Rozdział 273

1.1K 50 0
                                    

Twierdzenie, że Hermiona była wyjątkowo zestresowana, byłoby nieporozumieniem.
Czuła się wręcz chora z nerwów. Bolał ją brzuch, trzy razy biegała do toalety i w
międzyczasie przeszła się do pani Pomfrey, by ta dała jej coś na uspokojenie. Starsza
kobieta uśmiechnęła się ze zrozumieniem, widząc ją.

– Zastanawiałam się kiedy w końcu mnie odwiedzisz. Prawdę mówiąc byłam pewna, że zobaczymy się w trakcie egzaminów pisemnych. Co dzisiaj zdajecie?

– Eliksiry – mruknęła, bojąc się samego brzmienia tego słowa.

Chciała wypaść świetnie. Chciała zrobić wszystko tak, by potem nie musiała niczego się wstydzić. I, choć było to na końcu długiej listy „Rzeczy, przez które muszę zdać
egzamin”, nie chciała widzieć szyderstwa na twarzy Snape’a za każdym razem, gdy
dojrzy ją w tłumie. A był zdolny do tego, by wypominać jej to przez następne pół
miesiąca. Tylko pół miesiąca, bo później mieli się już nigdy nie zobaczyć, a przynajmniej Hermiona postanowiła, że zrobi wszystko tak, by nie widzieć nawet końca jego długaśnego nosa przez najbliższe stulecie. Może za te sto lat wyśle mu kartkę na Święta lub urodziny. I pośle swoje przyszłe dzieci do Beuxbatons, żeby nawet o nim nie słyszeć. Albo przeprowadzi się gdzieś. Nie do Ameryki, bo tam na pewno będą ludzie, którzy będą go wspominać. I, przede wszystkim, powinna wyrzucić go ze swoich myśli. Bo wcale o nim nie myśli. Nie. W ogóle. A już na pewno nie wspomina jakie to było uczucie trzymać małego Setha na rękach i wyobrażać sobie, że to jej dziecko. Jej i jego. Nie. Wcale nie była taka głupia. Tego typu marzenia były typowe dla dziewcząt w stylu Lavender i Parvati, ale nie dla niej. Hermiona nie chciała wyobrażać sobie przyszłości z kimś, z kim miała tej przyszłości nigdy nie mieć. Dlatego też gdy zawołano ją do Wielkiej Sali wyrzuciła go kompletnie ze swoich myśli. Jedynym co się teraz liczyło był egzamin.
Komisja siedziała przy stole nauczycielskim, ale stoły Domów zniknęły, za to pod
ścianami rzędami stały kociołki pełne bulgoczących wywarów. Wysoka, starsza kobieta podeszła do niej i przedstawiła się jako Mathilda Xander, Przewodnicząca Komisji Egzaminacyjnej. Jej tytuł wywołał w Hermionie lekkie uczucie rozbawienia. Ze skręconą kostką, bez żadnego wsparcia była w stanie stawić czoła Śmierciożercom, a boi się kobiety, która po prostu jest Przewodniczącą Komisji Egzaminacyjnej?

– Pani zadaniem, panno Granger, będzie rozpoznanie minimum dwunastu eliksirów
znajdujących się w tych kociołkach i oznaczenie, które z nich są lecznicze, które zalicza się do czarnej magii, które wpływają na umysł, które są pomocne, a które powodują wzrost. Ma pani na to pół godziny.

Dostała do ręki pergamin i pióro, po czym podeszła do pierwszego kociołka i
zachichotała. Veritaserum, którego miała serdecznie dosyć, bo zrobiła go więcej, niżby chciała. Prościzna. Eliksir wpływający na umysł. Drugi kociołek – eliksir na czkawkę,
leczniczy. Trzeci kociołek – Felix Felicis. Wpływający na umysł, pomocny. Znała prawie każdy eliksir – o niektórych czytała, niektóre robiła na lekcjach, inne na potrzeby Zakonu, a kilka z nich widziała, jak przyrządza Snape. Za każdym razem, gdy zgadła jej pewność siebie wzrastała. W ciągu pół godziny opisała prawie trzydzieści kociołków, bo niektóre mikstury sprawiały jej kłopot – przykładowo, gdyby nie wyczuła delikatnego zapachu jaśminu, to pomyliłaby Eliksir Wzrostu z Eliksirem Przywracającym Nerwy. Raz się pomyliła, ale na szczęście zrozumiała swój błąd i wykreśliła przy Smoczej Łapie „wpływające na umysł”. Nie było kategorii „mordercze”, więc zostawiła po prostu „czarna magia”. Kiedy oddała pani Xander pergamin, ta nie wydawała się być specjalnie poruszona i suchym głosem kazała jej uwarzyć trzy z wypisanych na pergaminie eliksirów.

– Ich trudność zaważy na tym, jaki dostanie pani wynik. Jeśli marzy się pani Wybitny nie
radzę wybierać eliksiru na czkawkę. Ma pani
półtorej godziny.

Od razu podwinęła rękawy i bez większych problemów, prawie bezmyślnie, uwarzyła
Veritaserum. Chwilę później zajęła się bazą do Amortencji, bo na cały eliksir nie
starczyłoby jej czasu. Zastanawiała się jednak nad trzecim eliksirem. Korciło ją, żeby zrobić Eliksir Rodwana, ale nie miała pod ręką żadnej dziewicy, no i wciąż nie wiedziała jak należy wlewać do kociołka krew, a nie miała w planach popełniania samobójstwa. Zdecydowała się więc na Wielosokowy. Zła była, bo również i do niego starczyło jej czasu jedynie na bazę. Przez cały czas komisja obserwowała jej wysiłki i Hermiona miała wrażenie, że ci ludzie jej nie lubią. Ich wzrok był chłodny, nieprzyjazny i tak intensywny, że z minuty na minutę
coraz bardziej się stresowała. Cóż, nie wszyscy stali się przyjaciółmi Harry’ego po tym, jak pokonał Voldemorta. W Ministerstwie wciąż byli ludzie, którzy oficjalnie nigdy nie przyłączyli się do Śmierciożerców, ale członkowie Zakonu Feniksa podejrzewali ich o przeróżne machinacje. Miała jedynie nadzieję, że jej status bohatera wojennego nie zaważy na ocenach. Sądząc z niezadowolonej miny Przewodniczącej, miała się czego obawiać i pewnie się nie uspokoi, dopóki nie dostanie wyników. Gdy wyszła w końcu z sali – zgrzana i spięta do granic możliwości, ku swojemu zdziwieniu wpadła prosto na Snape’a. Spojrzał na nią ponuro i jedynie uniósł brew – jego sposób na pytanie. Wzruszyła ramionami, wciąż czując się niepewnie.

– Nie wiem. Byli jacyś dziwni. Zrobiłam Veritaserum, bazy do Amortencji i
Wielosokowego, ale mam wrażenie, że to może mi nie pomóc.

Skinął głową. Nie wyglądał ani na zaskoczonego, ani na zadowolonego. Zupełnie, jakby… martwił się? Miał tę charakterystyczną zmarszczkę, która pojawiała się jedynie w chwilach zaniepokojenia.

– Być może. Nigdy o nich nie słyszałem, a w komisji zwykle znajdują się ludzie, którzy w
jakimś stopniu są autorytetem w danej dziedzinie. Kilku z nich jest zbyt młodych, bym ich pamiętał, a jednak tak nie jest. Podobno są z Durmstrangu.

– Faktycznie mieli dziwny akcent. Myśli pan, że przez to…

– A skąd ja mam wiedzieć? – Przerwał jej zirytowanym tonem, czyli witamy z powrotem w rzeczywistości. – Teraz pozostało ci jedynie czekać. Zmiataj na dwór, nim odejmę punkty.

- To po co pan tu stoi? – warknęła, czując złość. Miała wrażenie, że czeka na nią.
Czyżby się pomyliła? Prychnął.

– To nie twoja sprawa, Granger, ale jeśli już musisz wiedzieć, to czekam na Dracona.
Dwa punkty od Gryffindoru za agresywny ton. Idź.

Miała dziecinną ochotę pokazać mu język, ale uniosła wysoko głowę i ruszyła przed
siebie. Nie da się. Jeszcze tylko pół miesiąca. Piętnaście dni i będzie mogła o nim zapomnieć.

_______________________________________

Autorka: mroczna88

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz