Ginny była w samym centrum bitwy, choć wcale nie chciała tam być i panika powoli
zaczęła wsączać się w jej duszę. Powinna być na tyłach! Z daleka od ludzi, którzy mogli
przyprowadzić ją do Toma! Draco walczył tuż obok niej, starając się zlikwidować
najbardziej niebezpiecznych przeciwników. Było to miłe z jego strony, ale była w stanie
dać sobie radę sama. Tak sądziła dopóki naprzeciw niej nie pojawili się jego rodzice.
Przez chwilę się zawahała, ale wznowiła atak wiedząc, że oni nie będą mieli oporów
przed zabiciem jej. Lucjusz Malfoy syknął:– O, nie. Nie zabijemy cię. Nasz Pan cię chce, a ty pójdziesz z nami.
Narcyza przytaknęła i spojrzała na nią z obrzydzeniem.
– Tacy zdrajcy krwi, jak ty powinni…
– Dosyć, matko. – Draco stanął obok niej i podniósł różdżkę na swoich rodziców. Jego
twarz była spokojna, a spojrzenie harde. – Poddajcie się, albo będę zmuszony z wami
walczyć. Powiedzieć, że byli zszokowani byłoby niedomówieniem. Niestety, tu wszystko zaczęło się źle dziać. Draco źle ustawił priorytety swoich rodziców. Jego ojciec rozbroił go i spetryfikował, nim chłopak zdążył choćby drgnąć palcem.– Wybacz, synu. Wytłumaczymy to jakoś Czarnemu Panu i będziesz znów w jego
łaskach.Ginny podjęła walkę i z jednym z nich może dałaby sobie radę, ale nie z dwójką. Byli
naprawdę nieźli – oboje ruszali się szybko i znali klątwy, których nie wiedziała jak
uniknąć. Turlała się po ziemi, skakała, uskakiwała, kucała, ale oni wciąż atakowali i
każdy następny atak był bardziej zmyślny. W końcu zaatakowali ją dwoma klątwami od
frontu i była pewna, że to wszystko i nie zauważyła trzeciego promienia, który uderzył ją w plecy. Różdżka wyleciała z jej palców i upadła tak daleko, że nie było szansy, by ją odzyskała – zwłaszcza, że na drodze do niej stali Malfoyowie. Narcyza machnęła różdżką w jej kierunku i liny ciasno oplotły się wokół jej ciała i po chwili była lewitowana. Zobaczyła Freda… nie, George’a… nie… mniejsza z tym. Któryś z bliźniaków zobaczył ją i wydał bliżej nieokreślony wrzask, który zosta ł podjęty przez wszystkich, którzy byli w zasięgu głosu. Próbował się do niej dostać, ale nie mógł rzucać zaklęć – bał się, że ją
skrzywdzi. A ona była przerażona. Co jej strzeliło do głowy, żeby pójść na bitwę?!
Wiedziała, że Tom znajdzie sposób na to, by ją dostać. On zawsze dostawał to, czego
chciał. Mignęła jej przed oczami wystarszona mina Hermiony, która jakoś dziwnie chodziła. Dalej była Luna, która walczyła tak szybko, że widać było jedynie jak jej blond włosy śmigają w różne strony. Co dziwne wyglądało to tak, jakby walczyła ramię w ramię z jakimś Śmierciożercą. Eee… To niemożliwe. Gdy została rzucona na ziemię i spojrzała w górę krew ścięła się w jej żyłach. Wężowa twarz wyrażała rozbawienie. Rozbawienie i radość. To nie wróżyło dobrze.– Ach… Ginny, jak miło cię widzieć ponownie.
– Nie mogę powiedzieć tego samego. Zmieniłeś się i to zdecydowanie nie na korzyść.
Voldemort roześmiał się i złapał ją za ramię, po czym poderwał do góry.
– Przydasz mi się. Wykorzystam to, a następnie wyrzucę cię jak zwykłego śmiecia.
– Trochę melodramatyczne, nie sądzisz?
Wiedziała, że w ten sposób kopała sobie głębszy grób, ale czy grób na jeden metr, czy
na sześć – co za różnica?– Czy wiesz, moja droga Ginny, dlaczego połączenie takie jak nasze jest
niebezpieczne?– Biorąc pod uwagę fakt oczywisty, czyli przywiązanie do maniaka z kompleksem
niższości?
CZYTASZ
Szach Mat! cz. 2 by mroczna88
FanfictionKontynuacja Szach Mat! czyli hgss bez cukru by mroczna88