Rozdział 208

1.4K 57 4
                                    

Wiadomość o otruciu Millie dotarła do Hermiony, gdy ta siedziała z Harrym, Ronem i Neville’em w Pokoju Wspólnym ucząc się do poważnego sprawdzianu z Zaklęć- ona,
oczywiście, robiła wszystko z zamkniętymi oczami, ale ich przygotowanie było-delikatnie mówiąc- żałosne. Ginny, blada i roztrzęsiona wbiegła przez dziurę w portrecie i ciężko oddychając oparła się o fotel i wysapała:

- Bulstrode… otruta…

Hermiona nawet nie pamiętała jaka była jej pierwsza reakcja, co pomyślała, co zrobiła,
bo reakcja Neville’a była tym, co przykuło jej uwagę. Poderwał się na nogi, złapał rudą
za ramiona i zaczął nią potrząsać, jednocześnie używając tak agresywnego tonu, jakiego nigdy u niego nie słyszeli.

- CO powiedziałaś?!

- Bulstrode została otruta. Nie wiadomo przez kogo, ani co jej jest. Wiem tyle, że jest
kompletnie nieprzytomna. Draco i Zabini zanieśli ją do Skrzydła Szpitalnego jakiś czas temu.

Chłopak poszarzał, zahwiał się i usiadł ciężko na kanapie wpatrując się tępo przed
siebie.

- Stary, będzie dobrze! Uratują ją tak samo, jak mnie rok temu!

Ron patrzył na Neville’a jak na granat z wyciągniętą zawleczką. Nic dziwnego- od pierwszego roku w Hogwarcie, gdy dzielnie bronił wyjścia z wieży Gryffindoru, nigdy nie
widzieli go tak wściekłego. Hermiona usiadła obok, objęła go ramieniem i lekko
potrząsnęła.

- Neville, nie martw się. Pani Pomfrey dawała sobie radę ze znacznie gorszymi
przypadkami. Pójdziemy sprawdzić co z nią, dobrze?

Było już grubo popołudniu, a akurat w tym dniu Dumbledore powiedział jej, że nie musi robić na razie eliksirów, bo ma zapas. Gdy doszli do Skrzydła Szpitalnego jej przyjaciel
mógł spokojnie uchodzić za ducha. Posadziła go tuż przed wejściem i zaczęła spokojnie mówić.

- Neville, spójrz na mnie- gdy nie posłuchał dodała stanowczym, nauczonym od
Snape’a, tonem- Spójrz na mnie!
Podniósł powoli głowę, wciąż wyraźnie niezdecydowany czy powinien ziewać ogniem wściekłości na prawo i lewo, czy też przyłączyć się do Jęczącej Marty w jej ulubionym zajęciu.

- Pójdziesz tam teraz i zachowasz się jak prawdziwy Gryfon, rozumiesz? Postaraj się
wykrzesać z siebie choć trochę energii.
Wymamrotał coś, co przy dużej dozie samozaparcia, można by nazwać „postaram się” i wszedł, lekko się zataczając do środka. Ona tymczasem poszła wypytać panią Pomfrey, wróciła do wieży, powiadomiła Harry’ego i Rona o stanie dziewczyny, wysłuchała ich płomiennych przemów o lojalności i ruszaniu swoich (szczegół, że jeszcze dwie godziny wcześniej Ron swoim zwykłym, czarującym sposobem dał wyraźnie znać, że nie akceptuje Millie), wzięła ze swojego dormitorium najnowsze wydanie „Zielarstwa domowego i naukowego”, przećwiczyła wszystkie siedemdziesiąt trzy pozy (teraz, gdy Snape był unieruchomiony, musiała sama pracować nad swoim stylem walki) i gdy zaczęła iść z powrotem do Skrzydła Szpitalnego to po drodze minęła Neville’a, który wreszcie się zdecydował, jak ma się zachować. Nawet Ślizgoni schodzili mu z drogi i musiała im przyznać, że mieli się czego bać. Zwykle spokojny i nieco ciamajdowaty chłopak emanował gniewem i wyglądał, jakby miał zamiar zagryźć pierwszą osobę, która nawinie mu się pod rękę. To był dzień, który uczniowie Hogwartu mieli zapamiętać na długo- dzień, w którym ustępowali z drogi Neville’owi Longbottomowi. Chcąc-nie chcąc poczuła przypływ dumy i w znacznie lepszym nastroju ruszyła dalej. Millie wyglądała jakby spała. Jej ciemne włosy wciąż były splecione w gruby warkocz, usta w
lekkim- jakby nieśmiałym- uśmiechu… Wydawałoby się, że wystarczy nią potrząsnąć, żeby się obudziła (a Hermiona wiedziała, jak jej koleżanka wygląda śpiąc, bo nieraz budziła ją na Transmutacji, do której ta nie miała głowy). Przez chwilę zrobiło jej się smutno, ale wiedząc jaki eliksir został jej podany postanowiła się nie poddawać temu zbyt dobrze znanemu uczuciu. Gdy w końcu odeszła od jej łóżka poważnie zastanowiła się, czy nie wrócić do swojego dormitorium. Snape wrócił z… Igrzysk trzy dni temu i dopiero dzisiaj Dumbledore powiedział jej, że jutro będzie mogła go odwiedzić. Zacisnęła zęby przypominając sobie ich poranną rozmowę.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz