Hermiona aż podskoczyła, gdy ryk śmiechu dotarł do jej uszu. Rozejrzała się nerwowo,
ale wychodziło na to, że śmiech dobiegał spod bramy, gdzie zebrali się Śmierciożercy. Spojrzała na Hala, który przełknął ślinę.– Szykuje się coś naprawdę paskudnego, skoro są tak zadowoleni.
Dziki śmiech trwał i trwał, a Hermiona z każdą sekundą była coraz bardziej
podenerwowana. Nie tylko ona. Bill trzymał Fleur blisko siebie i coraz mocniej przyciskał ją do siebie. Luna z kolei nerwowo szarpała za dziwny naszyjnik, którego nikt z nich nie widział od dobrego roku. Ciekawe jaka to okazja, że znowu go założyła?– Może po prostu ktoś opowiedział dowcip i dlatego się śmieją? – Fred próbował
zażartować, ale było widać po jego sztucznym uśmiechu, że sam nie wierzy w to, co mówi. Jakiś czas później wyraźnie usłyszeli otwieranie bramy. Hal skinął na Charlie’ego, który razem ze smokami schowany był w lesie, by był gotowy. Hermiona obserwowała odległość Śmierciożerców. Tak, jak przypuszczał Severus – wilkołaki puścili przodem. Kilku z nich już wpadło w zasadzki i starała się nie zwracać uwagi na okrzyki, które wydobywały się z pułapek. Odczekała, aż wilkołaki będą już za minami – z nimi można było sobie poradzić ręcznie – i gdy większa część Śmierciożerców weszła w zasięg min, krzyknęła:– TERAZ, FRED!!!
Chłopak wysłał zaklęcie, które wcześniej wymyślili i Hermiona zmusiła się do tego, by na to patrzeć – dwa pierwsze rzędy Śmierciożerców padły, jakby ktoś je podciął, choć wcześniej kulki ich nieźle poszatkowały. W tej samej chwili Hal dał znać Charlie’emu, który wyleciał razem ze smokami i rozpoczął atak. Ich przeciwnicy szybko doszli do wniosku, że przy użyciu kilku zaklęć tarczy są w stanie odrzucić pociski i szli dalej –wyraźnie wściekli i żądni krwi oraz zemsty. Gdy same wilkołaki były już zbyt blisko,usłyszała wrzask Hala:
– RÓŻDŻKI!!!
Na to hasło wszyscy rzucili się na wilkołaki i chwilę później nie został żaden z nich.
Jednak w tej chwili pojawiły się olbrzymy, które – na szczęście – szły dokładnie tak, jak sobie zaplanowali. Miny przeciwpancerne rozrywały im nogi i w efekcie zwalali się na ziemię rozpraszając Śmierciożerców. Zdążyła szybko się rozejrzeć i widziała, jak Bill skręca kark wilkołakowi. Obok niego Fleur, z obnażonymi zębami, coraz bardziej przypominająca swoją ptasią formę, rzuciła się na Śmierciożercę, który dotarł do ich
pierwszych szeregów. Luna, pełna skupienia, unikała ciosów wilkołaczki, która chyba nie
umiała celować – starała się bić Krukonkę pięściami, ale ani jeden cios jej się nie udał.
Po chwili leżała na ziemi, martwa. Charlie wrzasnął: „UWAGA!” i ze strachem spojrzała na wampiry, które wyskoczyły przed Śmierciożerców i rzuciły się na nich.
To było piekło. Nie nadążała z wymachiwaniem różdżką, a wampirzyca, która ją atakowała była szybka i silna. Rzuciła nią o drzewo i w tym samym momencie zobaczyła, że inny wampir rzuca na ziemię Hala. Zrobiło jej się zimno, gdy zauważyła, że Severus, z kamienną twarzą, wpatrując się w nią, zabija wampira i pomaga wstać swojemu przyjacielowi. Okrzyk Śmierciożerców: „ZDRAJCA!” rozbrzmiał w jej uszach, ale jedyne z czego sobie zdawała sprawę, to kobieta, która miała właśnie zamiar wbić swoje zęby w jej szyję. I że została sama. Nie miała nawet sił na zamknięcie oczu i zdziwiła się, gdy zza pleców wampirzycy rozbłysło zielone światło i przeciwniczka padła na nią. Martwa. Szybko ją zrzuciła z siebie i wpatrywała się przerażona w Augustusa Rookwooda, który z sadystycznym uśmiechem pogroził jej palcem.– Lepiej na siebie uważaj. Szkoda byłoby takiej szyjki.
Po czym pobiegł dalej. Nie przeklinając jej. Była mu winna dług życia. Promień, który
prawie musnął jej policzek przypomniał jej o tym, że jest w trakcie bitwy i musi najpierw
myśleć o przeżyciu, a dopiero później o spłacaniu długów za uratowanie wyżej
wymienionego życia. Obrzuciła ich sytuację jednym spojrzeniem i, wzmacniając
magicznie swój głos, ryknęła:- ODWRÓT!!! ODWRÓT NA BŁONIA!!! CHARLIE!!!
Smoki nadleciały i odgrodziły drogę tym, którzy byli na tyle głupi, by nie biec przed
siebie. Śmierciożercy, w większości, musieli się cofać. Ci, którzy tego nie zrobili byli
szybko pokonani. Hermiona złamała oba nadgarstki jakiejś kobiecie i posłała ją na
ziemię, po czym zaczęła biec w kierunku szkoły, po drodze omijając pułapki. Rozejrzała się, czy ktoś z nich zginął i odkryła, że cudem wszyscy przeżyli, choć większość z nich ucierpiała. Ona sama miała rozciętą skórę w miejscach, gdzie wbijały się pazury wampirzycy. Gdy minęła Molly Weasley, która zaczęła rzucać klątwy tak szybko, jak się dało, trochę się uspokoiła. Jednak ulga była chwilowa – kilka sekund później wyrzuciła w powietrze młodego Notta, który kilka dni wcześniej w tajemniczy sposób znikł ze szkoły. Wrzaski wściekłości przykuły jej uwagę i odruchowo obróciła się w stronę wejścia do szkoły – ktoś stamtąd wybiegał, a za nim praktycznie wszyscy, którzy tej szkoły mieli pilnować. Coś poszło źle. Bardzo źle.Lavender zgłosiła się do obrony szkoły – chciała, by to miejsce, w którym spędziła tak miło czas, było bezpieczne. Teraz stała ręka w rękę z Blaisem i szepnęła:
– Kiciu, co zrobisz jeśli…
– Spotkam moją matkę? – westchnął ciężko i podrapał się po karku. – Prawdopodobnie
po prostu ją ogłuszę. Nie będzie to łatwe, słonko.– Domyślam się. – Ścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się. – Jestem z tobą.
– Możecie się tak nie kleić?
Ernie stał tuż za nimi Susan i wyglądał na mocno poirytowanego. Jakby nie patrzeć on był poirytowany od czasu śmierci Zachariasza.
– Ernie, to, że ty nie możesz się cieszyć każdą chwilą…
– Daruj sobie te ckliwości, Brown. Długo mamy jeszcze czekać?!
– Na co?
– Na Świętego Mikołaja, kretynko. A na kogo?!
– Uważaj, jak się do niej zwracasz – warknął Blaise, co trochę utemperowało Puchona.
– Aż tak ci się spieszy do zabijania?
– To ich wina, że Zachariasz nie żyje. – W jego głosie było słychać nienawiść. – Muszą za to zapłacić!
Susan jedynie uśmiechnęła się do nich przepraszająco i przytuliła się do swojego
chłopaka, by go uspokoić. Objął ją, ale tak jakby odruchowo. Gdy usłyszeli na błoniach
pierwsze krzyki zrozumieli.– Zaczęło się. – Blaise pocałował Lavender w czoło. – Jestem szczęśliwy. Serio,
maluszku.– Ja też…
Obróciła się, by powiedzieć, że zaraz będą musieli się przegrupować, ale zamknęła się
widząc, jak Ernie całuje namiętnie Susan. Najwyraźniej już mu przeszło, albo w obliczu śmierci zrozumiał, co jest ważne. Skończył pocałunek i przytulił zszokowaną dziewczynę mocno do siebie.– Przepraszam, Susan.
– Ależ nic się nie stało, Ernie.
– Och. Nie. Dopiero się stanie. – Lavender nie mogła uwierzyć. Ernie przyłożył swojej
dziewczynie różdżkę do brzucha i wyraźnie i głośno powiedział – Avada Kedavra.
Susan padła martwa na ziemię, a on spojrzał na nią beznamiętnie.– Idiotka. – Prychnął i podniósł głowę. Wszyscy na niego patrzyli. Pierwszy ocknął się Seamus, który wpatrywał się w ciało dziewczyny wielkimi oczami. Ryknął wściekle i zaczął rzucać klątwy, które były przeznaczone dla wrogów. Ernie przebił się przez tłum zszokowanych ludzi i wybiegł na zewnątrz, po drodze rzucając klątwy na każdego, kogo spotkał. Lavender zacisnęła usta i pobiegła tuż za Neville’em, a za nią jak cień – Blaise.
__________________________________
Autorka: mroczna88
CZYTASZ
Szach Mat! cz. 2 by mroczna88
FanficKontynuacja Szach Mat! czyli hgss bez cukru by mroczna88