Rozdział 280

1.5K 54 0
                                    

Nie mogła w to uwierzyć! Tak po prostu stał tam sobie, uśmiechał się bezczelnie i
najwyraźniej czekał, aż do niego podejdzie! O, co to, to nie! Zacisnęła zęby i ruszyła
przed siebie na celu mając jak najszybsze dojście do bramki i wydostanie się z peronu 9 i ¾. Zapomniała jednak z kim ma do czynienia, bo kiedy przechodziła obok niego –starając się całą swoją postawą wyrazić jednocześnie obojętność i wściekłość (co
objawiało się łagodnym obliczem i wzburzonym krokiem) – ten cholerny Wolly złapał ją za ramię i przytrzymał!

– Puść mnie!

Jej pierwszy okrzyk ściągnął na nich uwagę najbliżej stojących osób, a drugi –
absolutnie każdej osoby, która znalazła się na tym peronie, co dało Hermionie pewne
pojęcie o tym dlaczego przeklęty Snape nie pojawił się we własnej postaci. Nie chciał
niszczyć swojego cennego image’u i choć miała wielką chęć zdemaskować go przed
wszystkimi uczniami, to powściągnęła tą niecną myśl. Mogła uderzać w jego ego,
charakter i wiele innych rzeczy, ale dobrze wiedziała czym skończyłoby się zniszczenie jego dopracowanego w najmniejszym calu image’u – absolutnym chaosem na
Eliksirach, co w konsekwencjach skończyłoby się pewnie czyimś poważnym
uszczerbkiem na zdrowiu. Z drugiej strony, gdyby zamordowała go tu i teraz, to nie
musiałaby się już martwić o to, czy reszta świata dowie się jaki z niego bałwan. Otworzył usta – najwyraźniej po to, żeby powiedzieć coś, co spowoduje, że po raz pierwszy w życiu Hermiona użyje jednego z Niewybaczalnych i to od razu tego, który strzelał ślicznym zielonym promieniem – ale wyrwała się mu i zaczęła mówić tak szybko i z takim jadem, że zadziwiła wszystkich tych, którzy dotąd nie mieli okazji poznać słodszej strony jej charakteru.

– Ty… ty… Jak śmiesz?! Po tym wszystkim tak po prostu sobie tu przychodzisz?! I co,
myślisz, że tak po prostu z tobą pójdę?! – Kiedy uśmiechnął się szerzej i uniósł brew w stylu: „No co ty nie powiesz?”, szlag ją trafił! I po raz pierwszy jej usta nie skonsultowały
się z mózgiem w sprawie tego, co ma zostać powiedziane. Przed oczami miała
czerwoną mgiełkę. Chyba nigdy nie była tak wściekła. No… Nie licząc momentów z
chichoczącą Gabrielle. – Ty…ty… ty wredny, złośliwy, ignorancki, nieczuły, ślizgoński,
tchórzliwy, agresywny, mściwy, nieznośny, oportunistyczny, faszystowski, rasistowski,
seksistowski, idiotyczny, pustogłowy, arogancki, paskudny, niemiły, bez jakiegokolwiek poczucia dobrego smaku, pełny przekonania o własnej wartości, szowinistyczny, tępy, obślizgły, dziecinny, rozkapryszony, głupi, impertynencki, przekorny, bez poczucia humoru, zjadliwy, odmóżdżony, stetryczały, paranoidalny, nie wart funta kłaków, oziębły, dwulicowy, kłamliwy, podstępny, egoistyczny impotencie!!!

Przerwała dopiero w momencie, w którym po całej tej wyliczance zabrakło jej tchu.
Oddychała ciężko, było jej gorąco i wiedziała, że jeśli on nie zareaguje w sposób odpowiedni, to jutro odbędzie się pogrzeb Mistrza Eliksirów. Przez całą jej tyradę
uśmiechał się w ten złośliwy sposób i tylko coraz wyżej unosił brew, najwyraźniej w pełni rozkoszując się jej wybuchem. Był nieznośny! Usta drgały mu i mogłaby przysiąc, że gdyby tak dobrze nad sobą nie panował (i nie wyczuwał zagrożenia) to teraz chichotałby w najlepsze! Wcale jej to nie polepszało humoru.

– I co cię tak śmieszy? – warknęła, nawet nie próbując ukryć swojej wściekłości. Oparła dłonie na biodrach i starała się ze wszystkich sił opanować, żeby nie trzasnąć go w gębę. – Zamierzasz tak stać i się śmiać przez cały dzień?!

W tym momencie Harry najwyraźniej zrozumiał wreszcie, co, kto i jak, bo krzyknął „Przecież to…!” ale Draco zatkał go zaklęciem, nim ten zdemaskował Severusa (i znowu myślała o nim, jak o Severusie… cholera…). Najwyraźniej złość w jej głosie
spowodowała, że przestało mu być zabawnie, bo nagle stał się śmiertelnie poważny.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz