Hermiona weszła do sypialni Severusa i uśmiechnęła się, widząc, że leży w zupełnie
nieeleganckiej pozie i mamrocze coś pod nosem.– Musisz mówić głośniej, bo nie słyszę.
– Mówiłem do siebie. Musiałem porozmawiać z kimś inteligentnym.
Jego głos był całkowicie odpowiedni na pogrzeb albo obwieszczenie końca świata.
Najwyraźniej nie był zadowolony z tego, że już jutro miał byś koniec.– Widzę, że jesteś w wesołym nastroju. Uważaj, bo jeszcze trochę i mógłbyś zarazić swoją radością dementorów i zaczęliby produkować własne patronusy. A skoro mowa o patronusach… Co się stało z łanią?
– W końcu się jej pozbyłem.
– Nie podobała ci się?
Podniósł się na łokciach i prychnął z irytacją.– Od kiedy po raz pierwszy na lekcji Obrony w szóstej klasie przywołałem swojego
patronusa byłem wściekły. Ja i łania! Łania!– Widać było, że jest oburzony i uważa całą
tę sytuację za skandaliczną. Zdaniem Hermiony przesadzał. Przecież to nie tak, że miał… E… No, dobra. Co mogło być gorsze dla Snape’a od łani, która była symbolem
łagodności? - W dodatku byłem w tej samej klasie z Potterem, którego patronusem był jeleń! Możesz sobie wyobrazić jaki był tego efekt. Evans cały czas miała mi to za złe, bo jej patronusem był paw. Starała się powstrzymać. Naprawdę. Jednak kiedy pierwsze zduszone parsknięcie wyrwało się z jej ust i spojrzał na nią wściekle – nie mogła. Roześmiała się głośno i śmiała się tak długo, aż pociekły jej łzy. Biedny Severus! Łania i jeleń. Snape i James Potter! To musiało być zabawne! Kiedy się opanowała, na jego twarzy wyraźnie było widać zgorszenie.– Skończyłaś?
– Prawie. Nic nie mogłam na to poradzić. Jak długo ci z tego powodu dokuczali?
– Do samego końca. Lupinowi wciąż się zdarza od czasu do czasu.
– Twój nowy patronus bardziej ci się podoba?
– Jest znacznie gorszy, choć nie sądziłem, że to możliwe. Paskudny, a na łanię
przynajmniej miło było popatrzeć.– Cóż, zawsze możesz powiedzieć, że twój gust nie jest najlepszy. Mnie ten kotek się
podobał. A teraz koniec gadania. Mamy eliksir do przetestowania.– Jak rozumiem, robię za świnkę doświadczalną?
– Jeśli ci się nie podoba, to rzuć na mnie kilka Cruciatusów, a ja wypróbuję.
Spojrzał na nią tak, jakby właśnie się przyznała, że to ona jest wielką kałamarnicą.
– A sądzisz, że jest jakieś inne wyjście?
– Sądzę, że to co sądzę, przestało się liczyć. Co mam zrobić?
– Rozebrać się.
– Całkowicie?
– A jak można rozebrać się nie całkowicie?
– Obróć się. To Alexandrowi mam zrobić striptiz, nie tobie.
Uśmiechnęła się przekornie, ale zrobiła, jak prosił.
– Wiesz… Nie miałabym nic przeciwko temu.
– Wiem. Dlatego miałaś się obrócić. To nie jest przedstawienie.
– Nie? Szkoda.
– Już.
Stał nagi na posadzce, na środku swojego pokoju. Nie mogła się na niego napatrzeć –
jego ciało dosłownie emanowało siłą, mimo że było chude i całe w bliznach. Parsknęła śmiechem, a Severus spojrzał na nią ostro.
– Skończyłaś podziwiać?!
– Przepraszam, nie śmieję się z ciebie. Po prostu właśnie odkryłam, że mam fetysz.
– O, czyżby?
Wyraźnie był zainteresowany i obserwował ją, jak odkręcała słoik i zanurzyła dłoń w
brzoskwiniowym kremie.
– Mhm. Uwielbiam twoje blizny.
– Ciebie położna przy urodzeniu nie upuściła. Ona walnęła tobą o ścianę. Czyś ty
ogłupiała?!
– Nie. Nie mogę powiedzieć co mi się podoba? Dobra. Pogadamy o tym kiedy indziej.
Teraz się nie ruszaj. Muszę rozłożyć odpowiednią ilość maści na twoje ciało. Jeśli
przesadzę z dawką, to mogę doprowadzić do zniszczenia nerwów i będziesz
sparaliżowany. Gdy tylko maść się wchłonie minie dziesięć minut i zacznie się…
oczyszczanie. Będzie bolało. Bardzo. Powinno to potrwać z godzinę, a potem będziesz
się czuł jak nowonarodzony.
– Mam wrażenie, że pouczanie Mistrza Eliksirów na temat jakiegoś eliksiru sprawia ci
perwersyjną przyjemność.– Aż tak to widać?
Lekko uniósł kącik ust i dał jej znak ręką, by przestała gadać i wzięła się do roboty.
Zaczęła od ramion. Delikatnie przesuwała dłonie po wypukłościach i wgłębieniach blizn, rozkoszując się ciepłem jego skóry. Eliksir był nieco chłodny i od razu zaczynał się wchłaniać, gdy tylko przykładała go do ciała. Snape przymknął oczy i głęboko oddychał, a jego pierś unosiła się rytmicznie. Palcami nałożyła warstwę na ręce, nie omijając Mrocznego Znaku, tylko gładząc go, jak resztę jego ciała. Bez tego nie byłby tą samą osobą. Szerokie ramiona lekko drżały, gdy sunęła po nimi dłońmi. Pierś, boki, brzuch… Patrząc na ciemne włosy na rękach, nogach i pomiędzy nogami również jego pierś musiała kiedyś być naznaczona włosami, ale tam, gdzie są blizny włosy nie rosną. Trochę tego jej brakowało – od zawsze sądziła, że mężczyzna, który ma gładką pierś nie jest męski. Jednak blizny… Tak. To zdecydowanie był jej fetysz. Miała wielką ochotę sunąć ustami i językiem po miejscach, na które nakładała maść. Najwidoczniej jej dotyk działał również na niego, bo jego członek był twardy i drżał. Severus syknął, gdy poczuł na nim chłód kremu, ale po chwili mruknął z zadowolenia i sugestywnie wysunął biodra do przodu.– Później – szepnęła, jakby głośne
powiedzenie czegokolwiek miało zepsuć nastrój. – Później będzie na to czas…Skinął głową i gdy skończyła zajmować się nogami podniosła się z klęczek i dotknęła
szyi. Alexander radził, by szyję i głowę zostawić na sam koniec – nie mogły jako
pierwsze wchłonąć mikstury, bo mogłoby to spowodować szok dla reszty organizmu.
Uśmiechnęła się smutno, gdy posmarowała oparzelinę, którą – jak się dowiedziała –
spowodował jego własny ojciec. Przeniosła dłonie na twarz, którą nauczyła się kochać i
uważać za piękną. Och, nie był piękny dla reszty świata – jeszcze rok temu sama
uważała go za obrzydliwego. Za duży, garbaty nos, wąskie usta, ostre kości policzkowe, krzywe i pożółkłe zęby, grube brwi, ogólna bladość i chudość… Tylko oczy zawsze jej się podobały – mocno obramowane czarnymi rzęsami z tęczówkami tak ciemnymi, że nie wiedziała gdzie zaczyna się źrenica. Sunęła palcami po jego twarzy wpatrując się intensywnie w każde miejsce, którego dotykała. Tak, jak poradził God nałożyła resztę na włosy. „Nie próbuj robić tego bezpośrednio na skórę, jeśli ktoś nie jest łysy. Możesz wtedy pomylić dawkę, a pozbawić umysł czucia… Kaplica.”. Były tłuste, owszem, ale po całym dniu stania nad kociołkiem i bieganiu za uczniami (plus poranne treningi) nic dziwnego, że były w takim stanie. Gdy leżał w Skrzydle Szpitalnym były lśniące i zwisały w strąkach, ale były przyjemnie gładkie. Poza tym wiedziała, że jest bardzo czystym mężczyzną – przynajmniej dwa razy dziennie brał prysznic. Lubiła jego zapach. Podobało jej się w nim wszystko. Dlatego ze smutkiem zrobiła dwa kroki w tył.– Teraz czekamy. Dziesięć minut, a potem godzina.
– Mogłabyś wyjść? Wróć za godzinę, a najlepiej za kilka.
Nie chciał, by patrzyła na to, jak cierpi. Niechętnie skinęła głową.
– Pójdę zobaczyć, czy bliźniacy nie potrzebują pomocy. No i muszę dokładnie ich poinstruować, jak podłączyć M18A1 Claymore. Może mi to zająć więcej, niż godzinę. Może nawet kilka.
– Cokolwiek to jest. Idź. Dam radę.
– Powiem Zgredkowi, żeby miał cię na oku, dobrze?
– Jak sobie chcesz.
– Nie kłócisz się? – To było podejrzane. Zwykle w takiej chwili robił wielką aferę, że nie jest małym dzieckiem. Pokręcił głową.
– Jutro mogę umrzeć. Co za sens kłócić się o takie pierdoły? No, chyba, że bardzo
chcesz, to z rozkoszą…– Nie, nie. Jest ok., jak jest. Powodzenia.
– Bywało ze mną gorzej.
– To się dopiero okaże.
_____________________________________
Autorka: mroczna88
![](https://img.wattpad.com/cover/313846445-288-k526149.jpg)
CZYTASZ
Szach Mat! cz. 2 by mroczna88
FanficKontynuacja Szach Mat! czyli hgss bez cukru by mroczna88