Rozdział 252

1.2K 57 1
                                    

Wszyscy, którzy byli z Ginny w karocy, siedzieli teraz na błoniach i wygrzewali się w słońcu. Głowa Dracona leżała na jej kolanach, w podobnej pozycji znajdowali się Ron z Hanną. Millicenta, którą polubili i zaakceptowali przez te dwa tygodnie, opierała się o Neville’a. Harry siedział koło Hermiony i właśnie się z czegoś śmiali. W pewnym momencie Ron, który najwyraźniej trzymał to w sobie od dobrych kilku godzin, wypalił:

– Kim właściwie był ten picuś, który kleił się do Snape’a?! I jak on mógł tak mówić o
poległych?! I tak zwracać się do Dumbledore’a?! Dobra, ja wiem, że on czasem jest nie do zniesienia, ale… zwracać się do niego jak do dziecka?!
Hermiona zachichotała.

– Pamiętacie, jak powiedziałam wam, że na weekend jadę do Ameryki? Jechałam do niego. On jest Mistrzem Eliksirów, choć wyjątkowym i nie do końca.

– Wyjątkowym? I jak nie do końca? – Harry zmarszczył brwi. – Wiem, że zostać
Mistrzem jest ciężko, ale…

– Nie o to chodzi. Widzicie… Alexander God ma ponad trzy tysiące lat i jest
prawdopodobnie jedynym żyjącym starożytnym Alchemikiem.

Ron aż usiadł, podobnie Draco, który pierwszy zaczął pytać.

– ILE ma lat?!

– Ponad trzy tysiące. Sam nie chce się przyznać kiedy dokładnie się urodził, ale nawet Dumbledore tak sądzi. Więc rozumiecie już, dlaczego stupięćdziesięcioletni Dumbledore wydawał mu się dzieciakiem? No i dlaczego tak podchodzi do wojny. On naoglądał się
ich tysiące.

– Nieźle! Ale zaraz. Powiedziałaś, że on jest Mistrzem Eliksirów, a potem wyskoczyłaś z
Alchemią.

– Bo kiedyś to było jedno i to samo. Obecne Eliksiry to zabawa w porównaniu z tym,
czego uczył się w swojej pierwszej młodości.

– To jakim cudem wygląda na tak młodego?

– Kamień Filozoficzny. To on dał Flamelowi przepis. Ron w końcu odzyskał głos.

– Niby jak? Sądziłem, że Flamel sam to odkrył! Za to jest znany w książkach!

– Mhm, bo taka jest wersja oficjalna. Alexander nie chce się udzielać w życiu
publicznym. A Flamel wyciągnął od niego recepturę w sposób dość ciekawy.

– No, super. Ale czemu on tak się klei do Snape’a?
Ginny parsknęła i pokręciła głową.

– Jakbyś nie zauważył, to God preferuje mężczyzn. Najwidoczniej Snape jest w jego
typie. Poza tym, wydaje mi się, że…
Nie dokończyła, bo Ron, Harry i Neville wytrzeszczyli oczy i po chwili poczuła delikatny dotyk na ramieniu. Podniosła wzrok i spojrzała wprost na przedmiot ich rozmowy, który uśmiechał się lekko.

– Ginewra Weasley, prawda?

– Eeee… Tak, to ja.

– Chodź za mną. Harpio – zwrócił się do Hermiony, która patrzyła ponuro na wyciągającego różdżkę Dracona. – Postaraj się zapanować nad tym chłopcem. Jego
kobieta nie jest w moim typie, a szkoda by mi było przypadkiem trafić go jakimś
paskudnym zaklęciem. A znam ich naprawdę sporo.

Ruszyła za nim i po chwili zdziwiła się, widząc, że schodzą do lochów.

– Przepraszam, ale gdzie my idziemy?

– Zasada pierwsza: nie odzywasz się, gdy nie jesteś o to poproszona. Jasne?

– Ale…

– Zasada druga – wciął się jej w słowo tonem, którym jej mama zwracała się do
bliźniaków, gdy tłumaczyła im coś wyjątkowo trudnego. Czyli standardowa gadka jak do półgłówka. – Jeśli ustalam jakieś zasady, to kierujesz się nimi albo wypad. Radzę ci się trzymać tego, co mówię. – Stanął przed drzwiami do gabinetu Snape’a, otworzył je i wszedł do środka, nawet się na nią nie oglądając. Najwyraźniej miała pójść za nim. Przeszli przez następne drzwi do pokoju, który chyba miał być salonem Mistrza Eliksirów.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz