy. Drgnął, gdy poczuł dłoń na ramieniu. Chłopak stał przed biurkiem i był wyjątkowo poważny.

- Masz moje słowo, że nie wezmę tego do
siebie i pomogę ci.

Skinął głową i wskazał dłonią drzwi.

- Możesz już iść. To wszystko. I jeśli to ci w czymś pomoże, to nie musisz iść na
Transmutację. Za dziesięć minut i tak się kończy.

- I chwała Merlinowi- Ślizgon uśmiechnął się paskudnie- Przyglądanie się Potterowi, jak
tysięczny raz próbuje zmusić widelec do stepowania, bez względu na to, ile razy Granger pokaże mu, jak należy robić to prawidłowo, robiło się dość nużące i
spowodowało lekką depresję.

- Depresję?

- W końcu to od jego umiejętności zależy czy zwyciężymy.

Dzięki temu komentarzowi Draco miał okazję ujrzeć coś, co widywał bardzo rzadko- jego ojciec chrzestny dosłownie zgiął się w pół ze śmiechu. Wciąż lekko się uśmiechał wchodząc na lekcję piątoklasistów z Gryffindoru i Slytherinu, czym spowodował niemałe zamieszanie- dwie Gryfonki z miejsca wybuchły płaczem, jednemu Ślizgonowi tak trzęsły się ręce, że upuścił sobie kociołek pełen wrzącej wody na stopę, a szkołę obiegła informacja, że profesor Snape jest w wyjątkowo sadystycznym nastroju, co on sam, jeden profesor, jeden Ślizgon i jedna Gryfonka z siódmej klasy przyjęl i z niemałym rozbawieniem. Kilka godzin później był już całkowicie spokojny.

- Chciał mnie pan widzieć, panie profesorze?- Ginny Weasley wydawała się być lekko podenerwowana.

- Tak. Przeczytałaś materiały, które ci dałem?

- Tak. Nie pamiętam jeszcze wszystkiego, ale…

- Sądzisz, że jesteś w stanie wykonać ten eliksir?- przerwał jej i obserwował, jak głęboko się zastanawia. Zapowiadało się naprawdę dobrze- typowy Gryfon od razu wyskoczyłby z zapewnieniem, że oczywiście, jest w stanie to zrobić tu i teraz. Dobry Mistrz Eliksirów nigdy nie twierdzi, że jest w stanie wykonać jakąś miksturę, jeśli wcześniej tego dokładnie nie przemyśli. Po kilku minutach skinęła głową.

- Tak. Sądzę, że byłabym w stanie go zrobić. Nie ma jednak takiej potrzeby, prawda?
Pan będzie mną kierował.

- Dlatego też postanowiłem z tobą porozmawiać. W ciągu kilku najbliższych dni, może nawet tygodni, nie będę mógł się tym zająć. Ty się tym zajmiesz.

- Ale…!

- Powiedziałaś, że jesteś w stanie to zrobić. Zmieniasz zdanie czy może tchórzysz?-jego ton był drwiący i prowokująco uniósł brew. Tym razem chciał wpłynąć na te cechy,
które czyniły z niej Gryfonkę, a których Weasleyowie mieli aż w nadmiarze. Po jej minie wiedział, że mu się udało- nawet Puchonami nie było tak łatwo sterować.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz