Rozdział 285

1.3K 54 1
                                    

- Ale dlaczego rozwaliłeś cały dom?

- Nie cały, tylko jego większą część. No i uratowałem co ciekawsze meble, artefakty
magiczne, wiele ksiąg i mnóstwo kociołków, ale sam dom był w wyjątkowo złym guście.
Wszędzie makabryczne freski i zdobienia, w kilku pokojach ilość złota wręcz oślepiała, a
do tego portrety poprzednich właścicieli, przy których mamuśka Blacka to całkiem
przemiła osóbka. Oczywiście wszystko nie do usunięcia, więc jedynym wyjściem było
spalenie.

- A ta przybudówka ile ma miejsca?

- Dość sporo, choć na to nie wygląda. Przede wszystkim ma na górze osobny pokój
przeznaczony na bibliotekę. Hal przewrócił oczami.

- Idę o zakład, że Hermiona była wniebowzięta, jeśli to widziała.

- Widziała. I wyciągnięcie jej stamtąd graniczyło z cudem.

- A pokoi ile?

- Siedem. Pięć na pierwszym piętrze i dwa na parterze. Na dole mieści się też kuchnia,
łazienka i coś w rodzaju salonu. O, i jest jeszcze jedna łazienka na pię trze.

- Podziemia?
Severus uśmiechnął się paskudnie.

- Są, są. Będę miał tam laboratorium.

Nie dodał, że te podziemia było połączone tajnym przejściem z podziemiami Wielce
Szanownego itd., których nie spalił. Miał niejasne przeczucie, że w przyszłości będzie
potrzebował tych cel z wiszącymi łańcuchami - choćby po to, żeby zaprowadzić tam na rozmowę potencjalnych kawalerów swoich córek. Jeśli, rzecz jasna, może mieć dzieci. Rzucił na siebie kilka zaklęć sprawdzających, ale dały one dość niejasną odpowiedź. W jednej książce znalazł nawet całkiem pocieszające zdanie, które brzmiało: „Jeśli zaklęcie nie zadziałało oznacza to, że jest poważna przeszkoda magiczna, ale nie wyklucza ona płodności. W takim przypadku zaleca się próbowanie do skutku.". Nie, żeby narzekał. W razie gdyby Hermiona protestowała zawsze może pokazać jej odpowiedni akapit - tak w
ramach motywacji. A przeszkoda magiczna? Nawet wiedział, jaka - zostało na niego
rzuconych wiele zaklęć i większości z nich nawet już nie pamiętał. Czy też raczej nie chciał pamiętać, bo znał je aż za dobrze.

- Czyli nie tak źle.

- A spodziewałeś się czegoś gorszego?

- Prawdę mówiąc byłem pewien, że zostaniecie w zamku albo pójdziecie na Spinner's End.

- Wiesz dobrze, że nigdy nie planowałem zostawać tam na dłużej, niż godzinę czy dwie. Nienawidzę tego miejsca.

- Wiem, wiem. A zamek?

- Żeby szczeniaki dyskutowały o moim życiu prywatnym? Wielkie dzięki, ale nie. Mam w
kominku bezpośrednie połączenie do gabinetu Dumbledore'a, twojego, Minerwy i
swojego, a dodatkowo alarm. Będę wiedział czy ktoś dobija się do moich drzwi i w
każdej chwili będę mógł się tam znaleźć.

- Sprytne.

- W końcu ja to wymyśliłem.

- A kiedy zdążyłeś połączyć się z moim kominkiem?

- Wczoraj.

- Niby jak?

- Sybilla się zgodziła.

- I nic mi nie mówiła?

- Prawdę mówiąc prosiłem ją, żeby tego nie robiła. Miałem w planach poczekać, aż będziecie mieli... ciekawy wieczór i wejść ot tak w środku waszego randez vous.

- Jesteś okropny.

- Wiem.

- A czy to działa w drugą stronę?

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz